~Carmel~
Ten dzień zostanie w mej pamięci na zawsze. To jest mój czas! Bitwa ostateczna. Ostatnie cięcia ostrza na skórze. Czuję się jak Frisk z Undertale... nie chcę... po raz pierwszy... nie chcę go zabić. (No musiałam nooo XDDD) Nie! Słabość i miłość to złe doradczynie, poprowadzą mnie na zgubną ścieżkę chaosu! Żadnych uczuć! Tylko niszczą mnie od środka, ale... czy tak się da? Prowadząc ten wewnętrzny monolog zacisnęłam swe piąstki w całość. Nie! Nie jestem słaba! Jestem gotowa. Mą twarz wykrzywił grymas uśmiechu, tego dobrze znanego psychicznego wyszczerzu odziedziczonego po ojcu i reszcie mej dumnej rodzinki. Przepełnia mnie determinacja! Gdy sięgnęłam po rączkę ostrza usłyszałam za sobą głos Blue.
-Jesteś gotowa....- Pokiwałam twierdząco. Za paskiem spódniczki umieściłam ostrze. Wbrew protestom dziewczyn we włosy włożyłam specjalne Japońskie pałeczki. Wyglądają jak ozdoba do włosów, ale naprawdę są to ostre szpikulce. Dostałam je od Cioci Viol... sama często z takich korzysta, ale nie jestem pewna czy dlatego że je lubi czy dlatego że... jest przygotowana na wszystko.Po prawdzie stawiam na tę druga opcję. Nie dziwię się jej. To idealna broń i łatwo ją ukryć przed ciekawskim wzrokiem innych.
-Adieu!-Wykrzyknęłam pierwsze lepsze pożegnanie które mi na myśl przyszło po czym powolnym krokiem ruszyłam na dziedziniec. Krew buzowała we mnie niczym lawa w wulkanie, a może to adrenalina czy zwyczajne podniecenie nadchodzącą utarczką? Nawet jak będę ciągle umierać to będę się odradzać i walczyć! Do ostatniej szkarłatnej kropli w mych żyłach! Oparłam się o ścinę budynku i czekałam.... Proszę.... nie przychodź... Wołała moja podświadomość. Czemu? To nie możliwe by mi na nim zależało więc pytam się czemu! Nie ważne... za późno na przeprosiny.... Jeśli będzie trzeba zabiję wszystkich... zabiję by się uwolnić z tego wiecznego koszmaru....(Czy tylko mi się to wszystko kojarzy z UNDERTALE???)
~Michael~
Nie dam rady-pomyślałem patrząc na nią zza rogu. Zdecydowana z twarzyczką podniesioną ku niebu i oczekującą na ostateczność. Jakby przywoływała księżyc by był sędzią w tej utarczce i wydał sprawiedliwy osąd pogrążając jedno z nas w wiecznym mroku śmierci. Jej włosy błyszczały w jego promieniach które odbijały się od bieli i oplatały małymi kryształkami, wyglądała jak młoda bogini która porzuciła niebo i zstąpiła na ziemię. Przekręciłem głowę i zwinąłem dłoń w pięść. Musze to zrobić... choćbym nie wiem jak nie chciał. To mój cel... Wysunąłem się z cienia. Jej wzrok padł od razu na mnie.
-Nareszcie...-Oznajmiła głucho. Nikły uśmiech wpłynął na mą twarz dając jej złudne poczucie mojej zawziętości i gotowości do celu.-Co to za uśmieszek panie poważny?-Zapytała.
-Tak jakoś... wyobraziłem sobie koniec.-Parsknęła śmiechem.
-Rozumiem. Faktycznie....-Podniosłem jedną brew ku górze.- To równanie jest banalne.... Ty + Nóż + Krew.... No i "Bad end night".-Rzuciła pierwsze co miała na myśli, i to w niej lubię... podziwiam jej bezpośredniość. Nie pozostało mi nic innego jak się zaśmiać z kwestii która wypłynęła z ustek białowłosej, śmiech jednak znikł wraz z wybiciem sądnej godziny.
-Wiesz...? Będę tęsknić za tego typu kwestiami z twych ust.
-Wiem... bo nie usłyszysz, ani nie odpowiesz. Martwi nie słuchają i nie mówią...
Dziewczyna w mgnieniu oka wyjęła zza pleców nóż, robiąc nim zamach. Od razu dało się zauważyć substancję na nożu. Kurara, albo inne gówno (no musiałam). Usunąłem się z drogi cięcia. Eh, zatem byle nie dać się drasnąć. Podbiłem jej rękę, i podciąłem dziewczynę, by zwaliła się na ziemię. Po czym nadepnąłem na jej nadgarstek, starając się zmusić ją do puszczenia noża. Tak jak myślałem, nie puściła go. Zamiast tego zachichotała donośnie. Spojrzałem na nią niepewnie, ta tylko uśmiechnęła się szeroko. Jednak wraz z nasileniem nacisku na jej nadgarstek, uśmieszek znikał. Mogłem ją zabić, właśnie w tym momencie! Ale, to wydało się zwyczajnie zbyt proste. Gdzie do cholery tkwił haczyk?
-Przepraszam, ale ja tu czekam-odezwała się.
Gdy nie otrzymała odpowiedzi, westchnęła ciężko. Białowłosa przełożyła nóż do drugiej ręki, po czym wbiła go w ziemię, tuż obok mojej nogi. Zrobiłem krok do tyłu, nie wiem czemu, może to przez nerwy. Dziewczyna podniosła się z ziemi, cały czas unikała mojego spojrzenia. Wyjąłem z kieszeni scyzoryk, inna broń nie zmieniła by zbyt wiele. Wszystko przedłużałem, oczywiście celowo. Im dłużej była blisko, im dłużej słyszałem jej oddech i czułem zapach jej słodkiej krwi, tym lepiej. Teraz tak sobie myślę: za co ona chce mnie zabić? Nie zrobiłem jej aż takiej krzywdy, poniosło mnie, ale mogło się to wszystko gorzej skończyć. Cóż, dzierżyłem dalej maskę, kryjąc za nią emocje które czułem. Ale w tych warunkach, w tym świecie, lepiej grać idiotę. Machałem ostrzem scyzoryka na ślepo, jeden jak i drugi wynik mi nie odpowiadał. Ale czy teraz mam coś do gadania? Wątpię... Przymrużyłem oczy, dalej machając bronią. Taka krwawa wyliczanka, mojego autorstwa. Poczułem siłę która przewaliła mnie na ziemię, coś na mnie leżało. Otworzyłem oczy. Początkowo obraz był rozmazany, jednak po kilku sekundach mogłem ją dostrzec. Carmel leżała na mnie, ściskała mnie z całej siły, przynajmniej tak sądziłem po wyrazie jej twarzyczki. Kiedy zauważyła że już leżę, podniosła się do pozycji siedzącej. No, jeśli mam już zginąć... To dziękuję, że ostatnim co zobaczę, to ten widok, ta perspektywa... Widok bardziej podniecający niż ten znany mi sprzed kilku lat, i to miałem stracić? Walcie się bogowie! Olać to co się stało, to ja wygram. Dziewczyna odgarnęła włosy z jej twarzy i pochyliła się nade mną. Patrzeliśmy sobie w oczy, co jest nieprawdopodobne przy tej dziewczynie. Dziewczynie, która zawsze miała problemy z patrzeniu komuś w oczy. Chciałem się podnieść, ale przycisnęła mnie do ziemi. W końcu znalazła się niebezpiecznie blisko, tak blisko że nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Nie wiedziałem, to ona, czy ja? Kiedy chciałem ją odepchnąć od siebie, zaprotestowała. W końcu sama przerwała pocałunek. Spojrzała gdzieś w niebo, jakby ktoś z góry miał jej pomóc w dobraniu odpowiednich słów.
- Poddajesz się?- Powiedziała drżącym głosem.
Teraz zauważyłem cięcie na jej brzuchu, krwawiła. Szkarłatna ciesz skapywała na mnie.
- Czy ty zawsze musisz tak kokietować?- podniosłem się, zrzucając ją.- Poddaje się.
Carmel kiwnęła główką, wstała i powoli skierowała kroki w stronę szkoły. Zostałem sam. Jednak, mogła mnie zabić. ( sry za wszystko, dalej mam zjebany system po pewnym hentaiu T^T )












