czwartek, 31 grudnia 2015

Happy New Year !


Niech ten następujący rok przybliży was do szczęścia o krok. Dużo śmiechu, radości i słodkości w tę sylwestrową noc! Niech nikt nie zmruży oka bo dziś świat na nas czeka i woła z daleka. Ten czas najlepiej spedzić z innymi, mniej lub więcej radosnymi. W tę noc życzę magii moc.

Życzy Violet aka Julia ^^

wtorek, 29 grudnia 2015

Trochę się wtrącę... :/

Ohayo! Od razu z góry przepraszam za zaśmiecanie tego bloga moją robotyczną osobą.
(Fritz: Wstawia post raz na miesiąc i myśli, że jest fajna...
Charms: Morda! O byciu fajnym masz tu najmniej do mówienia!)
Ech, anyway, chciałam tylko powiedzieć, że mój blog wreszcie przeszedł modernizację. No cóż, obiecałam, że skończę to do gwiazdki, ale... Fritz mi ukradł kalendarz. ^^
(F: Co ja?!)
Nic, nieważne, nie musisz wiedzieć, co inni o tobie mówią... Na zakończenie dodam tylko: serdecznie zapraszam! Tutaj macie link (chyba już gdzieś go wstawiałam, ale who cares?):
Fairy Eter
A na zachętę dodam zdjęcie (Lulu Marvell i Vi wiedzą, z czego jest :3).

Cienie przyszłości- Rozdz. 11 Pierwszy test...

Per. Atena

Dziwne się czuje gdy nagle z samego rana ktoś mi obwieszcza że ci z góry mnie wzywają. To tak jakbym miała iść na dywanik pierwszego dnia szkoły. Chcąc, nie chcąc ubrałam jeansowe czarne rurki i czarne bluzkę na ramiączkach. Idziemy w czerń, włosy spięłam w koka który po kilku chwilach się rozsupłał. Cholera! Jak ja nie znoszę swych włosów! Nienawidzę tez pedantycznych ludzi, a większość z mijanych pomieszczeń była sterylnie biała. Ludzie mijali nas jak przypadkowe przybłędy, ale zatrzymywali się za nami i wytykali palcami moje włosy. Serio? Fioletowego z złotym nie widzieli? Niech patrzą na te kłaki co noszą na głowie. Po kilku chwilach zaczęłam być nie znośna. Tak mam jak nie mam kontaktu z bronią przez 24 godziny.
-Daleko jeszcze?- Zapytałam.
-Nie.- Odparła Mia. Klikając w jakiś guzik w ścianie, wprawiając ów ścianę w ruch. No pewnie. Winda!
-To daleko jeszcze?- Zapytałam po raz kolejny.
-Nie kotku.- Mruknęła Lyn przeciągając się jak kot.- Może się przespać zanim dojedziemy na miejsce?- Zaczęła się zastanawiać Kotka.
- Acha... To ile pięter w dół?- Zapytałam.
-15.- Skróciła Riley opierając się o lustro i.. zmieniając kolor jego tafli. Wystarczyło że wykonała ruch małym palcem i wypowiedziała coś pod nosem, by pstryknęły iskierki i coś się stało.
-A daleko jeszcze?- Przepełniłam czarę goryczy XD
- Nie Ja tu cholery przy tobie dostanę. - Warknęła Wampirzyca, a jej kły się lekko wysunęły. Prawie się na mnie rzuciła, gdyby nie Riley. Różowo włosa stanęła między nami i zakręciła palcem mrucząc coś o paraliżu. Wampka stanęła tak jakby nie umiała ruszyć żadną częścią ciała.
-Radzę uważać. Wampiry mają słabe nerwy i są....dość oschłe w okazywaniu uczuć.- Pokiwałam głową.
-Jesteś czarownicą?- Zapytałam a potem uświadomiłam sobie jak to głupio brzmi XD
- No... nie do końca.- Prychnęła. Winda się zatrzymała, a ja razem z Riley pchałam sparaliżowaną jeszcze Mię, i obudziłyśmy Lyn. No dobra... popchnęłam Lyn a ta się obudziła... Ale to był wypadek! Tak jakby....
Po chwili stałyśmy w wąskim korytarzu koloru... nie zgadniecie jakiego! No bingo białego! Dziewczyny już pełne władności we wszystkich kończynach zaprowadziły mnie pod jedne z drzwi.W pomieszczeniu już stały bliźniaki i jakaś dziewczyna, której nie miałam okazji wcześniej poznać.
- Będziemy oryginalni i zaliczysz dwa testy podczas jednej akcji - zaczął Matthew.
- Jakie? - odparłam znudzona.
- Zniszczysz JumboTrona, a potem wyciągniesz z niego nieuszkodzoną kartę pamięci - kontynuowała Skyler.
- A ta tu po co? - wskazałam na dziewczynę, której włosy miały kolor platyny, a oczy... trudno stwierdzić. Piwne, a może zielone? Nie, niebieskie... już sama zwątpiłam.
- A to właśnie nasze genialne znalezisko - zaczął Matt chwytając dziewczynę za barki.
- Nie jestem zabawką - powiedziała sfrustrowana i ściągnęła ze swojego ciała jego dłonie.
- Ona i...
W tym momencie otworzył się drzwi, w których stanęły kolejne dwie osoby. Następny platynowiec (w sensie włosy) i jakaś dziewczyna ze złotymi włosami oraz oczami w identycznym kolorze.
Za to na twarzy "Avery" zauważyłam swego rodzaju ulgę. Ta to musi mieć niezłe huśtawki nastrojów. W jednym momencie w stanie kogoś zabić, a w następnym... o mało nie paść.
- Ja ją zastąpię - bez czekania na odpowiedź chłopak wparował do środka i zaczął coś szeptać platynowej do ucha. Potem przez chwilę popatrzyli sobie w oczy, a jej "wybawiciel" pocałował ją w czoło.
- Ten "kochaś" - Matt popatrzył z niechęcią na intruza - to Patrick, a...
- Koleżanka stojąca w drzwiach ma na imię Sophie - dokończyła za niego Skyler.
W między czasie Avery ruszyła za złotowłosą i obie opuściły pomieszczenie. Dopiero rozejrzałam się dokładniej. O ścianę za moimi plecami opierała się zielonooka dziewczyna z czarnymi włosami.
- Kto to? - zwróciłam się do bliźniaków.
- Niczym się nie wyróżnia. Jest jak normalni - skwitowała Sky.
- Ta "ona" ma imię - przewróciła oczami.
- Lara - w końcu odezwał się Patrick.
- I nie taka zwykła.
- Zajmijmy się najpierw Patrickiem - przerwał jej Matt.
- Wnioskuję, że umie to co Avery, która nas opuściła przed momentem.
- Bingo. Mają w głowach chipy, którymi mogą kontrolować wszystko co związane z elektroniką.
- Od zwykłych PC-tów, aż po JumboTrony i inne tego typu rzeczy - powiedział za bliźniaki, jakby się martwił, że powiedzą coś za dużo.
- Avery jest tego typu rzeczą? - wtrąciła się Lara.
- Za...
- No bo oni mogą się nawzajem kontrolować, gadać bez słów jakby byli jedną osobą - przerwała mu, a zaraz po tym zaczęła się złowieszczo śmiać.
- Ty lepsza nie jesteś! Możesz zmusić ludzi jednym słowem, żeby byli ci posłuszni, ale ta wojna ci pokrzyżowała plany, bo nie masz kontroli nad nadnaturalnymi i tymi z genem! - Patrick dostawał szału.
- Oraz wami, chipowcy - nie zrażała się.
- Zabiłaś własnego ojca!
- A on moją matkę.
- Możecie ją łaskawie wyprosić stąd? - warknął do bliźniaków.
- Sorka, ale ona ma za zadanie opiekowania się Ateną...
- To ja jestem dzieckiem potrzebującym opiekunki?! - wędrowałam wkurzonym wzrokiem od bliźniaków i chłopaka do tamtej dziewczyny.
- A myślisz, że mi to odpowiada? Przecież nie jestem jakąś staruchą od pilnowania osób w moim wieku - wywróciła oczami.
Matthew patrzył na nią jak na idiotkę.
- Ale wy nie jesteście stare... - w tym momencie oberwał od Skyler.
- Jesteś głupi, czy tylko udajesz? Jak można było tego nie zrozumieć?!
- To że jesteś moją siostrą nie znaczy, że możesz ze mną robić co chcesz! - rzucili się na siebie.
Patrick odsunął się od nich nie chcąc zostać wciągnięty do bójki. Tamci nic jednak sobie nie robili. Wyjęli swoje bronie - Skyler nadziak, a Matthew włożył na ręce kastety. Przez chwilę zwątpiłam, że będzie przeprowadzany jakikolwiek test.
- Oni tak będą jeszcze długo? - oparłam się o ścianę w ślad za Larą.
- Póki ktoś nie przyjdzie tego przerwać, to raczej tak - wzruszyła ramionami.
- Wyjazd - jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się Cordy, a nasi wojownicy przerwali walkę. - Wasza matka nie byłaby z tego dumna.Tamci bez słowa wyszli ze skruchą na twarzy, ale mogę się założyć, że zaraz po wyjściu stąd się pogodzili.
- Na czym stanęło? Odnośnie testu oczywiście - Cordy zwróciła się do Lary.
- Na tym co tutaj robi Patrick.
- Dobrze. No to możemy zaczynać - wprowadziła Patricka i czarnowłosą do pokoiku obok.
Zaczęli mnie obserwować przez szybę i w tym momencie zobaczyłam jak jest otwierany jakiś właz w ścianie z którego wylatuje JumboTron. No bez jaj...
- Dacie mi jakąś broń może? - popatrzyłam w ich kierunku z wyrzutem.
- Sama musisz dać sobie radę - odkrzyknęła Skyler.
Co ja miałam? A, wiem. Unieszkodliwić i zdobyć jakąś kartę.Metalowa maszyna powoli wędrowała ku mnie jednak... z jakąś nie skrytą ostrożnością. A z doświadczenia wiem że te roboty nie kierują się logiką, ktoś musi nim sterować! Heh.. no to się zabawmy. Po pierwsze muszę określić z jakim typem robota ma tu do czynienia, może się okazać że z typowym robotem mordercą albo... wielką wyrośniętą maszynką do lodów XD Robot jak na potwierdzenie swego statusu strzelił laserem w ścianę za mną.
-Okej, okej... robot zabójca. Przyjęłam do wiadomości.- I cofnęłam się o krok. Robot zrobił te sam ruch. Podleciał o jedną miarę kroku. Zmarszczyłam brwi. Przesunęłam się o jeden krok w przód, on to samo. Na mojej twarzy wykwitł chamski uśmiech. Ktokolwiek nim steruje ma głowę na karku. Cóż... trafiła kosa na kamień. Cofnęłam się o dwa kroki, posłałam robotowi uśmiech pełen szczerej pogardy. Zastanawiam się... czy powiedzieć im potem że ja rozwalałam JumboTrony prawie codziennie? Nie... Skąd mogą wiedzieć jak to jest żyć prawie na ulicy. Mama prawie nigdy nie obecna w domu ponieważ... no powiedzmy szczerze. Puszczała składy broni wroga z dymem. Dyskretnie starała się prowadzić oddział rebelii w mieście, a tata jej pomagał. Prowadzili... podwójne życie. A co ja miałam robić? Nie będę siedzieć pod kloszem! Włóczyłam się, rabowałam, i niszczyłam to co on stworzył. Bądzmy szczerzy, przez całe życie prowadziłam z nim cichą wojnę, tylko po to by pomścić Aidena. On... zawsze był obok mnie, był moją podporą. A Evan nawet to mi odebrał. Upadłam na kolana, rozłożyłam ręce na boki i klęczałam w bezruchu. Robota zamurowało.
-No dalej.- Zganiłam.- Zabij mnie.
- Co ona wyprawia? - usłyszałam głos Lary zza szyby.
- Nie przerywaj - odparła Scarlett i zaczęła wpatrywać się w scenę. Robot chyba uwierzył w moje słowa ponieważ ruszył do przodu w moim kierunku. Mój mózg zaczął analizę każdego jego ruchu i mojego statusu. Zbliżał się powoli i ostrożnie. Z tego można wywnioskować że osoba nim kierująca woli przemyślane akcje i szuka w nich logiki. Moja ,,kapitulacja,, zbiła tą osobę z tropu. 22:29
Przypomniałam sobie że nie zrewidowali mnie przed rozpoczęciem próby. Czyżby wierzyli że wzięłam ze sobą broń? A może myślą że pokażę imię jakieś ,,moce,,? Nie.. Załatwię ich na swój niepowtarzalny sposób. Nie na darmo noszę imię bogini mądrości i taktyki wojennej. Zwykły przewiewny czarny kostium.. raczej mi się teraz nie przyda. Ale co innego gumka... Coś zaczęło mi ciążyć na szyi. Naszyjnik. Mama mi go dała po śmierci Aidena, mówiła że przyda mi się w najgorszych sytuacjach.
-Choć tu robotku...- Pokiwałam tylko do niego palcem. Kiedy zbliżył się na odległość 3 kroków.. Z szybkością jaką bym siebie nie podejrzewałam zerwałam się z ziemi i naszyjnik z szyi. Uderzyłam go jak lasso i oplotłam mu kończyny. Zgrzyt metalu i robot znalazł się na ziemi. Spojrzałam na wisiorek. Ha! Tytanowy łańcuszek, no kto by się spodziewał... Zanim metalowa maszyna wstała odwróciłam się do ściany i z krótkiego rozbiegu zrobiłam fikołka w powietrzu. Wylądowałam na metalowym monstru. Maszyna próbowała się mnie pozbyć, ale silnie uczepiłam się jej prowizorycznej głowy.
Co teraz.... Zabawę czas zacząć ... hehe. Próbował chwycić moje długie włosy i zerwać mnie z siebie, ale ja się nie dałam. Użyłam łańcucha jako piłki do metalu. W końcu żelazo kuje żelazo. Dorwał moje włosy, szarpnął tak mocno że aż mi mroczki przed oczami stanęły... Osz ty! Nie ma litości. Ogarnął mnie taki nie pachomawany gniew. Piłowałam dalej ale szybciej i mocniej, Sypały się skry. Moje oczy przejęła głęboka czerń, a z gardła wydobył się mrożący krew w żyłach rechot.
- Oho, zaczyna się ta "prawidłowa część" - znów Scarlett zza szyby.
- To wasze tęczówkowe voodoo jest już nudne - tym razem Lara wyraziła swoją opinię.
Robot jak na wezwanie zaczął dawać z siebie więcej niż się spodziewałam.
Kopnęłam go mocno, już nie czułam bólu. Z całej siły wycięłam się w metal, jednym susem zerwałam mu metalową głowę. On chwycił mnie jak lalkę i trzepnął mym ciałem o ziemię. Zgięłam się w pół, zakasłałam. Po czym wpadłam na kolejny ,,cudny,, pomysł. Cholera Atena! Przecież ty znasz schematy tych JumboTronów na pamięć. Reagują na ruch. Pamiętam jak kiedyś przyglądałam się oposom. Kiedy zbliża się zagrożenie udają martwe! Położyłam się na ziemi i zaczęłam oddychać coraz wolniej, i wolniej.... aż w końcu tak nie słyszalnie że aż słyszałam muchę w drugim pomieszczeniu. Czas zwolnił a robot się zatrzymał. Spokojnie... pomyśl o czymś relaksującym... o błękitnych falach... i białej pianie...O rodzicach... Wtedy to zrobiłam. Moje serce biło tak nie słyszalnie, że aż prawie wcale. Nagle czułam się tak jakby ktoś mnie wyciągnął z ciała. Jak... duch... ale... byłam w tym samym pomieszczeniu, tyle że nie sama. Robot jakby staną w miejscu, czas stanął w miejscu.
-Eve? Wszyscy?- Krzyknęłam.- To jakiś głupi żart?!- Naprawdę nie mam humoru na takie żarty.

Per Lara
- Oj Patrick, coś czuję, że zaraz będziesz miał z fioletowymi na pieńku - zaśmiałam się patrząc na ciało Ateny.
- Dość - chłopak wstał i otworzył oczy, a robot runął na ziemię.
- Co ty odwalasz?!
- To co mogę - wyszedł z pomieszczenia, ale po chwili pojawiła się w nim Avery.
- Czyżby potrzebował zastępstwa? - zachichotałam.
- Zamknij się - usiadła na jego poprzednim miejscu.
Przewróciłam oczami. Po chwili robot uniósł się w powietrze
Ale... zaczął strzelać w szybe, a dokładniej to we mnie! Schowałam się za Avery.
- Przestań! - szarpnęłam ją za ramiona.
- Avery! - tym razem Cordy mi zawtórowała i ściągnęła dziewczynę z krzesła.
JumboTron wpadł w czysty szał. Najpierw próbował wyważyć szybę, potem drzwi i znowu szybę. W końcu zrezygnował i ustawił się przy drzwiach.
- Sama go zaraz załatwię, bo mnie już wkurwia - wyjęłam pistolety.
Otworzyłam drzwi, zrobiłam wślizg pod tą kupą złomu i kiedy się zdezorientowała, zaczęłam strzelać.



Per. Atena

Spojrzałam na robota, podeszłam do niego delikatnie i próbowałam go dotknąć. Ale moja ręka przez niego przeniknęła. Nagle maszyna zaczęła wariować, upadłam, lecz nic nie poczułam. Co do ... nagle wzięłam głęboki wdech i znalazłam się z powrotem w ciele. To... było dziwne. Czy ja... wyszłam z ciała?! Oke..... nie wnikam... W mojej głowie tkwił dokładny wzór robota, wszystkie części mechaniczne i nie dogodności. Słaby punkt znajduje się na tyłach robota. Obok miejsca gdzie wisiałam, mały punkt. Wtedy do mnie dotarło... Albo ja wyszłam z ciała, albo zatrzymałam czas. Jest jeszcze trzecia opcja, Eve se robi jaja.
- Może się pospieszysz? - Lara zaczęła fikołkami robić uniki od kul, które wystrzelał robot. Rzuciłam się z wrzaskiem na robota, odbiłam się od ściany wywinęłam salto i powaliłam go ciężarem swego ciała. Z nieprzewidywaną siłą wyrwałam mu ramię, czarny smar rozbryzgał się na wszystkie strony. Robot zachwiał się do tyłu , a ja wyrwałam z łańcuszka zawieszkę, był to sierp księżyca. Ostry sierp księżyca. Robot próbował mnie powtórnie zrzucić, ale ja wbiłam sierp w jego słaby punkt. Robot przestał strzelać, przez jego ciało przeszła fala łaskoczącego prądu i upadł. Osunęłam się nim mnie przygniótł, swym masywnym ciałem. Rzuciłam się na niego i zaczęłam wyrywać stalowe części. Aż nie dostałam tego czego szukałam. Chipa. Uniosłam go w tryumfalnym geście.
-O to chodziło?- Zapytałam.
- Tak - wyciągnęłam po niego rękę.
Cofnęłam rękę.
-Sory nianiu ale to nie dla ciebie.
Zawiesiłam łańcuszek na szyi.
-Dzięki mamo.- Mruknęłam po cichu.
- Oddaj jej to, ja muszę się zająć Avery - zza szyby wyszła Scarlett z nieprzytomną na rękach. - Ja się nią zajmę, a ty zaprowadź Atenę na kolejny test.
-Łoł... już macie kolejny? A myślałam że dzisiejszy dzień będzie nudny...
- Widzisz, życie zaskakuje - ruszyła w stronę drzwi....



niedziela, 27 grudnia 2015

Cienie przyszłości- Rozdz.10 Współlokatorki .....

,, Nie wszystkich których znamy można uznać za przyjaciół,
ale wystarczy się rozejrzeć by znaleźć tych prawdziwych...."

Per.Ateny

Kiedy się obudziłam poczułam znów ten nie przyjemny chłód, który przenikał mnie aż do kości. Leżałam na jakimś bardzo wygodnym łóżku co w odróżnieniu do twardej ziemi było wielką odmianą. Ale zimno przenikało przez pościel i raziło wszystkie nerwy zmuszając do wstania. Warcząc pod nosem przekleństwa otwarłam jedno oko, potem drugie, niezgrabnie ziewnęłam i się przeciągnęłam. Ale to co zobaczyłam kompletnie wybudziło mnie z mary Morfeusza. Z mojego gardła dobiegł tylko niski pisk, który po chwili z nie wiadomych przyczyn zmienił się w warkot jak u drapieżników które mają zaraz zaatakować ofiarę. Kopałam nogami pościel aż całkiem nie spadła z łóżka, ale ona przenikała przez mojego ,,gościa".
Na rogu mojego łóżka siedziała postać małej dziewczynki, pochylonej w przód w nie zgrabnym łuku. Jasne włosy miała skosmacone i brudne od ziemi, tak jakby dopiero co powstał spod ziemi. Ubrana była w białą sukienkę splamioną krwią i błotem. Bose stopy, obok których walał się stary misiu bez jednego, guzikowego oka.


- Pomocy, Zabrali mi mamę, pomóż... - Zamknęłam oczy a gdy je otwarłam dziecko rozwiało się we mgłę. Nie... to tylko sen, zły sen... Nie było żadnego dziecka. Nigdy. Nagle usłyszałam kolejne niepokojące dźwięki. Kap, kap, kap... Woda. Ale... Gdzie? Spojrzałam na pokoik który wyglądał na typową sypialenkę. Duża szafa, tylko po co skoro mam mało rzeczy. Biurko, szafka nocna, wygodne łóżko, fiołkowo pastelowe ściany. Usłyszałam delikatne drapanie w drzwi. Pochwyciłam pierwsze co mi wpadło do ręki. Peszek. Ale nie dla mnie. Była to lampa z różowym abażurem, heh nie lubię różowego więc radość mnie wypełni jak go rozwalę. Osoba korzystająca z wody, zaprzestała tej czynności. Ale... kto? Jak... Uniosłam ucho do ściany i zaczęłam nasłuchiwać. Łatwo wywnioskować że gdzieś obok jest łazienka, i że ktoś bierze prysznic. Ale czemu do cholery mam taki dobry słuch że to wszystko wyłapuje.
- Cholera! Skończ już korzystać z tego kibla miernoto!- Usłyszałam zza ściany i prędko odskoczyłam. Podłoga cicho jęknęła. Czyli... są tu jeszcze dwie osoby i... coś. Tak coś co drapie w drzwi. Powoli podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Nie spodziewałam się tego co stało się po chwili. Coś wskoczyło na mnie z szybkością geparda i przewaliło na ziemię. Małe... Włochate... Zaczęło mnie lizać po twarzy. Tfu! Wynocha! Zrzuciłam zwierzak ze swego lica i prychnęłam na niego wściekle. Czarno biała kulka skuliła się pod naporem mego warknięcia.

-Peny do nogi!- Usłyszałam przed sobą. Była to dziewczyna o Azjatyckich rysach i ładnych długich falowanych włosach. Były jasne, a w nich różnokolorowe pasemka. Na twarzy banan, i iskrzące oczęta. Peny z kolei była czarno białą pandą! Pandą! Zaatakowała mnie panda! Co tu do cholery robi panda!? Nie wnikam... Nim się zorientowałam dziewczyna podała mi dłoń. Po kilku minutach wahania ujęłam ją i dałam sobie pomóc.
-Nie wierzę! TO naprawdę ty!- Pisnęła dziewczyna. Puszczając moją dłoń i skacząc z radości aż pod sufit niczym kangur.
-Aha... z tego co mi wiadomo to ja.- Odparłam nie wiele rozumiejąc z jej entuzjazmu. Jej oczy aż promieniały.
- Jedna z nich!- Dziewczyna tańczyła taniec radości.
-A łaskawie mi wyjaśnisz jakich nich?- Zapytałam. Po chwili z łazienki wyszła czarnowłosa dziewczyna. Miała długie czarne włosy aż do końca pleców i szare jak kamień oczy, co jakiś czas mieniły się na ostry szkarłat. Usta miała zaciśnięte i oczęta skierowane na moje czoło. Po chwili poruszyła brwiami, zakręciła głową i spojrzała na radosną ze złością.
-Wybacz jej, jest głupawa. Ona nigdy nie widziała istoty nadnaturalnej z genem. Nie widziała niczego... poza swoją watahą.- Zmarszczyłam brwi.- Mia Peterson.- Przywitała się tylko skinieniem głowy, nie podała ręki. Niby nic, ale ten gest znaczył tyle że dziewczyna nie lubi kontaktów fizycznych.
- Atena... Rodney.- Zamrugałam oczami i odparłam nie pewnie.
-Wiemy!- Radosna wręcz wskoczyła mi w ramiona. Ta chyba z kontaktem fizycznym nie ma problemów.
-E... wiecie?- Zapytałam zaskoczona.
-Że Że nie mówisz całej prawdy? Tak.- Odparła Mia sarkastycznie.- Słyszę bicie twojego serca.- Zamurowało mnie. Mało ludzi podchodzi do ciebie i mówi ,,Hej! Słyszę bicie twojego serca i wiem że kłamiesz".
- Acha...- Chyba spojrzałam na nią jak na ufoludka bo wyjaśniła.
-Jestem wampirem.Mam doskonały słuch więc nie próbuj kłamać w mojej obecności.- Na dowód obnażyła perliście białe kły.
-No nie gadaj...
- Kłamie?- Zapytała Radosna i niczym dziecko włożyła palec do ust. Wyglądała jak małe kociątko, zamrugała i przekrzywiła głowę na prawo.
- No przecież mówię ci futrzaku.- Warknęła Mia.
-To sen, tylko sen..- Wymruczałam pod nosem nie słuchając ich.- Baaardzo zły sen. Zaraz się obudzę w domu... przy rodzicach...
- Marzenia...- Mruknęła Mia.- Ale złotko to tylko marzenia.- Odstawiła mnie na ziemię z moich marzeń sennych. W jej oczach dostrzegłam jednak cień akceptacji i zrozumienia, których nie chciała okazywać.
-Niom XD.- Po chwili spojrzałam na nie zaskoczona.
Czemu... te dziewczyny najpierw skakały sobie do gardeł a potem się zgadzały?
-Dobra... a ktoś może mi to wytłumaczyć?- Zapytałam.
-Och to proste!- Klasnęła w ręce radosna. Nagle zadzwonił jej budzik, prychnęła. Dziewczyna naprężyła się i niczym kot syknęła na niego jakby był zagrożeniem. Pacnęła go ręką i zrzuciła z blatu szafki. Po czym tryumfalnie uniosła głowę jak gdyby nigdy nic. Wskoczyła na MOJE łóżko, do MOJEGO pokoju i rozłożyła się na łóżku niczym kot.
-Won z mojego wyra.- Wskazałam jej palcem drzwi.
-żadnego szacunku dla kotów...- Mruczała wychodząc poza obręb mojego pokoju. Tym razem Mia posłała jej tryumfalne spojrzenie.
-Cóż... Jesteśmy współlokatorkami.- Odparła Mia.- To...coś to...- Wskazała na roześmianą.- Jest Lynette Sho. Kotołak.
-Koto co?- Prawie się zakrztusiłam.
-Kotołak.- Odparła tryumfalnie dziewczyna tak jakby zwycięstwo nad budzikiem jej nie wystarczyło.- Odłam wilkołaków z innymi genami, mieszańce. Moi rodzice zostali zabrani do laboratoriów i...- Tu jej głos się załamał. Już nie musiała kończyć.- Domyślasz się pewnie...- Z oczu pociekły jej perliste łzy. Skuliła się na podłodze i zaczęła chlipać i miauczę niczym smutny kot. Mia podniosła ja z niewiarygodną siłą na nogi i otrzepała.
-Lyn... jeśli chcesz się nad sobą to w swoim pokoju a nie na podłodze.- Lyn pokiwała głową i stanęła obok wampirzycy biorąc się w garść.
-Tak... mi przykro.- Odparłam.
-Jakoś żyję... Nio nasza czwórka da sobie radę.- Odparła udając optymistkę, przekręciła głową która w tym świetle zdawała się biało złota.
-Czekaj... powiedziałaś czwórka? - Zapytałam.
-No tak.- Mruknęła Mia.- Ty, ja, to.- Tu wskazała na Lyn.- I...- Nie skończyła bo do naszego kompletu pomieszczeń weszła Riley.
-I ja.- Skończyła. Jej różowe włosy były sponiewierane tak jakby dopiero co była na wietrze. W nich miała słuchawki.- Zbierać dupy dziewczyny, dowództwo chce cię widzieć.- Przełknęłam ślinę, mam wrażenie że będzie się działo...

sobota, 26 grudnia 2015

Wydarte ze wspomnień - 6 - Inna historia 1/3

Kiedy patrzę jak popełniają samobójstwo z mojego rozkazu...



- Woda - machnęłam od niechcenia ręką, a jedna z dziewczyn stojących pod ścianą pobiegła czym prędzej.
Władza absolutna. Taka się urodziłam i  taka zostanę. To jest idealna zabawa. Wszyscy się ciebie słuchają i w żadnym momencie nie słychać sprzeciwu. Wszystko dzięki ojcu - siedzę sobie w mojej rezydencji, na a niewielkim podwyższeniu - niczym królowa.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Wejść - zakomenderowałam.
- Laro Elizabeth Brant, złaź ze swojego tronu! - no kto by się spodziewał...
- Tato - na mojej twarzy pojawił się uśmiech i wstałam, aby pokazać mu moją wyższość. - Co cię sprowadza w moje skromne progi?
- Dość tych szopek. Reszta rozejść się - cała moja darmowa służba zaczęła się wycofywać.
- Wracać na miejsca! - wrzasnęłam, a zaraz po tym posłusznie wykonali me polecenie.
Taki miły szczegół. Mój kochany ojczulek jest genialnym chemikiem. Do tego bawi się ludzkim DNA. Pamiętam, że nawet jakiś typ chciał z nim współpracować i pracować nad... nawet nie pamiętam. A miał na imię... Ethan? Evan? Nie pamiętam, ale za to nazwisko miał od jakiegoś koloru. Nieistotne, bo i tak się nie zgodził na to mój rodziciel. Za to jeżeli chodzi o jego badania, to on jak i ja zostaliśmy testerami genu, który powodował, że wszyscy ludzie musieli się nas słuchać. Świetnie, nie? Nie będę ukrywać, jestem od niego silniejsza. Tak przez przypadek kiedy wstrzyknął sobie tego jedną dawkę, ja wzięłam podwójną. Ups? O mało nie umarłam, ale było warto. W końcu jedna z dziewcząt przybiegła ze szklanką wody. Wzięłam łyk i odstawiłam resztę na stoliczek, obok mojego "tronu".
- Ładnie to się tak rządzić, kiedy przychodzi się w gości? - powoli zaczęłam schodzić ze swojego podwyższenia.
W marmurowej podłodze widniało moje odbicie - czarne włosy, zielone oczy i sukienka, za którą znajdowały się dwa pistolety. Nic nadzwyczajnego, no chyba, że chodzi o moje wnętrze.
- Miałem nadzieję, że jesteś roztropniejsza. Że nie wykorzystasz swoich umiejętności do wzbogacenia się - zrobił pauzę - kosztem innych.
- Mówi się trudno i płynie się dalej - uśmiechnęłam się nieszczerze.
 - Zabiłaś tyle osób...
- Jedną komendą. Cudownie, nie?
- Twoja matka nie byłaby z ciebie dumna.
- Ale nie żyje. Dzięki tobie - złość uderzyła we mnie z podwójną siłą. - To wszystko to była twoja wina!
- Laro, to był wypadek... - zaczął się wycofywać.
- A potem mnie wykorzystałeś jako szczura laboratoryjnego! - mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy. - To przez ciebie nie przeżyłam prawdziwej przyjaźni! Miłości... bo moje słowa wszyscy odczytują jako rozkazy do ślepego wykonywania.
Starłam "krew duszy" ze swych policzków i wróciła mi dawna siła.
- Wy dwaj! Brać go! - w tym samym czasie gdy zaczęli szarpać się z moim ojcem wróciłam na tron.
Znudzonym wzrokiem przypatrywałam się jego nędznym próbom. Jednak moje rozkazy były silniejsze od jego. Po chwili dwóch osiłków doprowadziło go pod mój podest czekając na dalsze rozkazy.
- Niech ktoś pójdzie po piłę mechaniczną. Przedstawienie czas zacząć - założyłam nogę na nogę, klasnęłam, a następnie z mojego gardła wydobył się szatański śmiech zwiastujący, jak zawsze, czyiś koniec.


piątek, 25 grudnia 2015

Wydarte ze wspomnień - 5 - Czy to ty?

Ważne wspomnienia zostają, chociaż na dnie naszej pamięci...


Per Violet - czas bliżej nieokreślony

Dzień niczym nieróżniący się od wszystkich. No może z jednym wyjątkiem...
- Co się tak drzecie? - otworzyłam drzwi do pokoju z których dochodziły krzyki.
Wszyscy z zachwytem wbijali wzrok w ekran telewizora. Pokój przesłuchań. Nic nadzwyczajnego. Jeden z naszych krążący po pomieszczeniu i jakaś dziewczyna złapana wczoraj. Taa... rozwaliliśmy najgroźniejszą mafię. Przesłuchiwana miała zielone oczy, czarne długie włosy i... w sumie nic niezwykłego. Jednak zważając na jej obecną sytuację była zbyt rozluźniona. Do tego nie przejmowała się zbytnio czyjąś obecnością.
- A nagrania z porannych przesłuchań - odparł jeden.
- I co w tym takiego ciekawego?
- Popatrz - wskazał na ekran.
- Imię i nazwisko - zwrócił się chłopak, który miał za zadanie ją przesłuchać.
- A czy to ważne? - machnęła jedną z rąk, które były skute metalowym łańcuchem do blatu.
- Imię i nazwisko.
- Umie pan tylko trzy słowa? Ciekawe - na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek.
- Imię. I. Nazwisko - wysyczał przez zęby.
- Oj. Czyżby komuś nerwy puszczały?
- Powtórzę jeszcze raz. IMIĘ I NAZWISKO.
- O czyli pan umie jeszcze trzy inne słowa - wyciągnęła do niego rękę. - Gratuluję. Robi pan postępy.
- IMIĘ I NAZWISKO! CZY TO TAK TRUDNO ZROZUMIEĆ?! - wykrzyknął zirytowany.
- Ale czyje? - zachichotała czarnowłosa.
- I to jest takie super? - popatrzyłam z zażenowaniem na resztę.
- Patrz dalej.
- Co jest takiego świetnego w denerwowaniu mnie? - uderzył rękoma o blat.
- Specyficzne poczucie humoru - w tym momencie chłopak podszedł, by ją uderzyć.
Jednak coś poszło nie po jego myśli. Chybił, a dziewczyna znalazła się za nim, ściskając jego szyję łańcuchami od swoich kajdanek.
- Jeszcze jakieś pytania? - usłyszałam znajomy śmiech. Ten sam, co w mojej rodzinie...
- Gdzie ona teraz jest?
- Pewnie dalej w pokoju przesłuchań, ale i tak już nie nagrywają.
- Ciekawe dlaczego... znowu jakieś zakłady? - rzuciłam im wymowne spojrzenia.
- A czego się spodziewałaś? - część z nich zaczęła się śmiać.
Ruszyłam na odpowiednie piętro. Wycisnę z niej cokolwiek, choćby nie wiem co.
- Wolne? - zapytałam podchodząc do jednego z ochroniarzy.
- Proszę - otworzył drzwi.
Siedziała tam ta sama dziewczyna. Ze znudzeniem wpatrywała się w kajdanki. Usiadłam po przeciwległej stronie stołu.
- No wreszcie jakaś dziewczyna - na jej twarzy pojawił się perfidny uśmiech. - Jak tam zakłady? Za ile poszłaś?
- Za 0. Nie bawię się w żadne gierki - odparłam. Postarałam się nie zdradzać swojej ciekawości. Nasza "zakładniczka" wydawała się mi dziwnie znajoma.
- To dobrze. Może odpowiem na parę pytań - wyjęła z oczu soczewki... czyli jednak nie zielone, a fiołkowe...
- Co tu robisz?
- Mam jakąś prowizoryczną rozrywkę. Dałam się złapać, żeby zobaczyć jakie to świetne zabezpieczenia macie.
- I co w związku z tym?
- Wystarczy mi tej zabawy, zniknę tej nocy.
- Właśnie zdradziłaś mi swój plan.
- Brawo Sherlocku. Punkt dla ciebie.
- Okej...
- Wiesz, chce mieć jakieś większe wyzwania.
- Dobra, wróćmy do tematu. Jak się nazywasz? - łatwo umie zmienić temat rozmowy.
- Opowiedz coś o sobie.
- Pracuję tutaj. Powiedzmy nieskromnie, jestem jedną z najlepszych...
- Nie o to mi chodziło - przewróciła oczami. - Nie pytałam o twoją autobiografię.
- Co?! - wstałam gwałtownie z krzesła.
- O sobie w sensie ile zabiłaś i tak dalej, a nie opowieść o życiu, myślisz, że to kogokolwiek obchodzi?
Tak. Zaczynała mnie powoli denerwować. Chyba nie wyjdzie z tego żywa...
- A co cię to? - warknęłam.
- A co cię moje imię i nazwisko? - ponownie na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek.
- Czy ty w ogóle masz pojęcie na czym polega współpraca?
- Może nie?
W tym momencie wstałam z mojego miejsca. Dziewczyna zrobiła to samo.
- Purple - przestała trzymać łańcuch, z którego odpadło po jednym ogniwie, uwalniając dziewczynę. - Vanessa Purple.
- Czyli jednak to ty... - jakby dla dowodu jej oczy zmieniły barwę na głęboką czerń.
- Pozwolisz, że sobie stąd wyjdę - wydobyła z siebie charakterystyczny dla naszej rodziny śmiech - psychiczny.
- Czekaj - złapałam ją za ramię i wymusiłam na oczach posłuszeństwo. - Musisz mnie pamiętać.
Dziewczyna jakby zaczęła się koncentrować na tym co myśli. Chyba próbowała wydobyć coś z pamięci. Zamknęła oczy. Zachowała ciszę.
- Violet? - otworzyła jedno oko. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby zmieniała osobowość. Jakby budziła się z uśpienia? Zwalczyła drugą siebie tamującą wspomnienia? Nie mam pojęcia...
- Tak - lekko się uśmiechnęłam odganiając od siebie wcześniejsze pomysły.
- W takim razie - siostra usiadła na swoje poprzednie miejsce i zajęła się zdejmowaniem kajdanków - mamy dużo do obgadania.


Cienie Przyszłości- Rozdz.9 Pytania i Nadnaturalni....

,, Wiedzę można zdobyć ale, mądrości się nigdy nie nauczysz..."

Per. Atena

Świetnie! Ale za cholerę nadal nic nie wiem.
-Dobra.... To że jesteśmy rodzinką jeszcze może ogarnę, ale wszystko inne nie koniecznie.- Odparłam pewna siebie. Opierając się o ścianę pomieszczenia.
-Jeżeli masz jakieś pytania to jedziesz...- Odparł Matt tak jakby go to nie wiele obchodziło. Na moją twarz wpełznął chamski uśmiech.
-No dobra...- Odparłam kwaśno.
-Nie jestem pewna czy to dobry pomysł ją pytać...- Odparła Ciocia Cordy, ale za późno. Zaczęłam wymieniać.
-Co to za miejsce? Czemu mama kazał mi tu przybyć? Jak duża jest nasza rodzinka? Co to Nadnaturalni? Czemu nie przeprowadzimy ataku na wroga? Czego oni chcą od moich rodziców? Kim ty jesteś?- Tu wskazała na blondyna.- Jak to nasz dziadek? Macie tu fajną broń? Jest tu centrum treningowe? Będę się tu uczyć? Jak wyjaśnić to wszystko? I...- Spojrzałam na Carmel która trzymała w ręku pluszowego misia. Aww Sweet to mały Golden Freddy XD. Ale ta mała gada do niego jak do człowieka XD. Oke...- Czemu ona gada z misiem? Czemu ta cała Skura wyszła gdy mówiliście o naszej rodzinie? Czemu przez całe moje życie to przede mną ukrywano? A i jeszcze co do cholery stało się z pizzerią? A animatroniki?
-Dobra... To faktycznie był zły pomysł.- Mruknęła Skylar przerzucając na bok grzywkę.
-Więcej ci pytań twój nader dociekliwy mózg nie dał?- Zapytał Matt.
-Pozwoliliście jej zadawać pytania to wasza sprawa.- Mruknął blondynek. Jego oczy zmieniały kolor jak w kalejdoskopie. Plushia pokazała mu język.
- No to po kolei... To miejsce to baza rebeliantów, jak jeszcze nie zauważyłaś.
- No nie domyśliłabym się...- Warknęłam.
-Ej młoda jej chodzi o to gdzie ta baza się znajduje.- Odparł Matthew z perfidnym uśmieszkiem i pogłaskał ją po głowie jak pieska. Nie wyglądała na zadowoloną, można rzec że na głowie wręcz pulsowała jej czerwona żyłka (Czy tylko mi to coś przypomina?)
-No to jej to idioto wytłumacz.- Prychnęła jego bliźniaczka. Jego oczy stały się czarne.
-Ty siorka znowu nie zaczynaj...- Jej oczy również stały się czarne.
-Żadnych bójek, wy dwoje.- Warknęła Karina rozdzielając ich zanim doszło do rękoczynów. Nie zadowoleni burczeli coś pod nosem i Obrażeni podpierali ściany.- Bo powiem waszemu ojcu.- Ruda pokazała jej język. Na co ta przewróciła oczami.
-Znajdujemy się w miejscu gdzie kiedyś mieścił się obóz ,,Wodospady Cienia". Nazwa ta pochodzi od tajemniczych wodospadów znajdujących się na jego terenie. Podobno są one nawiedzone. O północy można tam spotkać tańczące anioły śmierci, dlatego odstraszają wiele osób. Głównie przyzywają do siebie zaklinaczy duchów...
-Tia... a ja idę zatańczyć walca z Zajączkiem wielkanocnym.- Odparłam ironicznie.
-Serio?- Zapytała Carmel.
-Nie.- Jak ja lubię niszczyć dziecięce marzenia ^^.
-Jesteś...
-Nie poprawna politycznie?- Zapytałam.- Już mi to mówili.
-Violet kazała ci tu przybyć ponieważ, to jedyne bezpieczne miejsce dla takich jak ty.- Odparła Karina.
-No toś wyjaśniła....- Mruknęłam pod nosem.
- A propo wielkości naszej rodzinki...- Zaczęła Skylar.
-To nam nie wiadomo.- Dodał Matt.- Nie tylko przed tobą chowano rejestry rodzinne.
-Tyle że u moich starych coś nie pykło.- Odparłam.- No... nie do końca.
-A co do nadnaturalnych...
-Rany.- Przerwałam Plushi.- Wy to zapisywaliście?
-Nie to się nazywa pamięć graficzna.- Odparła Carmel.
-Pamięć graficzna złotko to pamięć zapisująca obrazy w pamięci.- Poprawiłam. Pff... syndrom prymuski.
-I co z tego?- Prychnęła rozdrażniona.- Prawda Freddy?- Zapytała pluszaka. A ja albo jestem przemęczona i mam zwidy, albo ten pluszak poruszył samoczynnie łapkami. I otworzył pyszczek jakby miał coś powiedzieć, ale Kari mu przerwała.
-O nadnaturalnych powinna powiedzieć ci Skura, albo Nataniel.- Tu wskazała na chłopaka który podniósł wzrok na dźwięk swego imienia.- Ale to potem.
-Hrr..- Uderzyłam głową w kolana przy przysiadzie.-Sorry to wszystko jest nowe.
-Bo...nie.- Skrócił Matt.
-Następne pytanie!- Dodała Skylar uzupełniając bliźniaka.
-Niestety, tego samego co od innych przedstawicieli naszej rodziny.- Odparła Karina.- A z ,,głównej czwórki,, twoja mama została złapana ostatnia.
-Głównej czwórki?- Dopytałam, kładąc głowę na kolanach i kryjąc ją w dłoniach. To zbyt dużo jak na dziś. Moi rodzice zostali porwani, zostałam sama, trafiłam do jakiegoś ośrodka dla wyjętych z pod prawa i poznaję sekrety rodzinne które ryją mi obecny światopogląd. Za-je-bi-ście.
-Twoja mama, Vanessa, Vinc i Kate.- Wymieniła na palcach Cordy.
-Kate?
-No twoja ciotka, bliźniaczka twojej mamy.
-To wyjaśnia jak moja mama wytrzymała ze mną i Aidenem XD.- Podsumowałam.
-A co do późniejszych pytań...- Zaczął Matt, ale mu przerwał ten blondyn zeskakując z piedestału i podchodząc do mnie.
-Jestem Nathaniel Grey.- Podał mi rękę. Ujęłam ją zaskoczona, na moją twarz wpełzł rumiankowy odcień.- Pół na pół.- Zmarszczyłam brwi.- Później ci wyjaśnię...
-Ehem... spoko.- Skwitowałam. Chłopak podparł ścianę obok mnie. Zaczęłam mu się uważniej przyglądać. Jego włosy miały inny odcień złotego niż u mnie czy u taty, taki... jaśniejszy. Oczy zmieniały swój kolor z sekundy na sekundę. Był umięśniony, O kurde... na co ja patrzę XD. Ubrany był w luźny błękitny T-shirt i jeansy, a na nogach najeczki XD (Błagam nie pytajcie XD)
-Tak to nasz dziadzio.- Carmel przerwała mi rozpatrywanie wyglądu blondyna.- Wstrętny, niegodziwy i parszywy... Nie tak jak my oczywiście. Tak... po swojemu.- Po czym wszyscy razem odparli.
-Bez fajnej broni nie ma życia XD
-Wow jaka synchronizacja.- Mruknęłam klaszcząc na odczepne.
-Tak tu jest centrum treningowe i będziesz się tu uczyć.- Odparła Skylar ignorując mnie zupełnie.
-Właśnie ci to wszystko wyjaśniamy do cholery.- Warknął Matt.
- Bo jestem Zaklinaczką duchów.- Dodała Carmel.
-A co ma piernik do wiatraka?- Zapytałam.- I co miś do duchów?
-To nie jest miś! To Freddy.
-Tsa... Please next example.-Ziew.
-A propo Saki...- Zaczęła Skylar.
-...To wstrętna małpa której nie ufamy....- Dokończył jej brat.
-Przestańcie! Ręczę... że Sakura nie jest zła.- Odparła Karina.
-Ale nie wykluczamy że ona może być szpiclem...- Westchnęła Cordy.
-Szpiclem?- Zapytałam. Zaczęło mnie łupać w głowie.
-Ette Cordy contra me?- Zapytała Karina z nerwami w głosie.
- Podobno ...- Zaczęła Carmel.- Mamy szpiega... i nie wiemy kto to... podejrzewamy... no wszyscy poza ciocią... że to Sakura.
-Ale to nie ona.- Warknęła Karina i tupnęła niczym kapryśne dziecko.
-To ty tak twierdzisz.- Odparł Nate.
- Pff....- Warknęła.
-Oni cię próbowali chronić.... dlatego ci nic nie mówili.- Odparła Cordy.- Ja nawet na początku nie wiedziałam że mam kuzynostwo.
-Aha...- Mruknęłam bardziej skupiając się na bólu głowy niż na odpowiedzi.
- A jeśli chodzi o pizzerię... nic nam nie wiadomo na ten temat.- Odparła Carmel.
- Udało nam się uratować kilka animatroników, a co do reszty... nie wiadomo...- Mruknęła Skylar.
- Dziwnie się czuję ze świadomością że dwójka z tych zamordowanych dzieci jest częścią naszej rodziny.- Dodał Matt.
- Jak to ,, częścią naszej rodziny"?- Zapytałam. Do mych nozdrzy doszedł dziwny zapach.. jakby... słodki. Ślinka aż mi naciekła... Otrząsnęłam się z mary i dalej słuchałam ich spowiedzi.
- No naszej rodzinki^^- Odparła Carmel.
-Moja sis chciała powiedzieć że brat jej mamy to Brian Harmony, a po śmierci znany jako Bunny.- Odparła.
-Aha.- Mruknęłam wyobrażając sobie jaki jest mój wujek robot XD.
-No i siostra twojego ojca, Amy jest Chicą.- Powiedział Matt. Zamurowało mnie. Tata ma siostrę? Czemu mi nie powiedział! W moim sercu zaczęły się kłębić nie znane mi dotąd uczucia. Poczucie zdrady, kłamstwa.... czuję się oszukana przez najbliższe mi osoby. W moich oczach błysnęły perliste krople smutku, by po chwili wypłynąć po policzkach, z dal od innych. Nie. Nie ukorzę się. Nie pokarzę innym słabości, muszę być silna, nie wzruszona. Jak skała, tego nauczyło mnie życie ,,na ulicy,,. Moje życie to szkoła przetrwania. Dzieciństwo miałam raptem do 7 roku życia, później zaczęła się apokalipsa.
-Powróćmy do tematu tych niezgodnych.- Odparłam.
-Nadnaturalnych.- Poprawiła mnie Cordy.- Nate?- Przywołała chłopaka. Dopiero teraz przypomniałam sobie że stoi obok. Uśmiechał się do mnie delikatnie unosząc kąciki ust w uśmiechu.
- Tsa... To my może was zostawimy samych.- Zaśmiał się Matt za co oberwał kuksańca w bok od siostry.
-Zamknij się pacanie.- Po chwili dodała z chamskim uśmiechem.- Lepiej idź się zajmij Sophie.- Znów musieli zostać rozdzieleni, bo by się pozabijali. Tym razem z użyciem noży. Skąd oni mają noże? Ja też chcę!
-Wracając do tematu...- Posłał wredne spojrzenie bliźniakom. Nie wiem czemu ale zdaje mi się że on chce im coś udowodnić.- Na pewno czytałaś bądź słyszałaś o wampirach i różnych takich.
-Tsa... Zombi... łuuu...- Parsknęłam.- Kit, ściema i żenada.
-Szkoda że nawet w takiej żenadzie jest ziarno prawdy.- Mruknęła Skylar.
-To znaczy?- Uniosłam jedną brew.
-Wilkołaki, Wampiry, Fae, Czarownice... i tym podobne istnieją.- Okej... czy może być dziwniej?- Kumasz?
-Mhm...
-Dobra... tobie to trzeba bardziej szczegółowo objaśnić.- Mruknął, posłał mi jeden z tych swoich urzekających uśmiechów. Delikatnie musnął ręką moje ramię przez co poczułam falę spokoju... czy... to przez niego?
-Słucham uważnie.- Odparłam siląc się na uśmiech, choć serce podpowiadało mi smutek i rozpacz.
-Nadnaturalni to właśnie te istoty które wymieniłem. Ja jestem Kameleonem.
-Jaszczurką?- Zapytałam. Posłał mi spojrzenie w stylu nie przerywaj.- No co? Lubię jaszczurki! Oglądałam raz na żywo jak jedna zjada pająka.... Ale ty nie jesz pająków nie?
-Nie. Wracając po raz któryś do tematu.- Posłał wrogie spojrzenie rozchichotanej reszcie.- Każdy z nas ma wzór mózgu, niektórzy ludzie są podobni do nadnaturalnych bo mają nie wykrytego guza mózgu, ale nadnaturalni mają inne wzory. No... może poza zmiennokształtnymi podczas przemiany. Większość z nas jest po prostu potomkami bogów z różnymi mocami. Gen przechodzi najczęściej po dominującym z rodziców. Carmel na przykład.- Małą się wyprostowała.- Jest nadnaturalną po mamie. Nie wiadomo dokładnie czym jest.- Znów się zgarbiła.- A ty... nie masz wzoru takiego jak normalny człowiek. Masz ... nieokreślony wzór.
-Dobra... to jakiś żart, tak? Po prostu próbujesz mi wmówić że jestem wielką chodzącą pijawką.
-Nie powiedziałem że jesteś wampirem, zresztą nie wszystko co czytałaś o takich istotach jest prawdą. Na przykład Sakura jest zmiennokształtną. Potrafi zmieniać swój kształt, na przykład w jakieś zwierzęta. Wampiry wcale nie muszą unikać słońca, to wszystko mity...
-Dobra... ale mówiłeś że gen jest dziedziczny, ale moi rodzice takiego czegoś nie mieli.- Odparłam zakładając rękę na rękę.
-Czasem gen przechodzi co drugie pokolenie, jest teraz tyle nowych gatunków że można się pogubić.
-Dobra... ale to nadal nie logiczne.- Oznajmiłam. Głowa zaczęła mnie jeszcze mocniej boleć. O zgrozo...
-Podejrzewamy że twoja mama jak jej rodzina jest nadnaturalna, tyle że to skakało przez pokolenia więc twój dziadek nim nie jest. Dlatego stworzył gen. Możliwe że twój ojciec też nim jest.- Odparł, nie... to za dużo... Dobrze się czujesz?- Zapytał.- Pobladłaś.- Świat zaczął się nagle szybko kręcić i nim wpadłam w objęcia Morfeusza zobaczyłam ich zaskoczone i zatroskane miny...


Bardzo was przepraszam. Od jakiś 3 dni chcę napisać ten rozdział... ale coś nie pykło XD Ci nadnaturalni to z książki z serii ,,Wodospady cienia" Tak się zaczytałam że nie mogłam nie wpleść tego wątku!Nio... teraz dopiero się zacznie.... heheheh jak myślicie kto jest zdrajcą? Czym jest Atena? Jak się zaaklimatyzuje? To w następnym odcinku! XD zapraszamy na reklamy...







































































poniedziałek, 21 grudnia 2015

Wspólne siły na próbie

Razem z Jessicą ćwiczymy do jasełek szkolnych. Hejka ludziska! Tutaj Jessi :D Julka mnie wciągnęła w śpiewanie ;-; szczerze to mam mega stresa hahahah, ale cóż :D
Szczere XD Śpiewamy właśnie piosenkę Piotra Rubika Strażnik raju. A potem DeSu Za rogiem. Obawiam się reakcji ludzi, bo to będzie pierwszy mój występ śpiewany ;-; Julka to KAT!
Mnie nawet nikt nie chce słuchać już... A Jessica cierpi, bo gardło ją boli. ;-; A co ja mam powiedzieć? Ja zawsze śpiewam!

niedziela, 20 grudnia 2015

Czytaliście Opowiadanie Scott'a ?

Scott Cawton opublikował opowiadanie o FNaF'ie. Które nie za bardzo trzyma się fabuły :/
Ale książka jest prze epicka ! Jestem na 6 rozdziale... Uwaga Spoiler !
W książce znany nam Vincent ma na imię Dave... To znaczy chyba ...
Ogólnie książkę polecam i życzę miłych świąt ( i tych kilku dni przed świętami )



sobota, 19 grudnia 2015

Nowa saga xD Wedel i Vi opowiadają- Poznajemy Wedel

W:Jestem Wedel!
Vi:A mnie znacie xD
E:A ja to ja xD
Vi:No to opisujemy Wedel...
W:Jestem genialna,super,nalepsza i... Rzadko przegrywam. Mam imię zwycięstwa.
E:A ja po bogini greckiej niezgody xD.
Vi:No kto by się spodziewał... Wedel... Jesteś supi i masz taki zarąbisty śmiech.
E:I się dogadujemy!
W:No właśnie i moje życie jest szalone!
Vi:Wiem xD. W wieku 5 lat prawie zwiałaś z domu...
E:hehe...
W:Potem jeszcze napiszamy xD DoZo...

Wedel,Violet i Eris

piątek, 18 grudnia 2015

Cienie przyszłości- Rozdz.8 Napięcie...

,, Maski które nosimy miny które robimy to tylko wstępna gra.
A finałem jest zemsta...."


Czas akcji: Po porwaniu

Per.Kevin (szok?)

Wystarczyło spojrzeć na Vi i jej kamienną twarz by wiedzieć gdzie nas ,,prowadzą,,. Ale czy to możliwe że nas odkrył? Przecież perfekcyjnie sfingowaliśmy naszą śmierć, a rodowody dzieci szczelnie ukryliśmy... Nie to musi być coś innego. Oby to było coś innego. Vi nie omieszka pokazać ojcu jak go nienawidzi, ale jest rozsądna będzie starać się opanować w jego obecności. Wprowadzili nas i innych do wielkiej sali. Przesadne ustrojonej w ozdoby. Na środku niczym władca siedział tyran nasz. Violet ścisnęła mą rękę mocniej. W prawdzie Oboje się ubezpieczyliśmy, przebrania jednak nic nie znaczą dla wprawnego oka teko.... szubrawca. Spuściła wzrok w podłogę i przygryzała wargę. Walczyła z sobą i swą bojową częścią osobowości. Jej oczy prawie spowiła mroczna i zawsze dla mnie fascynująca czerń. Powolne kroki nasze i około 32 innych osób w różnym wieku. Wielu z nich było jeszcze w stanie normalnym, bez genu. Drżało. Małe dzieci patrzały zapłakanymi oczami an przód zza swych rodziców. Złudnie myśląc ze są bezpieczni, ale nie wiedzą ze prawdopodobnie nie wyjdą stąd żywi.
-Świetnie!-Krzyknął Evan patrząc na naszą zgraję jak na łup.-Czy to wszyscy z sektora?- Zwrócił się do robotów.
-Tttych tyllko znnaleźliśmy paanie.- Wy bzyczał jeden z kolosalnych maszyn.
-Świetnie.- Zatarł ręce Na jego twarzy pojawił się ogromny psychiczny uśmiech. Vi zacisnęła powieki i hardo spojrzała na niego. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była jak skała. Ale po chwili pojawiła się na niej chęć zemsty, złość i wściekłość kryta przez tyle lat. Prawie mi się wyrwała, jej dłoń poszybowała po jeden ze swych nie od łącznych noży krytych w różnych miejscach. Ja ją czasem podziwiam, ta kobieta potrafi nawet z gumki do włosów zrobić broń.
-Zapewne nie wiecie czemu tu zostaliście..- Przez chwilę szukała na to określenia.- Przyprowadzeni.
-Nnnie panie.- Odezwała się jakaś zielonooka brunetka. Trzęsła się od stóp do głów, wyglądała na jakieś 21 lat i jako jedyna się odezwała.
-Jak się nazywasz?- Zagrzmiała.
-Mia...panie.- Dodała po namyśle.
-A wiec Mio, dostałem informację ze w waszym sektorze znajduj się rebelianci. A nie chcemy by coś zniszczyło nasze cudowne społeczeństwo prawda?
-Ttak panie.- Wydukała.
-Świetnie! Więc po dobroci czy... po mojemu?- Wszyscy siedzą cicho.- Wspaniale! Więc po mojemu.- Na moje nie szczęście Vi przestała nad sobą panować , jak i zresztą i kilka innych osób.
-A co nam zrobisz?- Zapoytała.- Wyrzucisz na bruk?- Wydała na koniec cichy chichot na znak lekceważenia władcy.
-Właśnie nie jesteśmy twymi pustymi marionetkami!- Krzyknął ktoś w tłumie.
-Zabierzcie wszystkich do pokojów przesłuchań po za... tymi rodzinkami które zabrały głos.- Roboty zaczęły wywlekać ludzi bez uczuć. Do miejsca ich ostatnich tchów.
-Czego ty chcesz?- Krzyknąłem. Nawet ja mam granicę nerwów.  Mężczyzna poszerzył swój już nienaturalny uśmiech.
-Ja?- Zapytał.- Zapobiec Rebelii.-Oznajmił.
-On już taki jest, nic go nie zmieni...- Szepnęła Vi. Ale nie zamierzała się poddać, spojrzała na niego wzrokiem typowym dla swej rodziny. Wzrokiem mordercy.
-Vi..- Szepnąłem.- Nie rób nic głupiego.- Ale Vi już mnie nie słyszała. Na jej miejscu stała Eris.
-I co nam zrobisz? To co ?- Po chwili się jednak opamiętała.
-Nic...- Podszedł do niej.- Ale ktoś ma charakterek.- ujął jej twarz w dłoń i zmusił do patrzenia na siebie. Vi zacisnęła dłonie w pięść.
-Zostaw ja.- Warknąłem, tracąc nad sobą panowanie. (Gen sprawia ze każdy ma demoniczne oczy tylko nie zawsze czarne...)Zignorował mnie.
-Kogoś  mi przypominasz...- Warknęła.- Po kim masz ten charakterek?- Opluła go. Jej oczy stały się całkowicie czarne. Wywrócił ja, i pewnym siebie krokiem ruszył na swój prowizoryczny tron.
-Po ojcu.- Krzyknęła wstając. Gwałtownie się zatrzymał.
-Doprawdy?- Mruknął.
-Heh. Prowadząc taka politykę rodzinną popadniesz w ruinę.- Oznajmiła. W jej ręce tkwił już nóż o kryształowym ostrzu.
- Kim ty jesteś?- Zwrócił się do niej. Jej uśmiech uniósł się wysoko w kącikach jej szczęścia. Zawsze wyobrażała sobie ta sytuację.
-Ja ? Im a Nightmare.- Uniosła na niego swe czarne oczy.- You're Nightmare.
-Każdy koszmar ma imię.- Oznajmił. Ludzie starali się uniknąć konfrontacji i uciekali jak najbliżej drzwi.
-Powinieneś je znać! Zniszczyłeś mi całe dzieciństwo, moje rodzeństwo...ja ... Codziennie musieliśmy sobie radzić w twoim trudnym świecie!  Co dzień trenowałam.. ale ty tego nawet nie widziałeś. Wreszcie popełniłeś błąd próbowałeś się mnie pozbyć ale coś nie pykło.
-To nie możliwe...- Oznajmił jakby zrozumiał.
-Co nie możliwe?- Odparłam.
- Ty... myślałem ze nie żyjesz.
-A? Kevin.- Zwróciła się do mnie.- Chodzi o ten nasz mały spektakl, w którym rzekomo zginęliśmy.
-Violet.- Cofnął się tak jakby jej się bał. Po czym rozkazała.- Łapcie ich.- Nim się zorientowaliśmy trwaliśmy w bez ruchu unieruchomieni przez maszyny.- Kolejne dziecko wraca na łono rodziny. Przyznam ze, jestem zaskoczony. Prze te lata nabrałaś hartu ducha. Może jednak coś z ciebie będzie.


Czas:Teraźniejszy
Per.Atena

-Nie wiem...
-Co nie wiesz?- Zapytała Karina.
-Nie wiem co oni od nich chcą...
-Ona nic nie wie?- Zapytała Matt.
-Nie wie?- Zapytała Carmel.
-Czego nie wiem?- zapytałam.
- Że Evan Purple jest twoim dziadkiem....
-Może jednak da się ciebie znieść.- Odparła Skylar. Po chwili dodała.- Oczywiście jeśli nie nazywasz mnie ruda marchewką.
- Jakoś się do was przyzwyczaję rodzinka...











Vi znalazła kolejną dla siebie piosenkę XD jeeej





XD vocaloidy pinknie tłumaczone XD Gratki dla autorki XD ja też tak chcę...(ty tak własnie śpiewasz w szkole...) cicho!

To ostatnie to szalone jak ja dla mojej sis XD

Jasełka XD

Śpiewam (nic nowego) Piosenkę Rubika Strażnik Raju
 Piękna....

I niebo, i DeSu XD cały kram roboty XD  I czeka mnie koncert noworoczny... Dla całej rady miasta i Alicji Majewskiej (tej co śpiewa ,,By Kobietą..'') O zgrozo... będzie jada...  XD pozdo..

Vi.


Ps.Teraz śpiewam DeSu xd

czwartek, 17 grudnia 2015

Chcę dać nowe opko na wattpada... oceńcie...

Prolog





,,Co się stanie z całym światem gdy odejdziemy w zapomnienie ?
I co zrobić ze swym życiem by Ciut na lepsze świat odmienić ?"

Ranek.. Piękne płatki śniegu spadały zdobiąc chodnik swą bielą, niczym puchaty dywan. Mróz rzeźbił wzory na oknach, cudne.. Z moich ust unosiła się delikatna kryształowa mgiełka. Od szyby odbijały się moje szmaragdowe oczy. Zaraz ferie... będę mogła wreszcie zanurzyć się w tej zimnej rzeczywistości. Ale na razie..
-Pchełko! Czas do szkoły!!!- Rozległ się rozradowany głos z dołu i piski znaczące ze ta mała szkarada wstała. Zastanawiam się czy to zdrobnienie było do mnie czy do niej. Nasunęłam na swą głowę poduszkę. Życie mnie nie rozpieszcza ale jeśli ta mała spróbuje... Niestety drzwi się otwarły, a za nich po cichu myknęła dziewczyneczka. Włosy miała spięte w dwa wypłowiało rude czerwone warkocze. Twarz na tak młody wiek miała pokrytą piegami i pryszczami. A po wadze można stwierdzić że waży jakieś 100 kg. (no dobra może przesadziłam...) Gruba i pulchna marchewka, a jej rodzice uważają ją za 8 cud świata. Mnie ich ,,przybrane dziecię ,, za pomiot szatana. Wszystko co co złe na mnie. Reformy... Efekt cieplarniany... wszystko to moja wina! Wskoczyła na mnie i na łóżko i zaczęła podskakiwać na moich plecach.
-Eve, Eve Wstajeeeeemy!- Zaskrzeczała swym piskliwym głosem. Zakryłam uszy z szybkim ruchem, pozbawiając ją tej pozycji. Spadłą na podłogę, a ja, moje plecy i łóżko poczuliśmy wielką ulgę.
-Zjeżdżaj Gadzino..- Warknęłam nie przyjemnie. Moje czarne włosy zasłoniły mi twarz gdy podnosiłam się z łóżka. Ta mała flądra z swym wrednym uśmiechem rozpoczęła przedstawienie. Rozryczała się na cały dom, aż nie stanęła w drzwiach pulchna kobieta. Z włosami koloru wypłowiałego blondu. Oczy straciły blask, a grymas na twarzy nie świadczył nic dobrego.
-Evangeline! Za karę idziesz do szkoły bez śniadania!!!- Wyszły. Ten pomiot szatana zdążył mi jeszcze zaprezentować minę tryumfu. Westchnąwszy wstałam z łóżka i spojrzałam w lustro. Długie czarne włosy spływały po mych plecach falami, zielone jadeitowe oczy błyszczały jak gwiazdy. Ubrałam swój ulubiony zielony sweter i wziąwszy plecak ruszyłam na dół, ubrałam kurtkę i pomaszerowałam do szkoły. Poczekaj no ty... ja się jeszcze zemszczę ino ich nie będzie w domu....

*Time Skip

-Dwusieczną kąta wymierzamy za pomocą cyrkla...- Mamrotała matematyca licząc na to że notujemy. Karłowata kobieta zapomniała że przerabialiśmy ten temat w zeszłym tygodniu. Jej siwy koczek skakał na wszystkie strony, a s pod kujonek można było dostrzec zmęczone szare oczy. Czemu nie zrobi przysługi nam i sobie i nas nie zwolni do domu. Miała by moją dozgonną wdzięczność. Zegar znęcał się nade mną i innymi odliczając minuty do Godziny wybawienia. Jeszcze pół godziny... Boże za co?! Z nudów zaczęłam obserwować śnieg zza okna. Płatki w powietrzu wykonywały swój taniec by spaść na podłogę z lekkością piórka. Wyrwałam kartkę i staranie zaczęłam rysować kontury płatka śniegu. Obraz tworzył się w mojej pamięci by po chwili znaleźć się za szybą. Każda linia, każdy róg...
-Panno Bloom! Co pani tu rysuje bo nie wygląda mi to na trójkąt równoramienny!- Kobieta stałą nad ławką i przyglądała mi się z zafascynowaniem. Niezdarnie wyjęłam zeszyt.
-Proszę panią... Ale ja mam już tą lekcję...- Przerwała mi wściekle.
-I jeszcze spisałaś z innej klasy! Pewnie zadanie domowe też!- Moja cierpliwość się skończyła, aż ławka zatrzęsła się w posadach. Emocje buzowały w powietrzu, a wiatr... chyba on otworzył okna. Zza których świsnął strumień lodowatego powietrza.
-Nie proszę panią! Nic nie spisałam!- Na co ta odrzekła.
-I jeszcze pyskujesz!? Do dyrektorki.- Innym zaczęło być zimno ale mi nie. Patrzyłam nauczycielce w prost w oczy i w głowie mknęła mi jedna myśl... Byle nie do dyra... byle nie do dyra...Jej wyraz twarzy w raz z wszystkimi rysami złagodniał.- Tym razem ci się upiekło młoda damo...- Dzwonek. Ave wszystkim bogom nareszcie. Jak torpeda wyleciałam z klasy gdy nagle...

-Uwaga mamy ważny komunikat.-Rozległo się w radiowęźle.- Jako że jutro ferie zimowe prosimy o stawienie się na apelu o bezpieczeństwie podczas ferii....

No chyba se jaja robią! Jeszcze czego. Już chciałam uciec ze szkoły gdy zobaczyłam woźną jak siedzi przy drzwiach. Pewnie ma łapać wagarowiczów... No to kaszana...






Takie Avengers... Tag to jest córka Lokiego ale ciii XD (ona i te jej pomysły...) cicho!

środa, 16 grudnia 2015

Uwaga!

Moja NP założyła Bloga! Jest zajebisty! Polecam...
A tu macie link...

http://pioremprzezswiat.blogspot.com/



Pozdro Violet

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Balladyna...

Dziś idę na miusical balladyna... Odjazd nie? Jak deth note xD Siostra zabija siostrę by dostać dzbanek malin. Logika ludzi nie tyka.
E:I kto to mówi?
L:No właśnie....
Możecie się na chwilę zamknąć? Danke. No teraz śpiewaliśmy północ już była. No i git. Hm... Ciekawe czemu nie śpiewamy drugiej zwrotki xD niom zaraz może rozdz xD jeśli się wyrobię... DoZo Violet
E:I Eris z...
L:Liu...

sobota, 12 grudnia 2015

Wydarte ze wspomnień - 4 - Nowy członek rodziny

Najlepiej trzymać się razem, bo w grupie zawsze siła!

Per Matthewa - jakiś czas po jego 16 urodzinach

Zapadł już wieczór - moja ulubiona pora. Kiedy czas zwalnia, a wszystko staje się piękniejsze. Jej złote oczy wręcz rozślwietlały mrok pomiędzy drzewami, a ja wsłuchiwałem się w jej melodyjny głos.
- Hej, Matthew - pomachała mi ręką przed oczami.
- Znowu się zamyśliłeś?
- No może troszeczkę - zaśmiałem się.
- Czemu mi to robisz?
- Bo cię kocham - odgarnąłem część jej blond włosów z twarzy.
- Nie słodź, wiesz, że tego nie lubię - zachichotała.
- Będę, nie po to cię ratowałem.
- Ale nie do końca... - jej oczy na chwilę spowiła czerń.
- Sophie, jesteśmy tacy sami. Musimy trzymać się blisko... bardzo blisko...

Per Skyler - pierwszy dzień w szkole; popołudnie

- Aaaaa! Puszczaj mnie! Ratunku! - krzyczałam.
- Haha! Zabije cię - chłopak złapał mnie od tyłu.
- Ratunku! - w końcu oboje leżeliśmy na podłodze i się śmialiśmy.
Właśnie mama nas przyprowadziła z pierwszego dnia w szkole - jakcyś dorośli coś tam gadali na "apelu", nudy. Od jutra będziemy musieli się płaźnić przed tymi nauczycielami i idiotami. To, że mamy po 7 lat, nie znaczy, że jesteśmy głupi.
 - To co teraz Matthew? - spojrzałam na niego.
Odgarnął czarne włosy ze swoich niebieskich oczu. Nie wyglądaliśmy identycznie tak jak kuzyni - Aiden i Atena. W przeciwieństwie do brata byłam rudą dziewczyną z zielonymi oczami.
 - Zostaliśmy sami... hmm... wiem! - jego oczy błysnęły na czarno, a zaraz potem wyleciał z pokoju. 
Zapomniałam wspomnieć, że on już umie używać tak zwanych "czarnych oczu". Według mnie nie jest to jakieś strasznie ważne, no ale co zrobię? Oczywiście, gdzie indziej mógł pójść, jak nie do pokoju rodziców? Wszedł pod łóżko. W pewnym momencie usłyszałam uderzenie o deskę i krótkie "ał". Zachichotałam, a kiedy wywlókł się na powierzchnie wraz ze skrzynką mamy rzucił mi mordercze spojrzenie.
- No co?
- Nic nic - otworzył owe pudło.
- Chcę takie.
Zerknęłam do środka. Broń, broń, broń... wymieniać dalej?
- Kiedyś nam da, a teraz - zamknęłam mu skrzynkę przed nosem, a zaraz po tym kopnęłam ją spowrotem pod łóżko.
- Wracajmy do siebie, bo jak matka się dowie, to możemy mieć przechlapane.
- Ale Skyler... - niechętnie ruszył za mną do wyjścia, ale usłyszeliśmy otwierany zamek.
- Zmiana planów - szepnęłam.
- Kryjemy się tutaj.
Weszłam pod łóżko, natomiast Matthew do szafy. Póki co było cicho... za cicho. Z każdą chwilą moje serce przyspieszało swoje bicie w takim stopniu, iż miałam wrażenie, że lada moment wyskoczy mi z piersi. Mój oddech stał się nierówny. Wyjęłam lusterko, które kiedyś podarowała mi mama. Mówiła, że jeżeli poczuję się dziwnie, to mam sprawdzić oczy. Ehhh... spowiła je idealna czerń. Czy to, że rodzice mogą odkryć to, iż grzebałam z Mattem w broni, może aż tak mnie zestresować? Próbowałam się uspokoić, bo mój głośny oddech z pewnością nie mógł mi pomóc w zachowaniu ciszy.
Do pokoju weszła jakaś dziewczyna, prawdopodobnie około rok młodsza. Miała brązowe włosy i jaskrawozielone oczy. Na twarzy rysował się grymas bólu. Za nią stał... tylko nie on! Fioletowe włosy, ta postura...
- Dobra maluchy, wiem, że tu jesteście - rzucił na ziemię jakąś torbę. - Zobaczymy jacy z was bohaterowie.
Do oczu dziewczyny napłynęły łzy, a facet wyjął strzykawkę z jakąś substancją przypominającą płynne złoto i igłą dotknął szyi swojej "ofiary".
- Liczę do trzech... raz... dwa... trz-
W tym momencie Matthew wyskoczył z szafy. On jest idiotą! Naraża siebie bezsensownie. Zaczął się nieudolnie szarpać, ale facet nic sobie z tego nie robił. Wstrzyknął nieznajomej to dziwactwo, a ona zemdlała. Matt natomiast dalej robił na jego ciele kolejne cięcia kastetem, który prawdopodobnie wcześniej podebrał ze schowka mamy, ale to nic nie dawało. Jednym ciosem rozwalił mojemu brata nos. Gdybym mogła coś zrobić... właśnie! Skrzynka z bronią! Błyskawicznie wyjęłam pierwsze co wpadło mi w ręce - nadziak. W tym samym czasie Matthew został powalony na ziemię. Tym razem fioletowa strzykawka. Spojrzałam na dziewczynę - jej włosy zmieniły kolor na blond. Gdy tylko igła dotknęła skóry mojego bliźniaka wyskoczyłam spod łóżka. Zaczęłam desperacko uderzać włamywacza. Niestety... zdążył wstrzyknąć większość zawartości strzykawki, ale Matt był przytomny. Prawe oko przybrało błękitną barwę, a włosy fiolet typowy dla naszej rodziny.
- Chyba dziś wszystko załatwię, tak jak po mojej myśli - roześmiał się i odrzucił mnie.
Uderzyłam z impetem o ścianę. Moja głowa... dotknęłam jej tyłu - krew.
- Małe ukłucie i będzie po wszystkim - w tym momencie drzwi otworzyły się z impetem.
Mama! W jednej chwili odciągnęła go ode mnie. Po chwili pokój wypełnił dym. Zaczęłam uporczywie kaszleć.
- Już dobrze - mama do mnie podeszła i zaniosła mnie do mojego pokoju.
Potem dołączył Matthew i ta dziewczyna, a mama zajęła się założeniem mi bandażu na części głowy.
- Jak masz na imię i dlaczego tu jesteś? - oho, zaczęło się przesłuchanie.
- Sophie. Ten ktoś mnie porwał z sierocińca... - spuściła głowę.
- W takim razie...
- Nie! Ona z nami ma zostać - Matthew stanął pomiędzy ową Sophie, a mamą.
- Matt, nie możemy...
- Proszę... - popatrzył na nią błagalnie.
- Przemyślę to z tatą, ale nic nie obiecuje - poczochrała jego, teraz fioletowe, włosy i wyszła z pokoju.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego.
- A ty jak się czujesz - usiadł na moim łóżku.
- W miarę okej, ale trochę boli, a ciebie?
- Nos się zrośnie... kiedyś - zaśmiał się. - To teraz... jesteśmy w trójkę.
- Na to wygląda - lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Jeszcze raz wam bardzo dziękuję za ratunek - podeszła do nas i całą trójką się przytuliliśmy.


środa, 9 grudnia 2015

Cienie Przyszłości- Rozdz.7 Zaginiona kuzynka....

.... Każda moneta ma dwie strony.....

Wspomnienie....
Czas akcji: Rok po zaginięciu Aidena....


Per.Atena
Życie potrafi być nużące... Zwłaszcza dla 6 latki która jest już nim zmęczona. Minął rok a ja pamiętam wszystko w najdrobniejszych szczegółach. I ten ból w sercu, po stracie kogoś bliskiego, swojej... drugiej połówki. Leżałam bezwładnie na łóżku w swoim pokoju i odbijałam piłeczkę od ściany. Ehh... Nuuudy. Nagle do pokoju weszła mama. Świetnie... co nabroiłam? Jeśli chodzi o tę petardę w szkolnej toalecie to nie ja XD!
-Atena idę do sklepu...- Spojrzała na mnie z pod przymrużonych powiek. Jej fioletowe włosy ze złocistymi pasemkami związała w kok, z którego swobodnie opadały na dół końcówki włosów.- Ido Agencji... to znaczy do Clary XD.(wtopa)
Proszę nie wysadź domu w powietrze jak mnie nie będzie...
-Że niby ja? Ja bym nigdy nie....- Chyba nie mogę skłamać XD.- To takie mało oryginalne...
-Mało oryginalne?!- Myślałam że zaraz pęknie, wcale a wcale nie widać jak ukrywa uśmiech.- To fakt. Widać że wdałaś się w moją rodzinę. Wyszła. Ja tylko za nią krzyknęłam.
-Lepiej Podpalić albo zrobić z domu balon!!!- Odpowiedział mi tylko jeden krzyk.
-Atena!!!!- Ze śmiechem opadłam na łóżko. Usłyszałam szczęknięcie zamka u drzwi. Jak petarda zbiegłam na dół. Zaczęłam logicznie myśleć tata w pizzerii bo dziś ma dzienną zmianę. Mama poszła do sklepu co w jedną stronę do sklepu wynosi 5 min. Zakupy max 5 min czyli w dwie strony 10+5=15 wiem złożona matma. No ale hellou mam 6 lat! Ledwo co do budy zaczęłam chodzić. Zeszłam do pokoju rodziców, ostatnio mama chowała przede mną jakąś skrzynię... No to teraz zobaczymy co my tu mamy... Zamek na klucz... Wyjęłam swój nóż który dostałam od wujka Vinca. Ciocie i wujek zawsze wiedzą co chcę dostać ^^ Podważyłam zamek i zaczęłam mocno go naginać.
-Eve może trochę pomocy co?- Wysapałam. Demonica natychmiast mi pomogła. Wyrwałam zamek.
-Proszę...
-Eve! Miałyśmy nie zostawić śladów.
-Ups XD. Sorcia.- I znikły moje czarne oczy stchórzyła. Eh.. otwarłam wieczko skrzyni. Były tam jakieś papiery... O! Drzewo genealogiczne... o kurde jakie grube XD pewnie ze strony mamy XD. Otwarłam. Faktycznie! Nawet nie zauważyłam gdy do domu wróciła mama. Jedyne co zdążyłam zobaczyć to kilka zdjęć i kilka imion... Carmel, Pushatter? aha... nie pytam...
A czyli inaczej Patrishia. I Matthew ze Skylar. Jak się ktoś jeszcze nie domyślił to dostałam tygodniowy szlaban! To nie fer.... Ale kto powiedział że życie jest fer...


Koniec wspomnienia
Czas: Teraźniejszy


-Kuzynką?- Byłam równie zszokowana jak oni.- Hola, hola chyba się coś porąbało we łbach. Oznajmiłam chamsko.
-Powiedz ta jeszcze raz ty... - Zaczęła Ruda.
-Ty co? No wykrztuś to zielono oka marchewko.- Jej chyba bliźniak na mnie warknął. Jego oczy były na moment czarne.
-Nie waż się obrażać mojej siostry, rozumiesz?!- Spojrzałam na niego i z całym swym tupetem odparłam.
-Nie.- Pluszowa zwróciła się do cioci Kariny.
-Ale my nic nie wiemy o kuzynce...- Odparła spokojnie widocznie chcąc załagodzić sytuację.
-To... ja sobie chyba pójdę...- Riley wycofała się z pomieszczenia.
- Macie. Nawet dwójkę.- Odparła Cordy.Po czym zwróciła się do mnie.- No Ateno gdzie twój brat?
-Cordy on nie...- Zaczęła Karina ale zatrzymałam ją ruchem ręki.
-Nie żyje.- Skwitowałam. Przestałam zgrywać hardą, cały wigor mnie opuścił. Pokazałam prawdziwą siebie. Spokojną i analizującą wszystko w koło. Chyba ich zaskoczyłam.
-A co jeśli nie jesteśmy spokrewnieni.- Zwróciłam się do Kariny.- Masz jakiś dowód?- Zapytałam.
-Ty mi to powiedz. Twoja mama spaliła wszystkie rejestry gdy je znalazłaś...
-... w wieku 6 lat.- Dokończyłam.
-Więc?- Zapytała Ruda. Spojrzałam na nich pod innym kątem.
-A co jeśli powiem jak każdy z was ma na imię? I czyim jest dzieckiem..- Wiem że to dziwnie zabrzmiało ale może jakoś się dogadamy. Odkąd nie ma Aidena stałam się introwerktykiem. Starałam się ukryć jak mama. Ona ukazywała uczucia tylko przy mnie i tacie, zawsze udawała Królową Śniegu...
-Psuję.- Odparł blondyn. Nawet zapomniałam o jego obecności. On nie wygląda na kogoś z naszej rodziny. Jest... inny ale na swój nie powtarzalny sposób.
-Dobra.-Spojrzałam na rudą i fioletowego.
Fioletowy chłopak miał jedno oko zielone... Kto ma zielone oczy... wiem! Wujek Fritz. Fioletowe włosy są zasług cioci Vanessy!
-Ty jesteś Matthew syn Vanessy Purple i Fritz'a Smitha. Czyli ty...- Zwróciłam się do rudej.- Jesteś Skylar jego siostra bliźniaczka.
Potem już leciałam po kolei.
-Ty jesteś Carmel córka Vincenta, a ty jej przybrana siostra Parishia... czyli Plushia!- Krzykłam tyumfalnie.
-Świetnie...- To teraz nam powiedz co się stało z ciocią Vi i wujkiem Kevinem.- Odparła Pushia....




Fioletowy żywot~2 Jaka zemsta?!

Spędziłam cały dzień na obmyślaniu planu. Kiedy dochodziła północ byłam gotowa wcielić plan w życie. Tata poszedł pożegnać się z mamą. Wyszłam tylnym wyjściem. Schowałam się za autem czekając na tatę. Minęło kilka minut, nie wnikam co oni tam robią. Po chwili tata wyszedł z domu i otworzył auto. Wskoczyłam na tylne siedzenie i w drogę! Po chwili byliśmy na miejscu. Wyszłam z auta i niezauważona poszłam za nim do pizzeri. Jestem tu już 3 raz w życiu, mimo tego ciągle nie mogę oderwać wzroku od animatroników. Może to normalne ? Okej koniec tego! Idę, zaraz tak właściwie po co ja tu jestem? Aha dobra już wiem ! Chciałam zobaczyć jak to jest być strażniczką. Ale co zrobić z kamerami, przecież jak tata mnie zauważy to będzie koniec wycieczki... Może znajdę coś w mojej torebce. Tosty, nóż, telefon i pistolet ??? Kiedy go spakowałam ? No cóż przyda się . Rozwaliłam kamery i zadowolona usiadłam na scenie obok animatroników.
- Cześć dziewczynko jak masz na imię ? - Zapytał się Bonnie (jeden z animatroników).
-Mam na imię Carmel.
- Miło mi cię poznać, gdzie są twoi rodzice?
- Mój tata właśnie gdzieś tu pracuje.
- A jak ma na imię twój tata ?
- Vincent.
Bonnie chwycił mnie za rękę i pociągną w stronę pirate cove.
-Hej Bonnie!-powiedział lis przebrany za pirata.
- Siemka Foxy! To jest Carmel.-Powiedział wskazując na mnie.
- Po co ją tu przyprowadziłeś?!
- To jest córka mordercy!
Bonnie i Foxy odwrócili się w moją stronę.
- W takim razie co powiesz na zemstę?
- Ale jaką zemstę i poco?
- Arr! Gamoniu! On zabił nas, to my zabijemy osobę którą kocha.
- Aha...
- Wiecie że ja to słyszę?- Powiedziałam zaniepokojona ich planem.
Nie miałam zamiaru zostać tam dłużej więc zaczęłam uciekać. Niestety oni zaczęli biec za mną (;-;).
Po chwili udało mi się ich zgubić. Więc ponownie usiadłam na scenie zajadając tosty.
- Pizza ?! - zapytał kurczak ( lub kaczka albo kura ?)
- Nie to są tosty.
- Pizza?
-Nie !
- Ppppppppppppiiiiiiiizzzzzzzzzzzzzzzzzzzzaaaaaaaaaa ?!!!!
- Czego nie rozumiesz w zdaniu TO SĄ TOSTY !
Kurczak walną się w głowę i ponownie przemówił.
- Jestem Chica miło mi cię poznać.
- Emm. Jestem Carmel.- Powiedziałam udając że nie było wcześniejszej rozmowy.
- Co tutaj robisz ?
- Jeśli ci powiem to najprawdopodobniej będziesz chciała mnie zabić.
-  Obiecuje że cię nie będę chciała cie zabić.
- Okej, więc mój tata tutaj pracuje i ma na imię Vincent.
- Aha spk.
- Nie chcesz mnie zabić ?
- Nie, a czemu miałabym cię chcieć zabić.
- No wiesz zemsta i tak dalej...
- Od tego są inne animatroniki.
- Wszyscy będą chcieli mnie zabić oprócz ciebie?
- Chyba tak .
-*Ziewnięcie*.
- Choć Carmel pokażę ci miejsce gdzie będziesz mogła zasnąć
- Okej *ponowne ziewnięcie*.


wtorek, 8 grudnia 2015

Cienie przyszłości- Rozdz.6 Czekamy, czekamy i nic...

Per.Atena

Głupio było tak stać i być obiektem zainteresowania tej grupy ludzi. Naprawdę... Oczy tego fioletowego błędnie oceniłam za pierwszym razem miał bowiem jedno błękitne a drugie zielone oko. Pewnie oceniłam go na podstawie swej postury, i postury rodzinnej. Riley wierciła nogą w ziemi tak jakby miała się przebić przez metal, również się niepokoiła. Czekaliśmy... Podobno na mentorów, co im tyle zajmuje? Nagle kątem oka przyuważyłam ów białą kulkę która zwinnie skoczyła złotookiej na ręce. Zdrajca. Może jeśli zacznę rozmowę to czas przestanie się dłużyć? Nonszanlancko oparłam się o ścianę i z buntowniczą miną , typową dla mojej mamy. Nadal się zastanawiam... jak to możliwe że moi rodzice się zeszli. Zanim doszedł gen, mój ojciec był w miarę spokojnym człowiekiem a mama wulkanem energii. Nie ważne. Fioletowe włosy opadały mi na ramiona, prychnęłam do Riley która starała się być jak szara myszka. Analizowała wszystko w koło, ja TYM RAZEM postawiłam na akcję.
-Riley? Opowiedz mi coś o swoim dzieciństwie z przed... tego.- Oznajmiłam sucho. Dziewczyna nagle się zainteresowała i niczym pies który podnosi jedno ucho by lepiej słyszeć. Z oklapłego na ziemi kudłacza zamieniła się w tą energiczną dziewczynę.
-Och.. pochodzę z tak zwanego Chicago..- Wkręciła się i zaczęła gadać. Na twarzach piątki zakwitł grymas, uśmiechnęła się chamsko z czarnym błyskiem w oku i pokazałam im język.
-Atena...- Odparła Karina.
-Czo?- Zapytałam.- Nic nie robię.
-Psychodelicznie wpływasz na stan umysłu innych.- Oznajmiła Cordy.
-Nie prawda.....- Zaprzeczyłam z chamskim uśmiechem.- Chociaż... uczyłam się od najlepszej.
-Heh... Jednej z najlepszych.- Oznajmiła Karina bez uśmiechu.- Pamiętaj o swoich ciotkach... i wujku.
-Jak zwykle na końcu...
-Zawsze tak irytujesz ludzi?- Zapytała Carmelowo włosa.- Tata nauczył mnie że to ja powinnam irytować innych a potem wbijać im nóż w plecy.- Jej oczy stały się na chwilę też, w odpowiedzi innych też... no może poza tym blondynem. On jakby tam nie pasował. Pluszowa bawiła się nożem nie zawracając na innych uwagi.
-To... opowiecie nam czemu dziś świat różni się od poprzedniej wersji?- Zapytałam, czy może raczej warknęłam i przycupłam na ziemi w sadzie.
-Wszystko zaczęła się od eksperymentu który zapoczątkował Evan Purple na sobie i swoich dwóch siostrach.- Zatrzymała się tak jakby mówienie o tym sprawiało jej ból.- Później założył rodzinę, która nie była normalna... gen wsiąkł tak głęboko że zapoczątkował apokalipsę. Nie panowali nad tym, to.. czasem ich przerastało. Potem zaczął eksperyment na większy obszar...
-Przedszkole na Dowenstreet.- Zakończyłyśmy równocześnie.
-Skąd to wiecie? Przecież dane są ściśle tajne...-Zapytała Ruda. Serio... głupio się czuję określając ich po wyglądzie, muszę poznać ich imiona.
-No to patrzycie na dwie z 50 osób na których zaczęła się historia.- Odparła Riley odzyskując pewność siebie, i przestając penetrować wszystko w koło.
-To znaczy?- Zapytał blondyn ledwo zauważając naszą obecność.
-To znaczy to bolndasku że jestem 50.- Oznajmiłam.- Ta co prawie uciekła gdyby nie... ktoś.- Nawet mówienie o tym w tak okrojonej wersji bolało.- I chodziło mi o bardziej kwestię zmiany kraj obrazu i nazwy tego okręgu. Wiecie... pochodzę z miasta a tam jest tylko tu i teraz.
-Acha.- Oznajmił Fioletowo włosy. Chyba mnie olał. Szczerze obchodzi mnie to tyle co zeszło roczny śnieg.
- Eh.. miasto z murami to pogorzelisko, lasy i małe miasteczka. Przez ogromnie fabryki jakie zaczął stawiać Evan kontynenty zaczęły się obsuwać... zresztą wszystko zostanie ci przekazane.- Czyli wróciłam do punktu wyjścia..
Zaczęłam nucić znużona.


Chorałem dzwonków dzień rozkwita jeszcze od deszczu rzęsy mokre we tle turkoce pierwsza bryka. Słonce wyrusza na włóczęgę, drogą pylistą droga polną jak kolorowa panny krajka, słońce się wznosi nad stodołą będziemy tańczyć walca...


Nagle przerwało mi głośne bum otwieranych drzwi. Weszła zdenerwowana "Lulu" i jej kompanka Sakura z innymi dziewczynami nie znanych .
-No ale Lulu... Mówiłam ci że nawet jak są nie grzeczni to nie możesz ich dźgać raperem.
-Ale ja ich nawet nie tknęłam...
-Tsa.. Zwłaszcza tych trzech w skrzydle szpitalnym...- Odparła dziewczyna o krótkich jasnych włosach.
-Siedź cicho Natti.- Skwitowała Lulu. Po czym spojrzała na mnie, wiecie co? Zawsze myślałam że jak ktoś ma oczy wielkie jak orbity to tylko powiedzenie. Ale teraz to widziałam.- Mała wersja Violet???
-Em... niech pomyślmy, a co tu kurna widać!?- Warknęła, nie będę tu robić za jeszcze większe dziwadło.
-Nawet jesteś wredna tak trochę jak ona!- Zawołała Sakura.
-Nie jestem wredna, jestem Niła.- Odparłam pewna siebie.
-Miła na pewno nie!- Parsknął fioletek.
-Nie miła, niła. Ni to miła ni to nie miła.- Patrzeli na mnie jak na wariatkę. Cordy strzeliła facepalma.
-Mama cię tego nauczyła co?
-Niom. - Odparłam chamsko.
-Doba... a teraz najważniejsze.- Karina odwróciła się do ekipy. I mnie przedstawiła a mi stanęła krew w żyłach.- Oto Atena Rodney Purple, córka Violet i Kevina i wasza zaginiona kuzynka....

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Cienie przyszłości- Rozdz.5 Witaj... Wśród swoich...

...Ramię pręż, słabość krusz i nie zawiedź w potrzebie
Podaj swą pomocną dłoń tym co liczą na ciebie, zmieniaj świat
zawsze bądź sprawiedliwy i odważny. Śmiało zwalczaj wszelkie
zło niech twym bratem będzie każdy....


Per. Atena

To... Była ciocia Karina! Nie widziałam jej odkąd skończyłam 6 lat. Jest to szczupła kobieta, o diabelskim spojrzeniu w którym świecą fioletowe iskierki. Ma brązowe włosy w których kwitną fioletowe pasemka. A i jeszcze wujek Scott... on był czy może jest zabawny. Bram zdawała się przechodzić do innego świata i wyrastała z gęstwiny jak z niczego. Była złota i cudnie błyszczała. Obrastał pięknymi zielonymi pnączami i kwiatami o różnych kolorach.
-Wchodzisz czy mamy czekać do świtu?- Zapytała z tym swoim uśmieszkiem.
-Nio, ciebie też miło widzieć.- Po chwili dodałam.- Ciociu.
-Wbijaj na chatę ty moje bez talencie. - Zawsze się tak droczyłyśmy. Więc ufnie poszłam za nią. Po chwili jednak się zorientowałam że przecież jestem w przebraniu.
-Jak ty mnie rozpoznałaś?- Nawet nie przeszłam przez bramę tylko stanęłam w miejscu.
-Ateno... tylko ty potrafisz tak łatwo wyślizgnąć się z miasta...- Po chwili Karina dodała.- Oczywiście jak cię uczyliśmy.
-Ahm.- Weszłam bez zbędnych pytać. Za bramą znajdowały się piękne domki letniskowe z jednym wielkim po środku. Nade mną wisiał szyld ,,Obóz Wodospady Cienia''. Ciocia poprowadziła mnie wgłąb jasnej ścieżki.
-Wszyscy ciebie oczekują.- Zaczęła.- Jestem ordynatorem... obozu.- Ostatni wyraz wypowiedziała z nie chęcią. Jakby był nie na miejscu.- Zrozumiesz wkrótce...- Znów przerwała tak jakby bała się że ktoś ją nagrywa, czy nawet kontroluje. Weszłyśmy do głównego domku, zaprowadziła mnie do dolnych jego części. No i kto by się spodziewał... prowadziła mnie do piwnicy! Hol był obstawiony panelami... po co w piwnicy panele??? Wygląda to bardziej na...Tajne przejście! No pewnie, ale ja głupia jestem... Gdy wreszcie zeszłyśmy na pewny poziom zobaczyłam... Ogromne, nowoczesne i tajne centrum treningowe które widziałam tylko na propagandach.
-Ale to... Baza Rebeliantów!!!
-Bingo młoda.- Oznajmiła.- Choć powinnaś dołączyć do grupy nowicjuszy.
-A co z..- Wskazałam na bluzkę z plamami krwi.
-Nikomu tu to nie przeszkadza uwierz, ale... lepiej zdejmij to coś co ukrywa co włosy.- Po czym dodała po cichu myśląc że nie dosłyszę.- Po tylu latach chcę zobaczyć postęp genu...
-Heh.- Zdjęłam czapkę z głowy.- A wracając do tematu.... czemu mnie obserwowaliście?!
-A czemu zakradałaś się do baz wroga i kradłaś broń choć zwalali to na rebeliantów?
-Dobra... nie mam więcej pytań. A co z resztą cioć... i wujkiem.
-Brawo wyeksponowałaś go na końcu. XD
-Heh... A gdzie zostawić bagaże?- Dopiero teraz weszłyśmy do ogromnego, nowoczesnego pomieszczenia, w którym było mnóstwo ludzi. Jedni o kolorowych włosach, inni o zwykłych a jeszcze inni.... uwierzcie różnie. Zszokowało mnie dziewczynka w zaplamionej krwią sukience. Słyszałam że rebelianci szkolą swoje dzieci od niemowlęctwa ale no bez jaj...
- Uwaga!-Krzyknęła i wszyscy zwrócili się w naszą stronę.- Powitajcie naszą nową zdobycz! Oto Atena!
-Hola, hola ,,zdobycz,,? Nie pozwalaj sobie...
-Masz charakterek po rodzicach...- Mruknęła.-Moja krew.
-No w zasadzie....
-Cichaj.
-Witamy cię Ateno i witamy innych nowicjuszy!- Karina zaprowadziła mnie do wielkiej auli gdzie gnieździły się tłumy. Na estradzie stało 6 osób. Dziewczyna o zielonych oczach i rudych włosach, a obok chłopak podobny do niej jak lustrzane odbicie. Z tym że miał fioletowe włosy i fiołkowe oczy prawie... jak ja. Obok nich stała młodsza od nich dziewczynka o złotych oczach i karmelowych włosach. A także dziewczyna o brązowych włosach i karmazynowych oczach, przedostatni był chłopak o jasnych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Z kolei ostatnia dziewczyna z brązowymi włosami i lekkim przebiciem fioletowych pasemek. Ona zabrała głos, a wszyscy słuchali jej tak jak Kariny.
-Nazywam się Cordy i jestem drugą z przywódców tego oddziału rebeliantów.- Nie użyła słowa obóz...
-Podzielcie się na dwie grupy.- Głos zabrała ruda a ciocia zaczęła do nich dołączać.- Na prawo ci są tu po raz pierwszy. A na lewo ci co po raz kolejny.- Poszłam na prawo.- Ci z lewej! Wiecie gdzie iść, znajdźcie swoich mentorów.-Wyszli, w tłumie mojej grupy mignęły mi długie różowe włosy... to nie możliwe...
-Podzielcie się na nadzwyczajnych czyli tych z genem i normalnych.- Podzieliliśmy się.
-Świetnie!- Odparł blondyn.- To teraz ci zwyczajni idą z Lulu która zaraz wróci i opowie o naszym celu.- Zza kurtyny wyszła dziewczyna o długich niebieskich włosach.
-Z mną!- Poganiała ich raperem.
-Wy wszyscy którzy nie wiedzą co tu robią na lewo.- Przeszłam tylko ja i... różowo włosa... To... Riley! Rzuciła mi się w objęcia. Ludzie patrzeli na nas jak na debilki.
-Świetnie!- Krzyknęła Karina.- Więc Wszyscy idą z Sakura a Atena i Riley zostają... Właśnie na was liczyłam...