Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć siedziałam przywiązana do krzesła. Dziewczyny biegały wokoło mnie z różnymi rzeczami, których nazwy nie miałabym ochoty wymieniać. * I co... Dalej chcesz się upiększyć na walkę* Nie znosisz makijażu tak jak ja!
~~~~~~~~~~~KILKA MINUT KRZYKU, WYRYWANIA SIĘ ITD. PÓŹNIEJ~~~~~~~~
Dziewczyny zadowolone padły na łóżka. Bałam się spojrzeć w lustro. Ale raczej nie przesadziły. W sumie to tylko mnie uczesały, pomalowały usteczka jasno różową szminką i dały jakieś ciuchy. Nie było tak źle!
Per.Michael
- Serio?! Ty idioto! Było od razu to zakończyć! I już jutro zaczęlibyśmy kolejne zadania!
- Ja w taki sposób nie lubię walczyć! Przynajmniej nacieszy się wolnością.
- A jak przegrasz?
- To będą inne okazje, zawsze możesz wycofać się!
- Jeśli ty jej nie pokonasz... To sam dokończę twoją działkę!
- Tylko spróbuj!
- Chyba jej nie bronisz? Po tym jak przyjąłeś zadanie... Jak ci na niej zależy, chyba nie chcesz by wiedziała o zadaniu?
- Nie... Okay po prostu to zrobię. Ale ja do niej nic nie czuje!
- I niech tak zostanie.
Per. Carmel
W końcu wybiła wyznaczona godzina. Mam ochotę skakać! Za dużo adrenaliny i żelków... Nie często miewam okazję by z kimś powalczyć... Tyle że muszę walczyć z nim... * To coś zmienia ? * C-co ?! Nie! * Tylko wygraj.* Że niby za kogo mnie masz ?! * Emm... Mam cie za ciebie ?. * To w sumie logiczne.
- Zatem idę!
- Wygrasz?
- Jasne! Albo przegram... Będę się bawić!
- Połamania nóg!- Wykrzyknęła radośnie Catty.
- Raczej wolę nic sobie nie złamać... ale dzięki! Bay!
poniedziałek, 27 czerwca 2016
czwartek, 23 czerwca 2016
"My?! Czy to twoje kolejne słodkie kłamstwo?" ~Zmierzch~
"Dzień, w którym się poznaliśmy,
Dzień, w którym nasze życie
Zmieniło się na zawsze.
Upłynął czas, a my wciąż tu jesteśmy..."
~Clary~
Ciche jęki wiatru kołysały kocie dachowce w swych wyróżnionych pod względem wytrzymałości tymczasowych mieszkaniach. Tak. Kocham patrzeć jak te kopnięte w cztery litery od życia istoty kłębiły się na dachach budynków. Wiatr głaskał swą powabną dłonią listki drzew poruszając nimi niczym lalką na sznurkach. Pastelowo błękitne niebo chowało się za kremowymi piankami zwanymi chmurkami. Pomarańczowa łuna zachodzącego słońca oznaczała nadchodzący wieczór. Nadchodzący zmierzch. Zamknęłam swe oczęta przybrane heterochromią. Tak.. ludzie biorą to za zwykłą wadę tęczówek. Dwie barwy. Butelkowa zieleń oraz żytnie złoto. Ach.... Czas. Błoga niemoga... Popełniałam w życiu wiele błędów ale zamknięcie oczu? Czy to zbrodnia? W mym przypadku tak.... Bo gdy me ciężkie jak ołów powieki opadły zaczęła się wizja. I to jedna z tych... boleśniejszych. Mym ciałem wstrząsnął dreszcz. Byłam marionetką w rękach własnej wizji. Dobrze że zmierzch nadchodzi i chroni przed ciekawskim wzrokiem. Bo kto odważy się o tak później porze wyjść? Mą twarzyczkę wykrzywił wyraz bólu. Po policzku spłynęła jedna łza... potem druga i.... odpłynęłam. Wyglądało to zapewne jak zwykłe omdlenie.... na ławce w parku.
Dzień zbliżał się ku swemu końcowi rozchylając ramiona zmierzchu, który obejmował wszystko i wszystkich. Nawet... tych którzy chcieli się skryć pod osłoną nocy. Kestrel spojrzała na taflę księżyca myśląc o tym co straciła.... co zostawiła.... Dotknęła swego ogromnego brzucha, widać iż kilka dni dzieli ją od rozwiązania. Las o zmierzchu krył wszystko ale kobieta wiedziała co się za tym cieniem kryło. Zło... dobro... trudno rozróżnić. Wiedziała gdzie musi się udać.... tylko jej matka. Sylvia może ją teraz uchronić przed jej oprawcą, tym który w pościgu za nią był nie ugięty. Powtarzała w kółko jak mantrę....
-Ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze skrywa dobro... Po zmierzchu nadchodzi... świt. I nowy dzień....
Wzięłam głęboki haust powietrza prawie się nim krztusząc się podczas gdy sceneria snu się zmieniała.
Nie wiem gdzie byłam ale... na pewno był zmierzch. Dźwięki gitary prowadziły mnie przed siebie... Gitara... oraz strofy piosenki.
There was a full moon in the sky....
Moje kroki roznosiły się powoli.... zobaczyłam blask z drzwi prowadzących do głosu i rozświetlonego pomieszczenia. Trzymałam dłoń na ścianie aż nie zderzyła się delikatnie z framugą owych drzwi.
We met a brand new robot friend
Delikatnie wychyliłam się zza framugi. Była to... sala zabaw jak w pizzerii. Były stoły.... krzesła.... transparenty i... scena....
At first he seemed a little shy
He would not play pretend...
He would not play pretend...
Która była dziwnie pusta poza.... chłopakiem. Miał czerwoną gitarę i fiołkowe włosy. Zamknięte oczęta pozwalały wędrować palcom z pamięci po jej gryfie. Włosy miał spięte w kucyk , a na szyi czerwoną muszkę pasującą do pastelowo fiołkowej koszuli. Na nią zarzucony był czarny "płaszczyk?!" Na nim przypiętą miał plakietkę z fioletowym króliczkiem. Na spodniach zaś biały fartuch przystosowany dla kelnerów.
He sang just fine and played in time
but did not look the part
but did not look the part
Zapomniałam o ważnym szczególe... na jego głowie mieściły się królicze, fioletowe uszy.
So we lovingly decided to give him
A brand new start...
A brand new start...
Melodia współgrała z harmonią ciszy panująca w pomieszczeniu.
Save them....
Co? Chciałam krzyknąć bo wypowiedział to ktoś inny a nie króliczy chłopiec. Inny głos. Jednak... sowa zamarły mi w gardle.
Save HIM!
Co?Kto? Gdzie?
NO MATTER WHAT WE SAY OR DO
IT'S NEVER UP TO ME OR YOU
WE SMILE NOW AND SING A CHEER!
THE SHOW MUST GO ON, THE SHOW MUST GO ON
NEVER FEAR...
THE SHOW WILL GO ON
IT'S NEVER UP TO ME OR YOU
WE SMILE NOW AND SING A CHEER!
THE SHOW MUST GO ON, THE SHOW MUST GO ON
NEVER FEAR...
THE SHOW WILL GO ON
I wtedy otwarł oczy. Były całe czerwone. Patrzył na mnie jak na nową nadzieję... Wzrokiem duszy umęczonej. The show must go on.... Wyciągnął w moją stronę rękę..
Clary..... Uratuj nas.... Proszę...
Wtedy właśnie się "obudziłam". Już zmierzchało. Zerknęłam na zegarek w wyświetlaczu telefonu. 22:15?! Ja... tak szybko tam nie dojdę! Uśmiechnęłam się wrednie. To nauczka. Spóźnię się! I jeszcze specjalnie nie będzie mi się spieszyć... bo kto normalny urządza imprezę urodzinową po północy?! Założyłam do uszu czarne słuchawki i puściłam pierwszy utwór z listy. Gdy usłyszałam melodię zaczęłam razem z autorką wokalistką śpiewać.
-I wanna be your puppet on a string
Baby I’m not holding back
We can do anything
And even if I’m crazy is cause you make me this way
We’re as close to love as we’ll ever get
I wanna be your marionette, marionette, marionette....-I wtedy kichnęłam. Gdy kicham mój nosek się dziwnie marszczy i wyglądam jak koty które tak lubię...- No nie....- Wzięłam stopa. Czy muszę tam iść? Tak. Nie ma odwrotu? Tak. To mój kuzyn... nie widziałam go od... lat. Spokojnie Clary weź się w garść...Zganiałam siebie stojąc pod budynkiem....
We can do anything
And even if I’m crazy is cause you make me this way
We’re as close to love as we’ll ever get
I wanna be your marionette, marionette, marionette....-I wtedy kichnęłam. Gdy kicham mój nosek się dziwnie marszczy i wyglądam jak koty które tak lubię...- No nie....- Wzięłam stopa. Czy muszę tam iść? Tak. Nie ma odwrotu? Tak. To mój kuzyn... nie widziałam go od... lat. Spokojnie Clary weź się w garść...Zganiałam siebie stojąc pod budynkiem....
"Żeby wszystkich wkurzyć...
Wystarczy być radosnym...!"
wtorek, 21 czerwca 2016
"My? czy to twoje kolejne kłamstwo?"~To.... Ktoś z rodziny przyjdzie?~
"Czy można kochać i nienawidzić tę
samą osobę?
-Można. Ale szybko gubisz się pomiędzy "wypierdalaj",
a "błagam wróć"."
~Vinc~
Przechadzając się pomiędzy stołami i roześmianymi bachorami w pizzerii rozmawiałem ze swym przyjacielem Scottem Cawthonem. Scott jest osobnikiem o urodzie typowo Angielskiej. Czarne włosy rozpichrzone na wszystkie strony świata tak jakbym chciały odwiedzić Londyn i Japonię równocześnie. Oczy ma w odcieniu butelkowanej zieleni napigmentowanej ciemnymi plamkami. Obecnie jest odziany w mundur strażnika dziennego bo zmieniliśmy się na dzienną zmianę. Mundur składał się z czarnego zamszowego krawata i szarobiałego munduru z kieszeniami i emblematami tej cholernej placówki.
-Na imprezę przyjdzie ktoś z twoich bliższych znajomych?- Zerknął na mnie zaciekawiony tym tematem. Chyba drążył do czego zmierzam. Zazwyczaj przypomina dość rozweseloną osobę z tym swoim wariackim uśmiechem i oczami kota (co widać szczególnie jak kicha bo marszczy nos jak kot). Dziś jest jednak zamyślony. -Rodzina?- Zmarkotniał. Trudny temat czy po prostu nie chce mówić?
-Kuzynostwo... może przyjdzie.-Oznajmił zastanawiając się nad każdym słowem jakby bał się powiedzieć za dużo.
-Tylko tyle masz rodziny?-Zapytałem by upewnić się czy Scott skłamie.
-Tak.- Skłamał. Jego górna warga drgała w lekkim prawie nie widocznym tiku nerwowym oznaczającym że Cawthona próbuje mnie oszukać. Jeśli chodzi o trudną sytuację rodzinną doskonale to rozumiem, ale jeśli mój najlepszy przyjaciel nie chce o tym mówić to nie.
-Została mi jedna osoba Vincent. Nie wszyscy są trojaczkami.-Nie rozumiem do czego pił. To że jestem jednym z trojaczków nie znaczy nic nie zwykłego... Ba! Użeranie się z dwiema siostrami o bliźnaczopodobnym charakterze to katorga!
-Gdybym nie miał dwóch sióstr, z jedną z nich byś nie chodził...-Jego policzki spąsowiały.
-Vincent... Daruj sobie.- Moje usta rozszerzyły się w charakterystycznym złośliwym uśmiechu.
-A dlaczego?- Zapytałem co on zignorował. Choć... ma trochę racji. Siostry... Violet i Karina czy... może raczej Victoria i Vatress, ale obie postanowiły zmienić sobie imiona. Kari jeszcze zrozumiem bo co to za imię "Vatress", ale Viol? Nie wiem co ma do imienia Victoria. No cóż.... Kari sobie imię wymyśliła a Viol zamieniła pierwsze i drugie miejscami. Jednak to nie to powinno mnie dołować. Przecież....Te dwie siostry to jedyne bardzo bliskie memu sercu istotki. Tylko je darzę jakimś braterskim uczuciem. To wręcz irytujące jak z oddali widać że potrzebna mi dziewczyna. A mój specyficzny charakter mi w tym nie pomaga.
-To kto?-Wyrzuciłem z siebie naprędce wytrzymując jego harde spojrzenie odpowiadając swym uśmiechem głupa. Skonfundowany bazaltowo włosy patrzył na mnie zaskoczony.
-No mówię że kuzynostwo...
-Dużo mi to kurna mówi!-Wybuchnąłem. Chłopak nie wyglądał na zaskoczonego tą reakcją.
-Przecież ją dziś poznasz...
-Ją?-Złapałem go za słówko, przygryzł wargę.
-Tak. Ją.
-Poznam... ale wątpię bym polubił.-Warknąłem.-A nawet jeśli to nie wiem czy ona będzie za mną przepadać.- Istoty płci przeciwnej nie były fankami mego charakteru, pomimo iż interesował je mój wygląd. Specyficzny charakter wyrobiony przez ciężkie dzieciństwo naprawdę nie pomaga... Westchnął.
-Dobra...- Zamilkłem. Lepiej się nie wykłócać. Wieczór pokaże....
"Mądry człowiek nie opłakuje przegranej,
lecz szuka sposobu, jak wyleczyć odniesione rany"
~Szekspir
czwartek, 16 czerwca 2016
"My? Czy to twoje kolejne słodkie kłamstwo? ~Początki zawsze są trudne...~
"-Czego nie rozumiesz w słowach:
Nie, nie idę za tobą?
-Oznajmiła ze stoickim spokojem.
Po czym odwróciła się od niego
Idąc z powrotem w stronę świata żywych..."
~Clary~
Jasne przejrzysta łuna światła, cudownie słodka Jutrzenka wyrwała mą personę z baśniowej, wiecznej, sennej mary rodem ze śpiącej królewny. Łagodny sen oddalił się wraz z magnetycznymi objęciami Morfeusza pogrążając mnie w nudnej, szarej i codziennej rzeczywistości. Jedyne co mi pozostało to z gracją słonia w składzie porcelany stoczyć się na twardą nawierzchnię podłogi z miękkiego gniazdka utkanego przez sen, a mojego niezawodnego łoża.
-Damnant !-Syknęłam w odpowiedzi powoli podnosząc się na równe nogi. Otrzepałam swą perłową piżamę z wyimaginowanego pyłu zwanego kurzem. Karmelowe loki zsunęłam w tył by nie przeszkadzały jej w codziennych czynnościach i zawadzały na widnokręgu. Jak ja nie lubię takich gwałtownych pobudek! Nie. Inaczej to ujmę. Nie lubię wakacji od swej wielce pasjonującej pracy bo stają się ogromnie flegmatyczna. Swą delikatną dłonią wymacałam komórkę. Jasny jak błyskawica wyświetlacz prawie nie dawał znać o swoim istnieniu na moich oczętach. Od razu w mym umyśle odcisnęła się godzina. Była bowiem 6:30. Świetnie. Zdążę się w porę ogarnąć by wyjść na miasto, załatwić kilka sprawi i.... mieć choć drobinkę czasu dla siebie. Drugą istotą która mnie ubodłą w serce. Dziś jest 14 sierpnia. Dziś są urodziny mojego kuzyna Scotta. Na myśl o tym że idę na jego urodziny nie widząc go od sześciu lat... O tym że będzie tam mnóstwo ludzi których nie znam.... O tak. Mój kuzyn bywa też dość nieelokwentny.
-Na którą te urodziny...-Zapytałam samą siebie sprawdzając godzinę w "notatkach". -Ugh... O północy?- O rany... co on znów wymyślił? Nie dość że zaprosił mnie tak... naprędce to jeszcze to. Nie. To nie zepsuje mi humoru. Powolnym krokiem ruszyłam do toalety. Przygotowałam coś na kształt aromatycznej kąpieli. Na swym ukochanym telefonie puściłam dla dodatkowego uspokojenia swego ducha. Usłyszałam cichą melodię elektrycznych skrzypiec Vanessy Mae w utworze Contradanza.
Karmelowe włosy powoli opadły na twardą w swej istocie taflę wody, a reszta mego ciała powoli zanurzyła się pod jej taflą. Malinowe ustka westchnęły w rozkoszy chwili. A zapach dość efektownych olejków drażnił na pozytywny sposób me nozdrza. Kąpiel zakończyła się po jakiejś godzinie. Pozwoliłam swym mokrym jeszcze lokom opaść na plecy i delikatnie nasączyć tą cieczą bluzkę. Przecież i tak ją zaraz przebiorę. Krótkie jeansowe spodenki z wydartymi dziurami okalały me biodra. Na swój korpus nałożyłam bluzkę na ramiączkach. O barwie złota i zieleni co na me perfidne szczęście kontrastowało z mymi oczyma. Mokre włosy spięłam w warkocz. Chwila koncentracji, chwyt za najpotrzebniejsze rzeczy w tym słuchawki i portfel. Po cało kształtnym ogarnięciu zarówno siebie jak i swej koafiury wyszłam na miasto odebrać prezent dla jednej z dwójki osób z mojej rodziny które mi pozostały. Miałam przeczucie że to dopiero początek mojej nowej historii z kuzynem. Westchnęłam zamykając drzwi do mieszkania.
-Początki są zawsze trudne....-Zatrzasnęła i prze kluczyła drzwi po czym wyszła....
Fioletowy żywot~ Tylko 2 opcje ?
Per. Carmel
Minęły dwa dni. Dwa dni rozmyślania co dalej. Rzuciłam książkę ,, Dom Nocy" w ciemny kąt.
I co ja mam o tym skurwielu myśleć ? Nienawidzić czy... Dobra zostanę przy pierwszej opcji!
No to ten... Może... Jak się go zaraz nie pozbędę to mnie rozsadzi! Ale... * Ekhem! * Co chcesz?
* Rozczulaj się ciszej ! Ja tu myślę jak wykorzystać fakt że codziennie o 23:00, Michael i jego paczka chodzą podręczyć pierwsze klasy! * Ej... To nie taki zły plan! * Co jaki plan?! * Będziemy ich śledzić! Znaczy ja będę ich śledzić! * A potem rzucisz rękawicę Michaelowi? * No... Tak ! * Zaryzykujesz życie... I zamiast zakończyć tego od razu... Dasz mu czas... I cie zajebie? * Prawie! Bo walka nie będzie na śmierć i życie! No chyba że przegram! To tam on zadecyduje, ale jestem dobrej myśli! * (facepalm) *. Do pokoju wparował z hukiem Jake. Wyglądał jakby widział ducha.
- Dobra żyjesz!- Wykrzyknął uradowany.
- A co już mój pogrzeb planują?
- Carmel! Catty mi wszystko opowiedziała!
- Wszystko czyli...?
- O twoim wspaniałym chłopaku.- Posmutniał.
- I? Nie wiedziałam że jesteś zazdrosny!
- Carmel!
- No dobra... Tak to prawda...I?
- Mam nadzieję że się z nim pożegnałaś! Bo za to co ci zrobił już po nim!
- Dobry żart.
- Masz argumenty które mogą mnie powstrzymać?
- Kim bym była- Popchnęłam go na beżową pufę.-gdybym nie miała!- Przerwa na wymianę powietrza w płucach.- (A) To WAMPIR, (B) jest ich - Liczę.- czterech, (C) to WAMPIRY i (D) ty jesteś tylko człowiekiem!
- Coś jeszcze?
- A tak ! - Dramatyczna przerwa!- To ja chce go zajebać.
Wybiła 23:00. Wybiegłam z pokoju. Przeskakując na schodach zobaczyłam jak głupi blondyn mnie goni. Jak przewidywałam byli na tyłach szkoły. Przez gęstą mgłę nie było widać nocnego nieba. Dobra... Grałam w Slendera... Mam doświadczenie jeśli chodzi o takie warunki! Jednak przez mgłę można było dostrzec błyszczące błękitne ślepia Jake. Jak i także jego twarz. Wyglądał na wystraszonego. Podniosłam nóż z zimnej ziemi. Nie wcale nie rozrzuciłam kolekcji noży po całej szkole. Wcale!
"Szybciej oni cię gonią! Nie dasz rady im uciec! Dziewczyno uciekaj!" Były to ostatnie słowa jakie udało mi się usłyszeć zanim zaczęłam pościg za wrogami. W prawej ręce ściskałam nóż. Zza mgły powoli pojawiały się twarze 4 osób. Zacisnęłam zęby i zaczęłam biec szybciej. Jeden z nich wyszedł na przód i rozszerzył psychopatyczny uśmiech. Świecące oczy wpatrywały się na mnie z kpiną. Przestałam biec. Staliśmy pół metra od siebie.
Czekałam na jego pierwszy ruch. Chyba miał taki plan jak ja. Powoli zaczęłam się niepokoić. Dziwna strategia jak na niego. Zaraz gdzie pozostała dwójka?! Odwróciłam się lecz nikogo nie było. Odskoczyłam na bok i cudem uniknęłam ciosu z miecza od chłopaka.
- Proszę, proszę... Jak zawsze równie przewidywalna.
Zaraz wróć! Przewidywalna?! Odwróciłam się przecinając nożem gardło jednego z nich.
- A jednak się zmieniłaś.
Podeszłam bliżej niego i spojrzałam mu w oczy.
- Już nie jesteś taka odważna? Już za późno byś do nas dołączyła. No chyba że-Przeniosłam wzrok na ziemię.- poświęcisz swoją krew. Mina ci zbladła? Przecież nie raz to robiliśmy.
Chłopak chwycił mnie za prawą rękę i pociągnął ku górze. Po czym odebrał mi broń.
- Czemu ty to robisz ?!- Krzyknęłam z powrotem wgapiając się w jego oczy.
- Księżniczko nie muszisz się martwić , niedługo będzie po sprawie.
- Zabierz swoją szpetną gębę ode mnie !
- Tak ja też cię kocham...
Zaczęłam się szarpać, lecz on był silniejszy.
- Czego chcesz?
- Myślałem że to ustaliliśmy... Twojej krwi.
- To czemu po prostu jej nie weźmiesz?
- Bo ty będziesz chciała mi ją dać...
- A bo ty na pewno będziesz czekał na pozwolenia, przecież cię znam.
- Kochana wampireczka.
- Ja ci dam *kurwa puszczaj mnie !*
- No i na ciebie czekałem...
- * Co na mnie ?*
- Morze z tobą się lepiej dogadam...
- * Marzyciel! *
- W takim razie ujmę to inaczej. Idziesz ze mną, albo zginie ten śmiertelnik.- Dwójka pozostałych przyniosła ciało blondyna w zielonym swetrze.
- Jake!- Odepchnęłam chłopaka i podbiegłam do Jake.- Jake proszę powiedz coś! Cokolwiek!
- Jakie to przesłodzone...
- Co mu zrobiłeś!
- Ja nic. Tylko ty.
- Zaraz...
- Nie pamiętasz kogo zostawiłaś w tyle?
- O kurwa co ja zrobiłam!
- To co powinnaś. Jeśli nie chcesz żeby moi przyjaciele potraktowali go jako zabawkę, pójdziesz grzecznie ze mną.
- A jeśli nie...To on ginie, a ja?
- No wiesz w jednym z przypadków ciebie czeka to samo.
- Spadaj panie poważny. Nie wiedziałam że pójdziesz na łatwiznę...
- Jak to?
- Zero zabawy... Tylko 2 opcje ? I potem koniec ? Daj się pobawić!
- Chyba oszalałaś, ale zgoda. Spotkamy się jutro o pół nocy, masz być sama.
- Ok... A ty będziesz sam?
- Dla ciebie kochanie wszystko.
*Pozwól mi mu przyjebać!* Nope, niech pożyje. I od kiedy ty gadasz na głos ?! * Jam? Od wczoraj!*. Zjechałam po poręczy przy schodach na któreś tam piętro. Ideolos ! Trafiłam na piętro z moim pokojem. Podbiegłam do drzwi i wparowałam do pokoju. Chcąc usiąść na swoim łóżku upadłam na ziemię.
- Gdzie moje łóżko?!
- Catty się uparła by przemalować ściany.
- Czyli se nie odpocznę.
- Tak wg. To gdzie byłaś?
- Ja? Umówiłam się z kimś.
- Z kim?!- Krzyknęła błękitno włosa, a Catty spadła w tyle z drabiny.
- Z Michaelem...- Catty wskazała z wielkim uśmiechem przez okno tył szkoły.
- Że co ?!
- No tak sobie gadaliśmy i postanowiliśmy zrobić se spotkanie towarzyskie...
- Czyli chciałaś coś zrobić w sprawie tego co ci zrobił. On cię pokonał, i wymyśliłaś gatkę by dać sobie 2 szansę?
- Catty czasami się ciebie boję...- Oznajmiła Blue.
- Czo teraz według was powinnam zrobić?
- Widzę że nastawienie ci się zmieniło... Po pierwsze, nie będziesz w kiecce walczyła!
- No przecież nie w piżamie, co nie?
- Spokojnie... Zajmę się twoim strojem, a Catty włosami. A w walkę się nie będziemy mieszać, tak jak od początku chciałaś.
- Arigato!
* I po co ci to ? * Emm. Bo kiedy wygram będzie co opowiadać! Wiesz jak w anime! Zawsze mają epickie kiecki....
Minęły dwa dni. Dwa dni rozmyślania co dalej. Rzuciłam książkę ,, Dom Nocy" w ciemny kąt.
I co ja mam o tym skurwielu myśleć ? Nienawidzić czy... Dobra zostanę przy pierwszej opcji!
No to ten... Może... Jak się go zaraz nie pozbędę to mnie rozsadzi! Ale... * Ekhem! * Co chcesz?
* Rozczulaj się ciszej ! Ja tu myślę jak wykorzystać fakt że codziennie o 23:00, Michael i jego paczka chodzą podręczyć pierwsze klasy! * Ej... To nie taki zły plan! * Co jaki plan?! * Będziemy ich śledzić! Znaczy ja będę ich śledzić! * A potem rzucisz rękawicę Michaelowi? * No... Tak ! * Zaryzykujesz życie... I zamiast zakończyć tego od razu... Dasz mu czas... I cie zajebie? * Prawie! Bo walka nie będzie na śmierć i życie! No chyba że przegram! To tam on zadecyduje, ale jestem dobrej myśli! * (facepalm) *. Do pokoju wparował z hukiem Jake. Wyglądał jakby widział ducha.
- Dobra żyjesz!- Wykrzyknął uradowany.
- A co już mój pogrzeb planują?
- Carmel! Catty mi wszystko opowiedziała!
- Wszystko czyli...?
- O twoim wspaniałym chłopaku.- Posmutniał.
- I? Nie wiedziałam że jesteś zazdrosny!
- Carmel!
- No dobra... Tak to prawda...I?
- Mam nadzieję że się z nim pożegnałaś! Bo za to co ci zrobił już po nim!
- Dobry żart.
- Masz argumenty które mogą mnie powstrzymać?
- Kim bym była- Popchnęłam go na beżową pufę.-gdybym nie miała!- Przerwa na wymianę powietrza w płucach.- (A) To WAMPIR, (B) jest ich - Liczę.- czterech, (C) to WAMPIRY i (D) ty jesteś tylko człowiekiem!
- Coś jeszcze?
- A tak ! - Dramatyczna przerwa!- To ja chce go zajebać.
Wybiła 23:00. Wybiegłam z pokoju. Przeskakując na schodach zobaczyłam jak głupi blondyn mnie goni. Jak przewidywałam byli na tyłach szkoły. Przez gęstą mgłę nie było widać nocnego nieba. Dobra... Grałam w Slendera... Mam doświadczenie jeśli chodzi o takie warunki! Jednak przez mgłę można było dostrzec błyszczące błękitne ślepia Jake. Jak i także jego twarz. Wyglądał na wystraszonego. Podniosłam nóż z zimnej ziemi. Nie wcale nie rozrzuciłam kolekcji noży po całej szkole. Wcale!
"Szybciej oni cię gonią! Nie dasz rady im uciec! Dziewczyno uciekaj!" Były to ostatnie słowa jakie udało mi się usłyszeć zanim zaczęłam pościg za wrogami. W prawej ręce ściskałam nóż. Zza mgły powoli pojawiały się twarze 4 osób. Zacisnęłam zęby i zaczęłam biec szybciej. Jeden z nich wyszedł na przód i rozszerzył psychopatyczny uśmiech. Świecące oczy wpatrywały się na mnie z kpiną. Przestałam biec. Staliśmy pół metra od siebie.
Czekałam na jego pierwszy ruch. Chyba miał taki plan jak ja. Powoli zaczęłam się niepokoić. Dziwna strategia jak na niego. Zaraz gdzie pozostała dwójka?! Odwróciłam się lecz nikogo nie było. Odskoczyłam na bok i cudem uniknęłam ciosu z miecza od chłopaka.
- Proszę, proszę... Jak zawsze równie przewidywalna.
Zaraz wróć! Przewidywalna?! Odwróciłam się przecinając nożem gardło jednego z nich.
- A jednak się zmieniłaś.
Podeszłam bliżej niego i spojrzałam mu w oczy.
- Już nie jesteś taka odważna? Już za późno byś do nas dołączyła. No chyba że-Przeniosłam wzrok na ziemię.- poświęcisz swoją krew. Mina ci zbladła? Przecież nie raz to robiliśmy.
Chłopak chwycił mnie za prawą rękę i pociągnął ku górze. Po czym odebrał mi broń.
- Czemu ty to robisz ?!- Krzyknęłam z powrotem wgapiając się w jego oczy.
- Księżniczko nie muszisz się martwić , niedługo będzie po sprawie.
- Zabierz swoją szpetną gębę ode mnie !
- Tak ja też cię kocham...
Zaczęłam się szarpać, lecz on był silniejszy.
- Czego chcesz?
- Myślałem że to ustaliliśmy... Twojej krwi.
- To czemu po prostu jej nie weźmiesz?
- Bo ty będziesz chciała mi ją dać...
- A bo ty na pewno będziesz czekał na pozwolenia, przecież cię znam.
- Kochana wampireczka.
- Ja ci dam *kurwa puszczaj mnie !*
- No i na ciebie czekałem...
- * Co na mnie ?*
- Morze z tobą się lepiej dogadam...
- * Marzyciel! *
- W takim razie ujmę to inaczej. Idziesz ze mną, albo zginie ten śmiertelnik.- Dwójka pozostałych przyniosła ciało blondyna w zielonym swetrze.
- Jake!- Odepchnęłam chłopaka i podbiegłam do Jake.- Jake proszę powiedz coś! Cokolwiek!
- Jakie to przesłodzone...
- Co mu zrobiłeś!
- Ja nic. Tylko ty.
- Zaraz...
- Nie pamiętasz kogo zostawiłaś w tyle?
- O kurwa co ja zrobiłam!
- To co powinnaś. Jeśli nie chcesz żeby moi przyjaciele potraktowali go jako zabawkę, pójdziesz grzecznie ze mną.
- A jeśli nie...To on ginie, a ja?
- No wiesz w jednym z przypadków ciebie czeka to samo.
- Spadaj panie poważny. Nie wiedziałam że pójdziesz na łatwiznę...
- Jak to?
- Zero zabawy... Tylko 2 opcje ? I potem koniec ? Daj się pobawić!
- Chyba oszalałaś, ale zgoda. Spotkamy się jutro o pół nocy, masz być sama.
- Ok... A ty będziesz sam?
- Dla ciebie kochanie wszystko.
*Pozwól mi mu przyjebać!* Nope, niech pożyje. I od kiedy ty gadasz na głos ?! * Jam? Od wczoraj!*. Zjechałam po poręczy przy schodach na któreś tam piętro. Ideolos ! Trafiłam na piętro z moim pokojem. Podbiegłam do drzwi i wparowałam do pokoju. Chcąc usiąść na swoim łóżku upadłam na ziemię.
- Gdzie moje łóżko?!
- Catty się uparła by przemalować ściany.
- Czyli se nie odpocznę.
- Tak wg. To gdzie byłaś?
- Ja? Umówiłam się z kimś.
- Z kim?!- Krzyknęła błękitno włosa, a Catty spadła w tyle z drabiny.
- Z Michaelem...- Catty wskazała z wielkim uśmiechem przez okno tył szkoły.
- Że co ?!
- No tak sobie gadaliśmy i postanowiliśmy zrobić se spotkanie towarzyskie...
- Czyli chciałaś coś zrobić w sprawie tego co ci zrobił. On cię pokonał, i wymyśliłaś gatkę by dać sobie 2 szansę?
- Catty czasami się ciebie boję...- Oznajmiła Blue.
- Czo teraz według was powinnam zrobić?
- Widzę że nastawienie ci się zmieniło... Po pierwsze, nie będziesz w kiecce walczyła!
- No przecież nie w piżamie, co nie?
- Spokojnie... Zajmę się twoim strojem, a Catty włosami. A w walkę się nie będziemy mieszać, tak jak od początku chciałaś.
- Arigato!
* I po co ci to ? * Emm. Bo kiedy wygram będzie co opowiadać! Wiesz jak w anime! Zawsze mają epickie kiecki....
niedziela, 12 czerwca 2016
"My? Czy to twoje kolejne słodkie kłamstwo?" ~Prolog~
"Chłopiec już nigdy nie płakał i
nigdy nie zapomniał tego, czego się
nauczył: że kochać to niszczyć
i że być kochanym
to znaczy zostać zniszczonym"
~Jace Dary Anioła, Miasto Kości
-Viol!!! Oddaj mi to!- Rozległ się głośny krzyk i szuranie obuwiem o ziemię. Niewysoka dziewczynka o bujnych brązowych włosach kręcące się w niezdarne loczki wyrwała zaskoczonemu bratu pilota od telewizora i ruszyła w morderczy bieg po całym domu.
-A mnie nie zaprosicie do zabawy?-Krzyknęła druga z sióstr bliźniaczek Karina stając na schodach i wpatrując się w sytuację. Po chwili rzuciła się na siostrę w próbie odebrania pilota.
-Kaaariii!!!! Zostaw!- Viol zaczęła się siłować z siostrą do czego dołączył się i bliźniak.-No Vincent!- Zaczęli się bić co było dla nich zwykłą codzienną czynnością oraz rozrywką. Zwyczajny dzień w rodzinie Purple. W progu kuchni stała dość nie wysoka kobieta patrząc na tę scenę swych roziskrzonym wzrokiem i uśmiechając się do swych dzieci. Kto by pomyślał że zostało jej tak mało czasu i osieroci trojaczki na pastwę ich psychicznego ojca?
-Dzieciaki... proszę nie kłóćcie się... ojciec zaraz wróci...-Te słowa podziałały jak płachta na byka uniesiona w słusznym celu. Dzieciaki wymruczały do siebie coś co mało przypominać "Przepraszam" I spokojnie ruszyli wgłąb salonu by usiąść na aksamitnym obiciu perłowej kanapy. Gdy ułożyli się wygodnie, co nie było dość trudne zważywszy na to że obiekt ten było przeznaczony dla większej ilości osób. Chłopak zamknął swe napigmentowane purpurą oczy. Jego ułożone wcześniej i skupione na jednym celu myśli myśli pognały daleko... daleko.... kto wie czy nie w przyszłość? Czy to wyobraźnia? Czy prawda? Krew na rękach.... na koszuli... wszędzie szkarłat... Nie! Tak? Tak! Czy to możliwe? W prawdzie wyobraźnia dziecka jest nieograniczona , ale kto wie? Kroki. Tubalne i będąca oznaką niezadowolenia. Radość wyparowała z tego miejsca pozostawiając jedynie smutek i strach. Strach przed ojcem....Otwarcie frontowych drzwi i nerwowe powitanie matki w stronę ojca. Jego krzyk nie zadowolenia. Co kolwiek robił, kogo kolwiek chciał dopaść... nie udało mu się. Jedyna fraza jaką dało się usłyszeć w salwach krzyku to:
-Nie udało mi się jej dopaść! Znów uciekła!- Vincent złapał siostry za ręce i szybko ewakuował ich z pomieszczenia na górę. Świadomość że mógłby je zostawić, coś im zrobić była... przytłaczająca. Wszystkim ale nie im. Jedynym istotom które go w pełni rozumieją.... Kto by pomyślał że wraz ze śmiercią matki w każdym z nich umrze cząstka siebie? I kto by pomyślał do czego ich to popchnie....Kim się staną i... co zrobią? Nikt. To była zagadka czasu. Czy to nie dziwne że pokryła się z wyobraźnią małego chłopca sprzed tylu, tylu... lat.
-Nie udało mi się jej dopaść! Znów uciekła!- Vincent złapał siostry za ręce i szybko ewakuował ich z pomieszczenia na górę. Świadomość że mógłby je zostawić, coś im zrobić była... przytłaczająca. Wszystkim ale nie im. Jedynym istotom które go w pełni rozumieją.... Kto by pomyślał że wraz ze śmiercią matki w każdym z nich umrze cząstka siebie? I kto by pomyślał do czego ich to popchnie....Kim się staną i... co zrobią? Nikt. To była zagadka czasu. Czy to nie dziwne że pokryła się z wyobraźnią małego chłopca sprzed tylu, tylu... lat.
"-Nie zakochałaś się jeszcze w niewłaściwej osobie?
-Niestety Damo Nieba odkąd straciłam prawie wszystko moją jedyną miłością pozostaję ja.-Odrzekła dumnie Clary.
-Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem moja droga.
-Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam żeby było ciekawiej"
-Żegnaj....- Tyle zdołała wypowiedzieć kobieta z torbą bagażową na ramieniu patrząc w oblicze swej śpiącej córeczki.Długie karmelowe włosy spływały jej aż do linii bioder. Jedną rękę trzymała na swym lekko okrągłym brzuchu. Jej połyskujące w mroku, magnetyczne oczy przewiercały siedmioletnią dziewczynkę skuloną w pozycji embrionalnej i śpiącą na kanapie. Jedno w odcieniu żytnich pól w okresie swej wegetacji, a drugie barwione na czerwień. Bolało ją to że odchodzi... bolało że... musi. By ją chronić. Łzy ciekły jej delikatnie z oczu i rozmywały się na różanych policzkach. Nim wyszła Kestrel ostatni raz spojrzała w kierunku córki.
-Kocham cię Clary.....Pamiętaj o tym...-I wyszła. Tej nocy mała Clarissa miała koszmar. Urywek przyszłości który utkwił jej w małej główce.Od tej nocy miała wizje... przyszłości. Widziała duchy. Jej ojciec Rick Cawthon patrzył na to z radością. Jest... jak matka. Myślał zawsze. Ten sam odcień włosów... te oczy... i zdolności. Clariss była idealną potomkinią Kestrel Harmony Redbird....Redbird z rodu Kirinów czyli odłamu rdzennej ludności Czirokezów. Nie spodziewała się, że jej matka straciła drugie dziecko. Dziecko które również zostało sierotą jak... Clary której ojciec zginął w... wypadku ale.... czy to był przypadek? Clary wiedziała jako jedyna że.... nie......
-Kocham cię Clary.....Pamiętaj o tym...-I wyszła. Tej nocy mała Clarissa miała koszmar. Urywek przyszłości który utkwił jej w małej główce.Od tej nocy miała wizje... przyszłości. Widziała duchy. Jej ojciec Rick Cawthon patrzył na to z radością. Jest... jak matka. Myślał zawsze. Ten sam odcień włosów... te oczy... i zdolności. Clariss była idealną potomkinią Kestrel Harmony Redbird....Redbird z rodu Kirinów czyli odłamu rdzennej ludności Czirokezów. Nie spodziewała się, że jej matka straciła drugie dziecko. Dziecko które również zostało sierotą jak... Clary której ojciec zginął w... wypadku ale.... czy to był przypadek? Clary wiedziała jako jedyna że.... nie......
"Zemsta....
to rodzaj ulgi w cierpieniu
ku większej rozpaczy,
Smutek ...
to żal, nad żalem który rozrywa serce.
A czymże jest miłość?"
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






