piątek, 1 lipca 2016

"My? Czy to to twoje kolejne słodkie kłamstwo?!" ~Idę się przewietrzyć...~


"Nie ma nic silniejszego 
od ludzkiego serca,
które pęka tysiąc razy....
ale nadal bije"

~Vinc~
Cisza. Rozbrajająca jak na gmach pizzerii. I zaskakująca. Ale bardziej zaskakujące jest to że jedynymi głośnymi na tyle by zauważyć ich obecność dźwiękami były...  kroki. Kroki moje, Scotta i jego dziewczyny a jednej z mych bliźniaczych podobizn innej płci, Kariny. Jej kunsztowne buty wyglądające bardziej na przyszykowanie do  wojny niż na urodziny obijały się małymi koturnami i swym czarnym aksamitnym materiałem o podłogę. Fiołkowe włosy przy ostrzone miedzianymi pasmami związała swawolnie w kitkę u boku. Duże barwione bzem oczęta podkreśliła wyraźną kreską tuszu do rzęs. Nie robiła maślanych oczek jak to większość istot jej pokroju ma w zwyczaju. Przeciwnie! Nie radzę jej nawet o to posądzać. Kari i jakiekolwiek okazywanie publiczne miłości nie chodzi w parze... na chyba że chce wprowadzić szatyna w zakłopotanie co bywa jej pasją. 
-A więc Scott...-Zwróciłem się w kierunku swego najlepszego przyjaciela od czasów dziecięcych.- Powiedz mi łaskawie... skąd ten IŚCIE GENIALNY pomysł by urządzić urodziny w tym piekle? W psychiatryku miejsc zabrakło?-Moja cięta riposta zdawała się nie wywierać na niego wpływ. Ale... to tylko pozory. Przyznam że obecność tej parki wprawiała mnie w zakłopotanie, pary. Pf... kto to wymyślił? 
-No... bo Kari ma dziś zmianę a bez niej nie było by imprezy....
-Taaa... chyba dla ciebie. Ja mam ją na co dzień w nadmiarze! -Bliźniaczka przeszyła nie tym naszym charakterystycznym wzrokiem mordercy. Jakoś mnie to nie zaskoczyło. Przewróciłem oczyma gdy ta "żartobliwie" pchnęła mnie w ramię. Zapewne gdyby tu Scotta nie było to pewnie już byśmy się pobili. Przejechałem językiem po rozcięciu na wardze które mi ostatnio zafundowała. Pomyśleć że ona skończyła tylko z guzem na obitej bzowej główce. Bywa. Raz się wygrywa, a raz przegrywa. 
-Morda.-Oznajmiła.
-Zawrzyj te...-Nim cokolwiek powiedziałem obraźliwego do siostry Scott nas rozdzielił.
-Serio? Na dwie minuty was razem zostawić a wy rozsadzicie pizzerię?-Wymieniłem z siostrą porozumiewawcze spojrzenia. Po czym równocześnie oznajmiliśmy szatynowi.
-Nie taki zły pomysł!-Strzelił facepalma.
-Może jeszcze siostrę wkręcicie?-Zapytał ironicznie.
-No raczej!-Odpowiedziała Kari.-Bez Viol ani rusz!- Ten tylko westchnął przeciągle i spojrzał to na mnie to na nią, ale na niej wzrok zawiesił dłużej. Pff... zakochani.
-Gołąbki... lećcie na inny pomnik.-Oznajmiłem z bezczelnym uśmieszkiem. Czarnowłosy się zarumienił a moja kochana siostra syknęła jadowicie.
-Pieprz się.-Taaa... Kultura mowy.... pogratulować Kari.
-Jasne! A z kim?- Dziewczyn zrobiła wielkie oczy po czym strzeliła facepalma. Jeny.. jak ja lubię strzelać idiotę. I lubię patrzeć jak ludzie trudzą się wytrzymując ze mną. Tak takie.... zabawne. Szkoda że nie widzą własnych reakcji na mą osobę.  Dziewczyna nadepnęła na moją nogę. 
-Lecz się na nogi bo na głowę już za późno....
-Dowaliłaś jak żydem do pieca...
-Możecie już skończyć?-Zapytał zirytowany Scott.
-Jasne.-Kolejny bezczelny uśmieszek.-Ale tylko dla ciebie w ramach dnia dobroci dla zwierząt. Adieu!-Rzuciłem odchodząc napięcie w swoją stronę. Mam dość patrzenia na ich trzymanie się za rączki.... Czy w tym miejscu każdy ma kogoś? Rany... Ale wiem jedno. Scott urządził tu pizzerię ze względu na Kari. Jeny.... Ja tam nie widzę problemu By urządzić imprezę bez niej.... Wiem wredny jestem,ale to rodzinne. Rany... jeszcze powiedzcie że tu się klima zepsuła bo jest cholernie gorąco. Albo... wyłączyli oszczędnie na noc. Spodziewają się przecież że nie wyjdziemy po za obręb biura. No... nie dziwię się. Gdybym miał wybrać. Kisić się w cholernie nudnym i żenującym biurze, a byciem zmiażdżonym w jakimś głupim kostiumie przez robota z systemem dovna, bo na miejscu nie może wysiedzieć to ... wolę biuro. Albo walkę jak jest szansa. W tej sekundzie uświadomiłem sobie że dla zetknięcia się ze świeżym powietrzem ryzykuję spotkanie z kolejną parą. Moją drugą siostrą Violet. Tą.... mądrzejszą częścią rodziny jak zowiemy jak i Kari wbrew jej woli. I jej chłopaka Kevina Rodneya. Mam wrażenie że on się bardziej z nią dogaduje niż z innymi. Zazwyczaj strzela intelektualistę, ale w tym jego uśmiechu i zachowaniu, w tych zamaszystych ruchach tkwi jakiś sekret. I nie wiem czemu ubiera przed innymi maskę zwyczajności. No trudno. Jego sprawa. Czy... raczej ich. Przewróciłem oczyma widząc jak pod wpływem idiotycznego wyzwania Mike'a stoi na wysokiej drabinie, na jednej nodze, na... palcach.  Kevin przytrzymuje tylko drabinę asekurując by nie spadła, ale z jego miny wnioskuję że nie wierzy w jej spotkanie z... podłożem. Ten idiota stał w Party Room na boku śmiejąc się do siebie... on wierzy że zdoła wygrać z moją siostrą?! Chyba mu na resztki mózgu padło. Parsknąłem śmiechem. Ten tylko rzucił mi wredne spojrzenie. Oto spojrzenie debila nad debilami. Czy on nie wie że ma siostra robi... wszystko na Hardcora? Najzabawniejsze jest że wymieniała tylko reflektory  przy scenie. Jej fiołkowe włosy przecinały złote pasma.... czy tylko ja z naszej trójki mam całe fioletowe włosy? Heh... głupie pytanie. Najdziwniejsze... że one tak mają naturalnie. Jej długie włosy spięte były w kucyk. Lekko kręciły się opadając na plecy. Przewróciłem oczyma. Taaak. Wygra ten zakład. Nie. Ona już na starcie go rozpierdoliła. Usłyszałem jak Mike mówi jej że nie wygra a ona-jak to ona- perfidnie go dissuje. Norma. Ruszyłem powolnym krokiem do drzwi. Miałem nie jasne wrażenie że koś za nimi stoi....

" Jeśli nie masz co powiedzieć,
to nie otwieraj gęby.
Kłapiesz głupim ryjem 
jakbyś był sam kurwa święty! "