sobota, 27 lutego 2016

Fioletowy żywot ~To jest naprawdę mocna farba -,-

Śniadanie skończone...
- Hej mamy dzisiaj zastępstwo...
- Co ? Violet do islamu pojechała, czy co ?
- Dokładnie tak.
Rzuciłam tacką w kolesia za mną i wyszliśmy ze stołówki. Powolnym krokiem podeszliśmy do pokoi.
-To do zobaczenia na lekcji...
Wbiegłam na schody i znowu prosto do swojego pokoju. Chwyciłam klamkę i wparowałam do pomieszczenia. Catty leżała brzuchem do góry. A Blue oglądała coś na laptopie.
- Co tam?
- Eee... Nic... Szkoda że Violet nie ma...
- Wy też miałyście z nią lekcje?
- No ba...
- To teraz wiecie jak mniej więcej wygląda moje życie.
Wskoczyłam na łóżko i wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer Jake i czekałam.
- Hejo!
- Carmel?! Jak tam ?
- No było na początku kiepsko, ale teraz może być...
- Macie dużo lekcji?
- Ku mojemu zdziwieniu mamy ich dosyć mało.
- Masz już przyjaciół?
- Jasne że mam.- Wysłałam mu zdjęci dziewczyn i osobne z Michaelem na huśtawkach.
- Niedługo cię odwiedzę...
- Serio?! No tak dyrektorki nie ma...
- Wybacz muszę kończyć, pogadamy wieczorem.
- Na razie.- Rozłączyłam się.
Dzyń! No i mamy lekcje... Heh ciekawe co na zastępstwie wymyślą... Zbiegłam na dół do sali. Usiadłam tym razem  trochę z tyłu, tak miejsce się zwolniło... Moja ławka była obok ławki Michaela. Do klasy wkroczyła pulchna kobieta o siwych włosach. Zajęła swoje miejsce przy biurku.
- To kto idzie do odpowiedzi ?
- Ja prze pani!- Wykrzyknął rudy.
- Dobrze zatem choć do tablicy...
Lekcje powoli mijała i nie ukrywam że zdarzyło mi się przysnąć... Obudziłam się pod koniec ostatniej z lekcji.
- Dobrze to jak czasem wampiry wyznają miłość?
- Skracając wieczny żywot innego wampira.- Krzyknęła cała klasa.
- Dobrze...
Ja bym nie chciała by ktoś mi w ten sposób wyznał miłość... Błagam tylko żeby się okazało że tak robiono kiedyś... Mogłam aż tyle nie spać... Ostatnio za często mi się to zdarza... Dzyń ! Wybiegłam z klasy.
- Gdzie ci się tak śpiesz?
- Co? Znaczy...
- Dobra co cię gryzie?
- Mnie nic...
- Powiedz o co chodzi...
- Po prostu się zamyśliłam pogadamy potem...
- Okej...
Wezmę szybki zimny prysznic. Może wtedy się ogarnę.

Per. Michael
Dobra nie wiem co ją gryzie... Podprowadziłem Carmel do łazienki i poczekałem na nią na zewnątrz.
- Hej jest jakiś szampon co by farbę zmazał bo ktoś mnie farbą ochlapał po głowie.
- Tak jest w tej szufladzie przy prysznicu.
- Okej mam dzięki.
Zacząłem szkicować w zeszycie rzeczy które przychodziły mi do głowy...  Wyszło całkiem nie źle ale nie powiem Carmel co konkretnie znalazło się na kartce.
- Cholera !
- Co jest?
Carmel wybiegła z łazienki w szlafroku prosto do pokoju. Czyli 1 piętro wyżej... Pobiegłem za nią na górę.  I zapukałem do drzwi.
- Carmel co się stało?
-  Poczekaj... Muszę się przebrać.
Po chwili otworzyła mi drzwi. Miała no sobie zwykły czerwony sweter. A kaptur zakrywał jej włosy.
- To co się stało?
- Wejdź dziewczyny mają jeszcze lekcje.
Usiadłem obok niej.
- Wiesz zawsze chciałam mieć fioletowe włosy. Tak jak każdy z rodziny będzie lub ma.
- Przynajmniej masz pasemka fioletowe...
- Miałam.
- Chcesz powiedzieć że...
- Tamte pasemka to była farba.- Odkryła kaptur pokazując swoje śnieżno białe włosy.
- Mi się podobasz taka jaka jesteś.






Cp- Rozdz. 11 Zostaw mojego kuzyna!!!!

Per. Ticci Toby

-Wyjdź, wyjdź! I tak c-cię znajdę...- Powoli stawiałem kroki na nie zbyt nowej podłodze która potwierdziła swą datę ważności głośnym skrzypnięciem. Czemu akurat ukryła się w starej bibliotece papcia? Nie mam bladego pojęcia. Wiem że zamknął to miejsce na klucz i zakazał wchodzić pod żadnym pozorem. No ale... sytuacja wyjątkowa. Drzwi otwarte. Wyłamany zamek od razu poznam. Dziewczyna zaczęła mi działać na nerwy bardziej niż nawalony Jeff (Musiałam). Wyjąłem swoje dwa maleństwa i ostrożnie stawiałem kroki by nie spłoszyć dziewczyny. Same regały straszyły sporą warstwą kurzu, a książki zdartymi rewersami... Okna były powybijane i zasłonięte deskami u góry wisiał szkielet żyrandolu... kiedyś musiało tu być ładnie.... Wsłuchiwałem się w gęstą ciszę w nadziei że usłyszę jej oddech. Na marne. Dobra jest. Musiała się wiele razy kryć i mieć wprawę... szkoda że Papcio zakazał ja tykać. Chociaż... jak ja lekko drasnę to zawsze mogę powiedzieć że się wywróciła...  Blask toporków powoli gasł w miarę gdy odsuwałem się od światła na korytarzu....Musiała skryć się gdzieś między regałami bo innej opcji nie ma. Zacząłem zaglądać we wszystkie zakamarki dla pewności przecinając powietrze ostrzem toporków. Jak jej nie zauważę to trudno! Przez uganianie się za nią przepadła nam szansa na polowanie, więc zapoluję na nią. Sprawdziłem  prawie całą bibliotekę.... Prawie... Już miałem iść do ostatniej luki pomiędzy regałami i przygotowałem toporek. Luka znajdowała się najbliżej okna. Sprytne. Gdyby wyrwała deski mogła by uciec, choć... nie wiem czy upadek z pierwszego piętra jakoś ją poważnie uszkodził. Bod bandanką mój uśmiech przybrał psychiczny wyraz.
-No może się pob-a-awimy w coś innego? Gra w cho-w-w-anego robi się już nudna.- Nie dała się sprowokować. Miałem już dwa toporki w gotowości. Tym starszej produkcji rzuciłem w regał tak że utknął pomiędzy książkami a wyrwą. Ma wybór. Może go wziąć i się zdradzić, ale mieć przy sobie broń. Albo udawać że jej tam nie ma. Obydwa rozwiązania są dobre... ale żadne z nich nie pomoże jej w tej sytuacji.
-N-nie t-t-to nie.- Mruknąłem jąkając się jak najęty. Nasunąłem gogle na oczy po podczas poszukiwań lekko sunęły mi się na nos. I już miałem wbić drugi topór w miejsce gdzie znajdowała się wyrwa gdy coś, czy może raczej ktoś wytrącił mi go z reki. Masky.
-Miałeś ją tylko znaleźć! Szef zakazał zabijać...- Siłowałem się z nim przez chwilę, ale on nie starał się mnie pokonać tylko obezwładnić. Jego błąd. To że nie mam  broni nie oznacza że jestem bez silny.
-T-to c-co? C-co mi zrobisz?- Chłopak stracił orientacje gdy podłożyłem mu nogę i się wywrócił jak długi. Chwycił mnie za lewą nogę i próbował wywrócić do swej pozycji.
-Fa-a-jnie się walczyło.M-może kiedyś t-to powtórzymy.- Mruknąłem. Gdy próbował wstać, kopnąłem go w kolano,nie dość mocno ale nie dość lekko. Ciekawe jak to jest odczuwać ból.  Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Ból to słabość człowieka, nie moja. Może i nie odczuwam bólu ale skutki zranień do mnie docierają. Szkoda że nie doceniłem  tej dziewczyny...

Per. Ametyst.

Mój rozum krzyczał. Masz szansę dziewczyno! Uciekaj! Ale ja i on nigdy jakoś się ze sobą nie zgadzaliśmy. Mój zdrowy rozsądek nie dawał za wygraną bo wyliczał wszystkie za i przeciw. Ehh.. jakbym kiedykolwiek go słuchała. Bo... właściwie cały czas słuchałam albo działałam impulsywnie. Nie chcę by moje życie było kakofonią planów i myśli. Codziennie planowałam jak by tu wyrwać się z domu z dala od wzroku ojca. Ile razy budził mnie jego ryk i walenie o moje drzwi do pokoju z krzykiem 'Dawaj pieniądze ty...(Tu se wstaw obraźliwe słowo)' a ja miałam mniej niż 5 min. by się ubrać, zjeść zachomikowane pseudo śniadanie, zabrać potrzebne rzeczy i uciec przez okno... do kolejnego więzienia zwanego szkołą. Teraz wpatrywałam się w ich walkę modląc się aby Tim wygrał. Kiedy jednak moje obawy się potwierdziły i chłopak leżał na ziemi coś we mnie pękło. Na dodatek kiedy go ten w goglach kopnął... Jestem uczulona na bicie. Nie ważne czy oddającym cios jest mój ojczym czy nie. Tim to moja rodzina i nie dam mu robić krzywdy. Chłopak jeszcze przez chwilę z nim 'rozmawiał' nie wiem o czym bo nie dosłyszałam. Pomyślałam. Nyks mówiła że gdy coś do niej pomyślę to mi odpowie... wow co to telepatia? Ale numer telepatia z boginią!
-Nyks... eee... jesteś tam?
Oczywiście U-we-tsi-a-ge-a. Zawsze jestem przy tobie. Czego twa dusza zapragnie?
-Wygodniejszych ciuchów... yyy.. to znaczy... czegoś do walki... i jakiejś broni....
Broń jest w tobie U-we-tsi-a-ge-a. A jeśli chodzi o 'ciuchy' pomogę. 
Jprd. Jaka jestem głupia, przeze mnie bogini użyła słowa ciuchy XD dobrze że nie powiedziałam że muszę iść na speed shopping XD to by była jazda... Nagle zamigotałam . O kur... teraz to już na pewno wie  gdzie jestem. Ale nie. Oni się... kłócili jak... (Stare dobre małżeństwo...) przyjaciele! (XD a co myśleliście? *Tu wstaw lennyface'a*) Miałam na sobie wygodne czarne getry i do kompletu czarną bluzkę na ramiączkach Aka Lara Crofft. Zajebiście. Na szyi jakiś naszyjnik, we włosach spinka i kolczyki. Acham Moje gwiezdne włosy spięte były w baaardzo długi kucyk i błyszczały niczym gwiazdozbiór. Cóż... wygodne... nie powiem... na mojej prawej ręce była czarno fioletowa wstążka zawiązana wzdłuż ramienia. Odlot bona drugiej czarno-biała rękawiczka bez palców. Hm.. taki Look jest ok. Nyks się zna na modzie i ma dobry gust! Coś mi się zdaje że lubię ją jako moją patronkę czy może raczej... U-we-ni-ko-to-ri (Czirokes. Matka). Tsaa.. skoro już nazwa mnie córką choć brzmi to nie realnie... to ok. Po cichu wyszłam z ukrycia. Moja dłoń utknęła w świetle lecącym ze szczeliny między deskami. Światło księżyca pokazało na chwilę misterny tatuaż by po chwili znikł. Pomyślałam o jakiejś broni... czymś co mogło go obezwładnić. Szybko usunęłam się w cień nim mnie przyuważył. Uff... Nagle wstążka w mojej dłoni zaczęła migotać jak... gwiazdy wraz z moimi myślami. Czyżby... nie. To nie realne. Chociaż... Pomyślałam o pięknym obsydianowym ostrzu kosy... tak. To jest to. Wstążka przybrała rodzaj broni. Ja nie mogę.... PARANOLMAL ACTIVITY!!!! Auć. Głowa mnie boli. Chyba gdy mnie tak... bestialsko porywali, rąbnęłam o coś głową. Bo zawsze jak uderzę się w głowę przez ponad tydzień potrafię się zachowywać jak naćpana. (Widać XD).
-Chciałeś się bawić?Bawmy się więc...- Mruknęłam pod nosem, po czym wyskakując zza szpary znokautowałam chłopaka w goglach tępą strona kosy. Z krzykiem....- Helou! It's me!- Sam krzyk go zdezorientował a uderzenie go rozłożyło. Hueh. Jak przykro. Timothy(Jak on nie znosi swego pełnego imienia..) leżał kuląc się w koncie. Brawo. Bohater od siedmiu boleści XD. Podałam rękę leżącemu i przypominając sobie jego ksywkę odparłam.- Hej Masky! Hej Masky! Hej Masky!(Lulu specjalnie dla cb XD) Wstajemy!- Ten tylko na mnie spojrzał i zapytał zza białej maski.
-Ametyst to ty? Czy jakaś inna postrzelona....
-Nie. Matka Teresa z Kalkuty. Wstawaj leszczu.- Przyjął moją dłoń.
-Tak to zdecydowanie ty. - Odparła i wskazał na chłopaka w goglach leżącego pod ścianą a potem na kosę.- Wyjaśnisz mi to?
-A uwierzysz że to tylko sen....
-Ami!
-Dobra, dobra.... Za chiny ludowe nie wiem jak to zrobiłam...
-A ja z twoim ADHD mogę się domyślić jak...- Wciął się.
-... ale ta kosa jest moja, epicka, cudowna i wara od niej bo łeb urwę.- Podniosłam kosę.- Bądź odetnę.
-Oke...- Już chciał ocucić chłopaka w bandance, ale ja go chwyciłam za ramię odwracając ponownie przodem do mnie.- No... a jakieś wyjaśnienia?
-Em... nie do mnie z tym. My tylko mieliśmy cię sprowadzić.- Wzruszył ramionami.- Chodź trzeba go ocucić.
-Dalej mistrzu.- Ujęłam się pod boki co w związku z obecnością kosy i mojego czarnego ubioru wyglądało... zjawiskowo. Zważywszy na to że biała kontrastująca skóra aż fosforyzowała z ciemnością i cieniami.  Nagle coś musnęło moją rękę. Wzdrygnęłam się.
uważaj....
nie daj się oszołomić....
on tu jest.... 
uciekaj....
O nie! Znów oni. Myślałam że uciekłam z tej matni czasu. Idź do psychiatryka... mówili. To tylko Shizofremia... mówili. Wyleczą cię... mówili. Będzie cię prześladować czwórka cieni o których nikomu nie będziesz mogła powiedzieć.. nie mówili.
Ametyst... uspokój się wszystko w porządku.....
 Nyks....Jej głos przebił się przez cienie i wróciłam do rzeczywistości. Nie! Obiecałam sobie że nigdy nie będę mówić i wspominać tamtych dni...
-Ami. W porządku?- Tim  chwycił minie bo się zachwiałam i przytrzymał w pozycji stojącej. Jak na mordercę jest dla mnie.... delikatny.  Jak kiedyś. To nie on mnie zdradził, nie. On... chce mnie chronić. To uspokoiło rozszalałe nerwy i rozkołatane serce.
-Tak...w jak najlepszym!- Zapewniłam.
-To patrz.- Podszedł do chłopaka i klęknął na wysokości jego postury.- Rogers wstawaj! - Nic. Rogers... nagle przypomniały mi się dawno czytane creepypasty. Na twarz wpełznął mi uśmiech.
-Ja spróbuję...- Tim chciał zaprzeczyć ale ja pochyliłam się nad chłopakiem. W głowie jakbym to z wyczytała widniało jedno słowo.
Gofry.

-Toby wstawaj bo się GOFRY skończą!!!!- Jak wyparował w górę omal mnie nie przewracając z krzykiem..
-GDZIE GOFRY!!!???- Po chwili jednak ogarnął sytuację a ja z Timem leżeliśmy na ziemi tarzając się ze śmiechu. Jak ja znam ten ból. Sama jestem uzależniona od tostów, czekolady, muzyki, gofrów... i wielu innych ale... żeby aż tak.To chyba będzie hit... od morderstwa do przyjcielstwa.
-Nie źle się uczysz młoda.- Tim i ja przybiliśmy sobie żółwika gdy wstaliśmy. Po chwili jednak spoważniał.- Czas nas nagli... Toby idziesz?- Ale on tylko patrzył na moje cudeńko z takim Minda Fuckiem na twarzy.
-A no tak...- Mruknęłam i pomyślałam by znów nastała... wstążka! I Magic XD się stało i bum! Na mym ramieniu wstążka. Teraz to oboje mieli Minda Fucki na mordkach ^^.- Eee... to gdzie mamy iść?- Oboje wzięli mnie pod ramiona i wbrew moim oporom wytaszczyli mnie z pomieszczenia.
-Zapomnijmy o tamtym, co?- Zapytał mnie Toby na ucho gdy wlekli mnie przez korytarz.
-Ok...- Na głos.- To... gdzie tak nam spieszno?- Zapytałam.
-Do Slendera!- Odparli równocześnie.
-O nie, nie, nie i Nie!- Histeryzowałam jak mała dziewczynka i zaczęłam im się wyrywać jak małe dziecko. Jak to musiało wyglądać XD. Zapamiętać. Zapytać ich czym mnie uśpili bo mi to chyba zaszkodziło xd. Emm... Dosłownie musieli się ze mną użerać bo... kopałam po stopach. Biłam, szturchałam. Nic. Zero reakcji... no ze strony Tobiego. Bo Tim skacze na jednej nodze XD. Tobiaszowi chyba głupio że miał... napad syndromu mordercy. Ale.... Założę się że Timmy nie da mu o tym łatwo zapomnieć. W końcu się poddałam i powoli powłóczyłam za nimi nogami... Pff... O kur... zza framug różnych pokoi wychylały się głowy innym mieszkańców tego budynku. Za-je-bi-ście. Robię za główną atrakcję... Heh no skoro tak... to za raz damy show... hehehe....


Co myśli Ametyst? Ten Diobeł wcielony? Może dodam... raz Edena a raz ją? I... pytanie dnia. Co tak naprawdę kryje przeszłość dziewczyny? Dowiecie się tego w następnym odcinku! Chyba.... hue hue hue... 

Ps. Dzieś na drugim blogu będzie rozdział tylko.... nie wiem o której...



I tak na rozluźnienie...

piątek, 26 lutego 2016

Moja zacna rozmowa telefoniczna z Kevinem na temat 'Violferka' xD

Hueh. To jedna z rozmów które powalają. Ach ten nasz intelekt...
Kev: Ja tam inteligentny jestem nie wiem o co ci biega.
Viol: Kto powiedział że nie jesteś bo na pewno nie ja.

***

Viol: *W pokoju nauczycielskim pije kawę. Nagle dzwoni telefon* Kur... Nawet w pracy nie dają sokoju... Jeśli to ty Phone Guy to porzegnaj się z tym swoim nowym szajsungiem!!! *Inni belfrowie się na nią lampią* A wy co się lampicie jak wół w malowane wrot? Nigdy nie widzieliście fioletowej furiatki? Mogę wam zademonstrować!* odbiera telefon* Halo?
Kev: Violet? No nareszcie odebrałaś... Martwiłem się... Gdzie ty do cholery jesteś.
Viol: W S.Z.K.O.Ł.A.D.O.S.T.
Kev:Gdzie?
Viol:W specjalnym zakładzie karno opiekuńczym łączącym analfabetów dla osób specjalnej troski XD.
Kev: Błagam cię... Nie mów że znów wysadziłaś coś w powietrze.
Viol: No nie dzisiaj.
Kev: Nie zraniłaś nikogo.
Viol:A nagłe "przypadkowe" zgony się liczą?
Kev:Violet!
Viol: No dobła, dobła... Kogoś coś nikt mi niczego nie udowodni...
Kev:*Strzela Facepalma* To... Gdzie jesteś.
Viol: W miejscu pełnym małych roześmianychcterrorystów z kotami pod 24 godzinnym monitoringiem..
Kev: To znaczy?
Viol: Od dziś uczę w szkole z inernatem!
Kev: *Wypluwa to co teraz pił* że co?! Biedne dzie... Yyy znaczy biednacty...
Viol: Te dzieci to mali przestępcy a to jest jak ich karcerz.
Kev:Jakoś nie chce mi się wierzyć... Czego uczysz?
Viol: Historii, Socjologi klas starszych i czegoś tam... Emm powiedz mi.. Czy w pizzerii stoi jeszcze Przemek?
Kev: Co?
Viol: Wiatrak.
Kev: No nie... Ktoś go zajebał a czemu pytasz?
Viol: Bo słyszałam że Lulu będzie tu dyrektorem i łazi z wiatrakiem po placówce xD.
Kev:Jprd co to za szkoła? Patola?!
Viol:Nie pytaj... Wiesz... Mam tu własne mieszkanie.. Zmieścilibyśmy się tu we dwójkę tyle że jest jedno ale...
Kev: Jakie?
Viol:No... Prawie każdy ma tu kota...
Kev:Pieprzona alergia... Lekarz przepisał mi nowe leki dzięki który mogę przebywać z tymi kupkami sierści w jednym pokoju.
Viol:Jeej *Zaciesz*
Kev: A i Karina dzwoniła...
Viol: Czego chciała?
Kev:Mówiła coś w stylu... Putin... Rozwałka... Jutro... Atomówki i tym podobne wiesz ciś na ten te...
Viol:*Tak szybko* Muszę kończyć buziaczki!!! *Chamsko się rozłanxza i poija kawę* - Jutro chyba dzieciaki mają zastępstwo. Ja i Kari zapiepszamy na Islam...

I to było jakoś tag.. Hueh... ISLAM IS DEAD. NIO... KARI JEDZIEMY...!!!!

Fioletowy żywot~ Kotki, kotegi są słodkie !

Gwiazdy migotały wokoło księżyca. Chłodne powietrze przeszywało moje płuca. Jak to dobrze odpocząć. Jednak bez śmierci tego dnia się nie obyło. Przynajmniej recytacji regulaminu nie będzie.
Lepiej już wrócę do pokoju.

Per. Carmel
Obudziłam się w pokoju Michaela. Konkretnie na jego łóżku. Obróciłam się i zobaczyłam że leży za mną. Wygląda dziecinnie kiedy śpi.  Miałam wstać. Ale położył na mnie rękę i pociągnął do siebie. Powiedzmy że mnie przytulił jak pluszaka. No cóż zostanę. I tak jestem zbyt zmęczona... Z powrotem zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć..
~~~~~~~~~~~~~~Time skip ~~~~~~~~~~~~~~~
Wschodzące słońce zmusiło mnie do wstania. Obróciłam się, jednak Michaela nie było. Wstałam i powoli otworzyłam drzwi, rozglądając się czy nikogo nie ma. Okej droga wolna. Zamknęłam drzwi za sobą i pobiegłam prosto do swojego pokoju. Powoli uchylając drzwi. Mam nadzieje że dziewczyny śpią...
- Carmel gdzie ty byłaś!? - Rzuciła się na mnie Blue.
- Emm, ja...
- Myślałyśmy że nie żyjesz!
- No to źle myślałyście...
-Gadaj rzesz, gdzie byłaś?!
- Zasnęło mi się.
Pierw spojrzały ze zdziwieniem na mnie, a potem na podłogę.
- Ubieraj się i idziemy coś zjeść.
Dziewczyny wyszły z pokoju. Ja otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
Założyłam pierwszą lepszą sukienkę i zbiegłam na dół. Minęłam pokój Michaela, dziwne był otwarty. W nim zobaczyłam pana poważnego leżącego na podłodze z kotkiem na brzuchu.
- He he 1 do 0 dla kota...
- Lepiej go ze mnie zdejmij !
- Boisz się kotków? Pacz na jego pyszczek.
- Nie boję się... Po prostu jest ciężki.
Wzięłam kota w ręce.
- Ten waży z jakiś kilogram...
- Ale naprawdę przed chwilą nawet wstać nie potrafiłem !
- No dobrze, dobrze wierze ci... - Jest taki słodki że mogła bym go zjeść.
- Cukrzycy byś dostała...
- Ha ha ha...No tak chodź na śniadanie!
- Zaraz jak go nazwać ?
- Nie wiem czy przypadkiem imion już nie mają nie ważne. Zapytamy się potem Violet. A i jeszcze jedno twój kot to dziewczynka...
Opuściliśmy pokój i poszliśmy prosto na stołówkę...
Zajęłam wolne miejsce z tacką a na niej płatki czekoladowe do tego sok pomarańczowy.
Zdałam sobie sprawę jak głodna jestem i dołożyłam sobie jeszcze tosty. Takie po prostu tosty.
- A Carmel twoje spotkanie z Violet przełożyłem na dzisiaj... Wiesz bo zasnęłaś.
- Dzięki, ale nie powiedziałeś jej z jakiego powodu?
- Nie...
- To dobrze.





Fioletowy żywot~ Pan poważny

Na korytarzu czekał na mnie Michael.
- Co teraz ? 
- No teraz mamy wolne...
- Serio ?! 
- Tak... Zazwyczaj mamy mało lekcji...
- To co teraz robimy?
- Choć pokażę ci pewne miejsce...
Michael chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę ogrodów które rozciągały się wokoło szkoły... Jacie kręcę huśtawki ! WTF... Ale w takim miejscu?  Zajęłam jedną z nich. No i zaczęłam się huśtać.
- Naprawdę jesteś dziecinna...
- Hę? Daj mi się nacieszyć. Niedawno wyszłam z metalowej puszki...
- Ja nie mam nić przeciwko. Jesteś dziecinna i za to cię lubię.
- Ja ciebie też lubię panie bardzo poważny.
Zaczęłam się huśtać na boki i specjalnie popychać pana poważnego. Zabawa zmieniła się w małą wojnę.  Obydwoje wypadliśmy z huśtawek. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
- Tak właściwie jak trafiłeś do tego miejsca ?
- Jak by to powiedzieć...
Dzyń!!! No okej po tej lekcji mam iść do Violet...
- Wal prosto z mostu...
- No wiesz ja się tu wychowałem...
- Zaraz to jak stąd wyszedłeś?
- Widziałaś mnie w postaci cienia co nie... No więc właśnie tak wyszedłem...
- To czemu tu wróciłeś?
- Ja tu tak jakby mieszkam... Wiesz ktoś mnie tu podrzucił kiedy miałem kilka miesięcy...
- I wytrzymałeś tu z tą babą i z tymi zakazami ?!
- Powiedzmy że tak...
Wstałam z ziemi i pomogłam wstać Michaelowi.
- To co teraz panie poważny?
- Choć pójdziemy obejrzeć film...
Weszliśmy z powrotem do budynku szkoły. Na szczęście Michael mieszkał 2 piętra niżej niż ja.
- Witaj w moim królestwie.
W jego pokoju było 1 łóżko, telewizor, biurko, zaczepisty dywan w niebieskim kolorze i drewniana szafa. Usiadłam na łóżku. Michael wyciągnął starą płytę.
- O czym będzie film ?
- Komedia. Chyba że wolisz romanse.
- Co ja nie...- Zacięłam się.
Chłopak usiadł obok mnie. Film się zaczął.
- Chcesz coś do picia?
- Jasne.
Pan poważny podszedł do małej szafki. Kiedy ją otworzył okazało się że to lodówka. Wyciągnął tajemniczą butelkę. Wyciągnął z szafki 2 szklane kubki i wlał do nich zawartość owej butelki.
- Masz.
- Dzięki.
Wypiłam czerwoną ciecz.
- Wszystko okej?
- Tak, tylko muszę się przyzwyczaić.
-Przecież lubisz krew na przykład z tostami.
- No tak ale tego tak dużo na raz nie dawałam...
- Przyzwyczaisz się.
Film mijał postacią wypadały oczy. Co było dla nas śmieszne... Powoli zamykały mi się oczy. Aż w końcu zasnęłam.
Per. Michael
Kiedy Carmel zasnęła podłożyłem jej poduszkę pod głowę i przykryłem ją kołdrą. Nich śpi... Wyszedłem z pokoju i powiedziałem Violet że Carmel przyjdzie do niej jutro.  Powoli słońce znikało za horyzontem. Wspiąłem się na dach szkoły i obserwowałem jak księżyc powoli zajmował niebo.







Fioletowy żywot~ Lekcja Ever

- Na sprawdziany... A co myślałaś...
- Nie pytaj... Aha i nie mów przy mnie o szkolnych rzeczach...
- Tak bo chcesz się sama dowiedzieć, czyli dokładnie robisz to co by twój ojciec chciał..
- Ostatnio wydaje mi się że czytacie mi w myślach...
Lekcja dobiegła końca. Przebrałam się w mundurek i czas na kolejna lekcje...
Powolnym krokiem podeszłam do klasy. Błagam by tym razem nie mieli na celu nas zabić...
Wszyscy wbiegli do klasy... Zajęli swoje miejsca. Fuck ! Jedyne miejsce które jest wolne jest od razu przy biurku nauczyciela... Zajęłam miejsce. Czemu tu nie można zabijać innych? Przecież i tak co chwilkę ktoś ginie...
-Hej słyszeliście że mamy nową nauczycielkę?
- Podobno jest z rodziny tej nowej...- Z rodziny tej nowej? Może jest tu jeszcze jakaś inna nowa? Rozejrzałam się przez ramię po sali. Jakby to miało mi w czymś pomóc....Dzwonek. Co ja bym dała za taki łuk... ciocia Violet uczyła mnie jak się takim cackiem posługiwać... ehh... mówi się trudno...Hmm ciekawe... jeśli to z mojej rodziny to kto to może być.... mama? Nie... chociaż... wątpię. Wujek? Kategoryczne nie! Balkonik by tu godziny nie wytrzymał... Ciocia Karina? Ciocia Vanessa? Ciocia Violet? Rany... tyle wyborów... Za dużo tego! Nagle zamknięte dotychczas drzwi prawie wyleciały z zawiasów z czymś w stylu 'z buta wjeżdżam'  a w  nich stała...Ciocia Violet! Fiołkowe czy mierzyły wzrokiem wszystkie osoby w klasie których głosy ucichły nagle wraz z przybyciem nauczycielki. Złote pasemka przecinały je w pionie i tliły się na końcówkach. Słyszałam tylko za mną teksty w stylu 'Wow...' albo 'Będzie nas uczyć jedna z fioletowych...' No... brawo geniusze. 

Per. Viol.

Dzieci. Jak ja cholernie nie znoszę małych opryskliwych bachorów. Oczywiście w nadmiarze. Tutaj widzę najmłodsza jest Carmel... Więc mam nadzieję że inni się przy niej nie zgubią. Rzuciłam z głośnym łupnięciem dziennikiem o biurko. I oparłam się o nie dłońmi. I spojrzałam na nich wzrokiem wygłodniałego wilka.
-Witajcie mali terroryści.- Już zaczęli recytować  przydługawe 'Dzieeeeeńdooobryyy' Ale ich powstrzymałam ruchem doni.- A co ja w przedszkolu jakimś? - Usiadłam na stole wywalając nogi na przód. - Zanim zaczniemy lekcję i tę część w ' Co będziemy robić na lekcjach' kilka ogłoszeń parafialnych! Wasza jakże egoistyczna, wredna i irytująca dyrektorka idzie na.... nazwijmy to długim L4.- Carmel tylko na mnie spojrzała i po cichu mruknęła.
-Ciociu... coś ty znów zrobiła....- Odpowiednie słowo to porządek ale cóż....
-Chcecie wiedzieć dlaczego?- Nagle zgłosił się jakiś rudzieleć z ostatniej ławki. Piegus, morskie oczy. Gdyby nie one to bym mogła go do chłopaka Vanessy porównać! Rudzielec w klasie czy to zbieg okoliczności? Powiedzcie jeszcze że kujon! Nie lubię kujonów a kozioł ofiarny by się przydał....
-Pszę pani... ale lekcja nam mija...- Spojrzałam na niego z pod byka... sam się podłożył! Już go lubię XD
-Ja tu kurna żadnej pani nie widzę. Jestem Violet. I tylko Violet. No... najwyżej tożsamość pełna to... Violet Laurel Purple, ale to ci do życia nie jest potrzebne, hę?
-Nie... pani Violet.-  Odpowiedział.
-Co ja kurna mówiłam o Pani?! Nie chce mi się obecnie cię karać... No ale wracając do tematu. Mamy dwie godziny, bo... jakiś nauczyciel się nie zjawił... he he jak przykro...  To znaczy... nie żebym miała z tym coś wspólnego.....
-Violet opowiedz nam o swojej rodzinie.- Odezwał się ktoś z z tyłu.
-Nie! O historii. Tak jak w programie... - Zaczął Rudy swą farsę..... No to ma przesrane....
-Młody do... dyrki i nie obchodzi mnie że jej nie ma....- Chłopak wstał a Carmel powiedział na głos.
-Ciesz się że do dyrektorki... a nie z moją ciocią w cztery oczy na 5 minut... po minucie nie było by co z ciebie zbierać...- Cała klasa w śmiech, a policzki rudego były czerwieńsze niż jego włosy!  Magic XD.
- No... skoro prawie wszystkie sprawy ogarnięte przechodzimy do lekcji. Widzicie te debilne księgi z epoki kamienia łupanego przed sobą? Robimy kopiec!- Połowa miła na ryju takie....Wut? Carmel wyszła pierwsza i ciepnęła książkę na środek klasy. A za nią powoli inni.- No dalej! Chcecie się uczyć z książek? Rany... Na moich lekcjach będziecie tak wyuczeni że nawet nie musicie w pokojach kuć. A i jeszcze jedno..  u mnie nie ma sprawdzianów, chyba że na specjalne życzenie ... kartkówek tak samo... jedynie odpowiedzi... ale to przecież podrobić idzie XD. -Usypał się całkiem ładny kopiec.... 
-To... co teraz Violet?- Zapytała jakaś różowo włosa?  A podobno fioletowe włosy są dziwne...
- Podaliście mi dwa tematy... zaczniemy więc od historii - Buczenie.- Ale tej prawdziwej historii, a nie wygodnej którą wciskają wam podręczniki. Potem... może coś wam zdradzę na tema szkoły... i osób które stąd uciekły...
-Przepraszam Violet... osób? Mówiliśmy tylko o jednej...- Uśmiechnęłam się szeroko. Ale oni są łatwowierni... Dali im się omotać! 
-Moja droga... a dlaczego was zabijają? Większość z państwa wiem jaki to  kwiatek od spodu była bliska odkrycia sekretów tej szkoły.
-A pani się nie naraża mówiąc takie rzeczy?
-Nie.- Prychnęłam.- To oni mi się narażają nie ja im..... Wracając do tematu! Historia. Jeśli chcecie to możecie notować ale... po cholerę?- Wyciągnęłam nożyk i zaczęłam podrzucać go w powietrzu, zręcznie łapiąc.- Ktoś chce mieć z głowy odpowiedź i wyręczyć mnie w opowiadaniu czy ja mam zacząć?- Cisza.- Czyli ja...

Per. Carmel

Kiedy ciocia Viol zaczęła opowiadać rozsiadłam się wygodnie. Ciekawe jakie zajęcia jeszcze prowadzi... A może Lulu też tu jest! O rany to by było Epickie... (Lulu na dyrektorkę, Viol na wice, Natti na kim tam chce być a Fafik na prezydenta... ciii tej wstawki nie było XD) Ciocia omiotła nas wzrokiem i powiedziała.
-Jeśli ktoś będzie gadał dostanie nożem w dyńkę, Kapishi? - Zapytała parodiując... Moją mamę! A to ci! Gdyby mama wiedziała... (Bo ja lubiem parodiować innych... hueh) 
-Tak Violet.- Odparł jakiś chłopak za mną. 
-No.- Pod nosem dodała tak żebym tylko ja słyszała.- Nareszcie jakieś normalne miejsce gdzie mogę bezkarnie mordować ludzi co młoda?- Chciałam coś powiedzieć ale Viol zaczęła wykład. Jej mina stał się poważna a oczy błyszczały czernią.Znikł zawadiacki uśmieszek a zastąpiła go głęboka powaga.- Historia Wampirów sięga wielu wieków wstecz.- Wut? Wróć, wróć... Historia czego?!- Jednak wszystkie wampiry mają wspólną wiarę. Nie czczą żadnego Chrystusa, ani matki boskiej. Nawet w księgach zapisano że są one 'Dziećmi' bogini Nocy. Nyks. Owa postać rządzi w zaświatach i ma władzę nad nieboskłonem. Zanim jednak zostanie się wampirem, jest się adeptem. Adepci przechodzą przemianę którą w każdym momencie mogą.... porzucić. Co jest równoznaczne ze śmiercią.
 -Violet a jakie są objawy odrzucenia przemiany?- Ktoś odważył się jej przerwać. Ten głos... czyżby. Odwróciłam się Michael? (Tag jestem wredna XD). 
-Cóż...Gdy odrzucacie przemianę wasz organizm wywołuje reakcję przez którą płaczecie krwią, kaszlecie krwią i... jesteście tak wyczerpani że powoli umieracie. Między innymi dlatego lepiej zabić was wcześniej. Gdy jesteście adeptami na waszych czołach znajdują się nie wypełnione kolorem półksiężyce.- Każdy zaczął ręką macać czoło w poszukiwaniu ów znaku.- Pojawia się on przy pierwszej pełni, najlepiej w promieniu księżyca. Gdy przejdziecie przemianę na waszych czołach pojawią się tatuaże przedstawiające wasz talent. A półksiężyc się wypełnia szafirowym odcieniem (I po co ja czytałam ten dom nocy...).- Dzwonek.- No. To tyle. Na następnej godzinie omówimy. Dary. Z zaskoczeniem zauważyłam że wszyscy słuchali z ciekawością. Przyznam mnie też to wciągnęło, a ciocia nie potrzebuje nawet pomocy nauczycielskich! Ona po prostu wie co mówić i jak podporządkować sobie innych.
-A Violet. Nie powinna pani sprawdzić obecności?- Zapytała ktoś gdy wychodziliśmy na przerwę. Ciocia ledwo na niego spojrzała i rzuciła nożem który przejechał mu po uchu obdzierając je tak że krwawiło.
- JA TU SIĘ ZDAJE USTALAM REGUŁY NIE PODOBA SIĘ TO WON! - Dana osoba uciekła. Zostałam tylko ja i ciocia. - Jak tam Carmel?- Zapytała z uśmiechem.- Wiesz... ojciec byłby z ciebie dumnny. 
-Tsa... mama pewnie też.- Odparłam niemrawo. - Ale... JA NADAL NIE ROZUMIEM POŁOWY Z TEGO CO SIĘ TU DZIEJE!- Warknęłam. 
-Eh... powoli zlepiasz dwa do dwóch prawda?- Tak jakby czytała mi w myślach.- Poczekaj... zrozumiesz. - Znów ten chory dzwonek XD. Wszyscy wrócili do klasy.- Rozumiem że wszyscy obecni poza panem rudym. Ups... nie obecność. Wie ktoś jak ta ruda wiewióra się wabi? - Zgłosiła się jakaś blondi.
-Można?
-Wal śmiało.- Oznajmiła ciocia rozwalając się na burku i opierając na nim nogi z dziennikiem i długopisem w ręce. 
-On się Frank nazywa...
-Co za zbieg okoliczności... - Mruknęła pod nosem.- Nie dość że rudy piegus to jeszcze imię na F. Fritz normalnie XD- Zaśmiałam się pod nosem.- To... dary. Każdy wampir, nawet jako adept ma jakiś dar. Niektóre utalentowane dziewczęta szkolą się na wyższe kapłanki bogini Nyks. Najbardziej znaną jest Zoe Redbird z Tulsy. Jest... Z ludu Czirokezów. Czyli... jest kuzynką twojej mamy Carmel.- Wszyscy na mnie spojrzeli. Za-je-bi-ście. Znów w centrum uwagi. Dzięki ciociu. Chwila... kolejna ciocia. O kur... nie zmieści się na drzewie genealogicznym. W zasadzie już nikt się nie mieści XD. 
-Możliwe...- Mruknęłam a ciocia kontynuowała.
-Dary z tego zakresu to na przykład  umiejętność widzenia duchów, moc bursztynu... pojednanie z demonami.- Czy jej oczy znów się na chwilę stały czarne czy mi się zdawało.- I coś z zakresu ... naturalnych. Wyczuwalność wszystkich pięciu żywiołów. 
-Pięciu?- Zapytał Michael.
-Tak. Ziemi. Wody. Powietrza. Ognia. I czegoś co spaja nas wszystkich. Ducha. To nasza... dusza. I esencja występująca we wszystkim co żyje. A i jeszcze przewidywanie przyszłości w postaci wizji bądź pisemnie. Zaklinanie koni. Przechodzenie cieniem...- Czy ona spojrzała na Michaela? Czy mi się zdaje.- No. To tylko kilka z tysięcy. Każdy wampir ma kota. Koty to zwierzęta przywiązujące się do swego właściciela. Każdy kot sam sobie wybiera wampira lub adepta.- Dzyń. Co? Tak szybko? Wszyscy byli nie zadowoleni z końca lekcji. Wow coś nowego.- Na następnych zajęciach, powiemy o tak zwanych czerwonych wampirach i wtedy opowiem coś o swojej rodzinie. A i jeszcze będziemy mieć.... gościa. Demonicę.(No ba że Eris ktoś musi zrobić rozpiernicz xD) Do następnych zajęć!- Wszyscy wyszli. -Carmel przyjdź na następnej przerwie. Pogadamy o tym co już ustaliłaś i sprostujemy... nie dogodności. A teraz idę do klasy starszej. Podobno najgorsza w szkole. No to im pokarzemy kto ty jest gorszy. XD- Westchnęłam i wyszłam. Ta szkoła zapewne duuugo tu nie postoi XD.      

( Na różowo jak się pewnie domyśliliście pisze Viol.    Dzięki ^-^)






czwartek, 25 lutego 2016

Wprowadzenie do One shota...

Prawie wszyscy:

w aucie

Kari siedzi wnerwiona i dzwoni do Putina drąc się jak opentana. Vinc próbuje dodzwonić się do Viol. Carmel pyta w kółko gdzie ciocia i mama xD. Lulu zapierdziela z Mikem jego autem po pizzerii po wiatrak. Ciota się schował pod siedzeniem bo rudy podstawił mu pająka pod nos. Natti wraca z wyprzedaż oranginy xD. Scott dzwoni kit gdzie. Kevin zastanawia się gdzie była Viol rano... A ktoś zaproponował by jechać po animatroniki...

***

Przed tym zamieszaniem....
Ranek...

Viol i Kevin

-Wychodzę!-Darłam się z dołu gdy Kevin czytał gazetę. Zignorowałam brak odpowiedzi z jego strony i ruszyłam do garażu gdzie stało jedno z moich cudeniek... Super nowoczesny harley i napędem nuklearnym... Prezen od Putna na urodziny.... Zapakowałam do niego broń i wsiadłam by odjechać w pizdu.

Clary, Vinc i Carmel

Dryń! Fuck. Jak ja kocham telefony. Pomyślała Clary odbierając świecące i wibrujące urządzenie.
-Halo?-Mruknęłam czy... Może raczej warknęłam do słuchawki.
-Kto?-Krzykną Vinc z kuchni gdzie robił tosty dla siebie i córki.
-Powiedz temu tempemu osłowi że ja.-Usłyszałam Viol.
-Twoja siostra!-Odkrzyknęłam mu.
-Rusz dupę. Mamy rozpierdol do zrobienia...
-Co?
-Przyjedz. Pod ratusz... Mamy pewną sprawę do załatwienia.-Zrozumiałam o co biega. Viol się rozłączyła a ja wybyłam z domu krzycząc.
-Idę na miasto!- Co nie było do końca prawdą....

Laleczka - Rozdz.3 Tajemnicze pudło...

Per. Boonie

Dziś pizzerię zamknęli o dwie godziny szybciej niż zwykle. Cała nasza trójka była jeszcze pod wpływem sztucznej inteligencji zamontowanej w nasze podzespoły więc dane było nam tylko patrzeć. Od kilku dni personel pizzerii majstrował coś w pokoiku obok kącika nagród. Mało znaczący dwuczłonowy pokoik, zagracony kartonami... zupełnie nie istotny. Jednak.. od jakiegoś czasu zaczęli wprowadzać tam różne przyrządy elektroniczne i nakleili na drzwi tabliczkę z napisem "Przyszła nowa atrakcja! Wstęp tylko dla personelu." Co zniechęcało dzieciaki. Szare drzwi wyróżniały się jednak przy kolorze ścian. Z powodu namalowanej na nich szachownicy pomiędzy czerwonymi pasami. Cały nasz metaliczny wzrok nie był zwrócony na tajemnicze drzwi a na dwie strażniczki stojące przed nimi czekając. Obie znajome nam z nocnych zmian. Clary i Violet.Violet miała na sobie fioletowy mundur strażniczki, hiacyntowe włosy przecinały jej złote pasemka. Na głowie czapka? Oho się wystroiła czyli szef gdzieś łazi. Jej twarz wydawała się energiczna zważywszy na zmienną mimikę jej twarzy. Na nogach zwykłe rurki i błękitne tenisówki. Rozpuszczone włosy opadały na plecy mieniąc się w świetle jarzeniówek.   Clary miała długie Carmelowe włosy spływające na plecy jak i ramiona. Na głowie błękitna czapka, na biodrach czarna spódniczka. Na nogach czarne glany, a pod nimi czarne podkolanówki. Jedno oko błyszczało szmaragdem a drugie złotem. Zawzięcie gestykulowały, jednak do nas dotarły jedynie strzępki rozmowy gdy zaczęły się do nas przybliżać.
















-To.. kiedy te matoły przywleką to pudło?- Zaczęła Viol.
-No.... nie wiem. Oby jak najszybciej.- Viol podniosła jedną brew.
-Czemu?
-Vinc musi się wyrobić przed północ a, ja zostaję na nocnej zmianie, a Carmel... została sama w  domu.
-Jednym słowem. R.I.P Dom.- Skwitowała fioletowa wyjmując nóż i podrzucając go zręcznym ruchem łapiąc. Nagle usłyszeliśmy szuranie.Do głównego pomieszczenia wtłoczyło się pudło pchane przez innych strażników z pizzerii.
-No nareszcie! Z Rosji to taszczyliście?- Warknęła Viol ukazując swe poddenerwowanie ruchem dłoni. Zza pudła wychyliła się postać chłopaka o półdługich fioletowych włosach. Sam był w pełnym umundurowaniu. Znienawidzona przez nas postać wykrzywiła usta w chamskim uśmiechu.
-Możesz siostrzyczko nas wyręczyć. Trzeba to dotaszczyć do tego pomieszczenia.- Wskazał na tajemnicze drzwi.
-O cholera. Dzięki ci za oświecenie.- Warknęła. Obok fioletowego stał blondyn o fiołkowych oczach. Spojrzał na fioletową i powiedział.
-Uspokój się Vi. Zaraz z tym skończymy i po problemie.
-Skończylibyśmy gdyby nie pewien czarnowłosy imbecyl który co sekundę musiał odbierać telefony w tym z piętnaście razy od dziewczyny!-Odparł brunet z boku pudła.
-Ja przynajmniej się nie pobiłem z dziewczyną o wiatrak!- Clary strzeliła facepalma.
-Serio Scott? Serio!?- Chłopak wzruszył ramionami. Nie widział w tym problemu.
-Trzymajcie mnie bo za chwilę kogoś albo coś rozniosę w drobny mak.- Oświadczyła Viol.- Boże... z jakimi imbecylami przyszło mi pracować... No. Poza tobą Kev i... tobą Clary.
-Wow dzięki za uwzględnienie.- Mruknęła z ironią. Zataszczyli to do ów pomieszczenia i wyszli nadal prowadząc swobodną konwersację.
-To... kto ma teraz zmianę. Boże byleby nie ja...- Modlił się Jeremy.
-Oj niestety nie ty...- Zgłosiła się Viol niczym w szkole.
-Und Moi.- Postąpiła tak samo Clary.
-Musicie to rozpakować.- Oznajmił Fritz.
-Pff... ja tam nic do tego nie mam.- Mruknęła Viol.
-Naprawdę?- Zapytał Vincent irytując siostrę.- A co z 'schadzkami' w biurze włącznie z nowym Animatronikiem?- Nowy animatronik? O kurczę... nowa w ekipie. Będzie się działo.
-Ja ją rozpakuję!- Obwieściła Clary.
-Mam tu słowa sprzeciwu. Jeszcze coś ci się stanie...- Vincent objął dziewczynę ramieniem.
-Oj przestań... ile razy ja robiłam coś niebezpiecznego....- Cmoknęła go w policzek. Ble.
-O kurde... matematyka.... niech to... a myślałem że po szkole jej nie będzie...- Wszyscy strzeliliśmy facepalma.
-A ciebie w ogóle wpuścili do szkoły?- Zapytał Scott.
-No. Przecież chodziliśmy do tej samej idioto!- Czarnowłosy. Zmarkotniał.
-To było pytanie retoryczne cymbale...
-Retiteczne?
-Jprd co za pojeb....- Mruknęła Viol co spotkało się z głośnym 'ey!'.
-To... my zostajemy.- Clary chwyciła Viol za rękaw.- Pa paaa!- Pokiwała ręką.
-Tylko uważaj na siebie.- Powiedział jej fioletowo włosy do ucha.- I nie wysadz toego nowego robota w powietrze...
-Ty lepiej pilnuj by Carmel znów nie bawiła się mikrofalówką... Ja nie będę załatwić nowej instalacji elektrycznej...- To go szybko przegoniło. Zdążyli się tylko przytulić na do widzenia, co zrobili również Kev i Viol.
-No... to zostałyśmy same...- Mruknęła Violet co było zgodne z prawdą....

A to chcę kurde na święta ^^

Fioletowy żywot~ Czyli legendy nie będzie

- Jak to jeden ? I kto to był ?!
- Legendę to na historii ci opowiedzą...
- Czemu mi nie powiecie.
- Przecież chcesz sama dojść o co tu tak właściwie chodzi... A legenda by ci wszystko zdradziła...
Dzwonek obwieścił lekcje.
- Co teraz mamy?
-My mamy mate, ty masz basen.
- Heh, powodzenia...- Mruknęła Blue.
Nie wiem o co jej chodziło... Zbiegłam na dół i weszłam innymi drzwiami, które prowadziły do przebieralni na basenie... Po chwili stałam w szeregu z innymi przed basenem... Poczułam że ktoś związuje mi ręce. Zresztą nie tylko mi. Po kolei  każdego spychali do basenu. Aż w końcu przyszła moja kolej.  Obraz zamazała woda. Schodziłam na dno, przez skrępowane ręce tylko to mi pozostaje. Powoli opadnąć na dno. Kurczę czemu się po prostu nie rozwiążę. Ręce miałam za plecami.Hm
pomyślmy. Przełożyłam ręce nad głową. I powoli starałam się rozwiązać supeł. Lina opadła na dno. A ja spokojnie wypłynęłam na powierzchnię. Wow, jestem pierwsza!
- No proszę, proszę... - Odezwała się kobieta o truskawkowych włosach i takich samych oczach.
- Widzę że pani nie ciesz się z tego że to ja byłam pierwsza...
Ze zdziwieniem spoglądała na mnie.
- No co? Jestem najmłodsza według nauczycieli powinnam leżeć na dnie!
- Ale...
Spojrzałam na wodę. Powoli zmieniała kolor na czerwony.
- Co że jak ?
Po chwili z wody wynurzyły się ciała nieżywych uczniów. Utopili się... Ale skąd krew? Z wody wynurzył się ciemnowłosy chłopak. Michael ?! Podpłynęłam do niego. Był cały pokaleczony...
Najwidoczniej rozbił szybkę pod wodą żeby rozwiązać sznur.
- Michael do cholery wstawaj!
Po chwili zanurzył mnie pod wodę. Pokazał żebym była cicho. Chciałam wypłynąć ale trzymał mnie na tyle mocno że żaden większy ruch był niemożliwy. Spojrzałam mu w oczy. Najwidoczniej był zdziwiony moją obecnością. I vice versa.  Dziwne nie wyciągną nas ? Wyszarpałam się mu i wypłynęłam z powrotem na powierzchnię. Dopłynęłam do brzegu.
- Michael nikogo nie ma.
- Świetnie ale mów ciszej.-Odpowiedział szeptem.
Podpłynął do mnie i wciągnął mnie na dno.  Pokazał mi zbitą szybkę i przejście za nią... Wpłynęliśmy tam. Chwila i można było oddychać.
- Dobra po pierwsze co my tu...
- Cicho...-Wskazał na górę.
Byliśmy nad pokojem nauczycielskim.
- Skąd wiedziałaś że tak o tobie mówili?
- Usłyszałam na apelu... Szepty nauczycieli...- Ale po co ci ten tunel do pokoju nauczycielskiego?
- Żeby się przygotować...
- Przygotować na co?




środa, 24 lutego 2016

Fioletowy żywot~ Rozmowa

- To co teraz robimy?
-  3 Godzinna cisza...
- Ale jest dzień...
- Ich to nie interesuje... Jeśli chcesz przeżyć słuchaj się zasad.
- Po co mnie rodzice do tej szkoły wysłali?
- To ty nie wiesz?
- Zazwyczaj do wszystkiego sama mam dojść.
- Najpewniej nie mieli wyboru...
- Wyboru ?
- Dobra może inaczej. Co wiesz o tej szkole?
- Że nic prawie nic tu nie wolno, nikt z stąd nie uciekł, ta baba jest głupia, jest to szkoła z internatem i że nie jest to zwykła szkoła...
- Wow... Naprawdę mało wiesz. Jak chcesz to ci powiem.
- Nie dzięki wolę sama do tego dojść, tak by chciał tata...
Blue podniosła głowę z nad poduszki.
- Ta jak umarłaś?
- Umarłam ?
- Blue ona jeszcze nie zna prawdy o tej szkole ! I nie chce wiedzieć !
- Oj sorry.
- Nic nie szkodzi. A umarłam przez zabójstwo... Na zlecenie mojego taty...
- Ja się utopiłam... - Odparła Catty.
- A ty Blue?
- To drażliwy temat...
Spokojnie usiadłam obok Blue.
- Mi możesz powiedzieć.
- Ja ci powiem!- Wrzasnęła Catty.
- Catty jak ja cię zaraz!
- No co mi zrobisz ? Jak mnie zabijesz ciebie też zabiją... I żeby świadków nie było to Carmel pewnie też !
Włożyłam słuchawki i włączyłam głośną muzykę...  Jestem tu kilka godzin i nienawidzę tego miejsca. Czemu mnie tu wysłali? Dobra będę silna... Przecież nie wysłali by mnie żebym cierpiała, prawda ?  Wychyliłam się przez okno...
- Eeem. Dziewczyny ?
- Co ?- Wrzasnęły razem.
- Jakiś chłopak nie jest w pokoju, tylko na dworze...
- To już nie żyję.- Odparła Catty.
Fakt chłopak umarł. Dostał też z łuku.
- Mam pytanie.
- Jakie?
- Czemu jestem tu najmłodsza i czemu inni próbują uciec chociaż wiedzą że im się nie uda?
- Jesteś tu najmłodsza ponieważ inne w twoim wieku nie dożyły tygodnia. A co drugiego... Większość z nich ma nadzieję że jednak się uda, lub popełniają samobójstwo... Zazwyczaj robią to grupowo...
- A z jakiego powodu inne w moim wieku umarły?
- Większość odebrała sobie życie, inne złamały zasady lub myślały że uciekną z innymi...
- Czy ja też ?
- Co ty... Jesteś z rodziny fioletowych...
- Ale z kąt wy wiecie?
- Masz fioletowe pasemka, poza tym ta wredna babka tylko osobą z rodziny fioletowych daruje życie.
- Był tylko jeden...


Fioletowy żywot~ Zasady i więcej zasad...

Catty wyciągnęła z oka soczewki... Okazało się że ma błękitne oczka.
-Zaraz ja cię znam... Pracowałaś w Fazbear's Fright  ?
- Tak z moją siostrą...
Cholercia Catty to to jedna z tych sióstr.
- Wiesz ja... Byłam tam jednym z kostiumów.
- Którym konkretnie ?
- Spring Bonnie.
- To ty chciałaś mnie i moja siostrę zabić ?!
- Ja chciałam się zaprzyjaźnić a wy uciekałyście...
- Myślałyśmy że chcesz nas zabić !
Przez chwilę żadna się nie odzywała. Głuchą ciszę przerwał dzwonek... Z każdą chwilą był coraz głośniejszy.
- Pali się czy co ?
- Nie... To znaczy że czas na apel...
Zbiegłyśmy na dół. Na dworze uczniowie stali w równych szeregach. Starsi stali z tyłu. A młodsi na samym przodzie. No to na początek... Z tego co zauważyłam byłam najmłodsza.
- Witajcie! Wczoraj zginęło 5 osób...
Zza kurtyny wyjechały zwłoki tych 5 uczniów. Kolejny dowód na to że nie jest to zwykła szkoła.
- Ile razy musicie zobaczyć swoich martwych kolegów... Ile !?
- Jeszcze 7!- Krzyknął ktoś z tłumu zapewne dla beki.
Momentalnie oberwał z łuku.
- Najwidoczniej wczorajsza recytacja regulaminu nie wystarczyła... No to dzisiaj powtórka! No już !
- *Wszyscy razem* 1. Słuchać się nauczycieli. 2. Nie zabijać bez pozwolenia nauczyciela. 3. Zero kontaktu ze światem zewnętrznym. 4. Nie odzywać się nieproszonym. 5. Podczas 3 godzinnej ciszy nocnej nie wychodzić z pokoju. 6. Nikt z nas nigdy nie opuści tego miejsca, nawet martwy.- Na ostatnim wszyscy westchnęli.
-Jak to nigdy z tond nie wyjdę?!- Wrzasnęłam.
Strzała trafiła centymetr ode mnie.
- Stop! Tak nigdy z tond nie wyjdziesz... Teraz byś oberwała strzałą ale ci daruję... W końcu jesteś tu tylko od godziny... Ale teraz bardziej uważaj.
Apel dobiegł końca. Wszyscy wrócili do pokoi.
- Dziewczyno o mały włos i by cię tu nie było.
- Tia często mi się to zdarza... Ale czy naprawdę nigdy z tond nie wyjdziemy?
- Jak na razie nikomu się to nie udało.
Blue wparowała do pokoju i zaczęła wypłakiwać się w poduszkę.
- Co ci się stało...
- Jej siostra umarła wczoraj...
- Zaraz czemu nie mieszkałaś z siostrą w jednym pokoju?
- To między innymi też jest zabronione...
- Tego nie było w zasadach na apelu...
- Co ty, gdybyśmy mieli wymieniać wszystkie zasady zajęło by nam to z kilka miesięcy...



wtorek, 23 lutego 2016

Fioletowy żywot~ Poszukiwania pokoju

Byliśmy prawie na miejscu. Szkoła była ogromna i wyglądała jak zamek. Była otoczona grubym i wysokim murem. Szkołę otaczał piękny ogród. Na którym spacerowali uczniowie.
- Dojechaliśmy na miejsce.-Powiedział mężczyzna.
Wyskoczyłam z auta. Zabrałam walizkę i podążyłam za mężczyzną. On zaprowadził mnie przed wejście szkoły, gdzie powitała mnie wysoka blondynka.
- Witaj ! Mam nadzieję że spodoba ci się to miejsce.
- Też mam taką nadzieje.
- Ty musisz być Carmel... Córka pani Clary i...
- I Vincenta...
- Tak, Vincenta.
To dowód na to, że to nie jest zwykła szkoła...  Spokojnie przyjmować kogoś kto pochodzi z rodziny takiej jak moja ( wiecie morderstwa itd. ). Heh ciekawe czy babka mi powie dla kogo jest ta szkoła...
- Teraz powinnam ci opowiedzieć coś o tej szkole... Ale twoi rodzice prosili żebyś sama do tego doszła.- Ja naprawdę zaraz rzucę w kogoś czymś ciężkim...
- A zasady ?
- Zasady?- Kobieta wydaję się zmieszana.
- No takie jakie są zazwyczaj w szkołach...
- A tak. Nie zabijaj innych uczniów. Zero kontaktu ze światem zewnętrznym. Obowiązkowa obecność na apelach... A w sumie... Twoje nowe współlokatorki mają wydrukowany regulamin dla ciebie.
Stanęłyśmy przy dużych drzwiach w środku budynku.
- Za tymi drzwiami są pokoje... Twój pokój ma numer 1986... Dziwne skądś znam tą datę... ( tak tym razem nie chodziło o 1987... ).  Kobieta zniknęła. Kiedy przekroczyłam drzwi poczułam coś dziwnego...  Ale postarałam się to olać... Okej czeka mnie wspinaczka po schodach... Kiedy byłam na samej górze trzeba było tylko szukać... 1979... 1982... 1985... I wreszcie 1986.  Puk... Puk...
- Możesz wejść chyba że jesteś jednym z nauczycieli.
Przekręciłam klamkę. I otworzyłam ostrożnie drzwi.
- Cześć mam na imię Carmel.
- Aha ty jesteś ta nowa...
Dziewczyny zrezygnowane odłożyły broń...
- Cześć mam na imię Catty.- Odezwała się jedna z nich.
- Ja jestem Blue.
Obie miały po 15 lat. Catty miała różowe włosy i fiołkowe oczy. A Blue niebieskie włosy i turkusowe oczy.
- Jesteś młoda pewnie szybko cię zgarną.- Powiedziała Catty.
- Nie słuchaj jej... Jest dzisiaj w złym humorze. Twoje łóżko jest to obok okna.
Powoli wypakowałam swoje rzeczy...
- O masz misia jakie to słodkie... Dla małych dzieci...- Znów odezwała się Catty.
- Nie jestem małym dzieckiem! Ja po prostu...
- Nie tłumacz się jej... Jest zła bo zerwał z nią chłopak.
- Blue jak ja cię zaraz !
Zaczęłam się śmiać.
- A tobie co jest.
- Po prostu przypominacie mi moją ciocię i wujka... Nawet nie zobaczyłam jego reakcji na to co mu zrobili.
- Co mu zrobili?- Zapytała widocznie zainteresowana historią Catty.
- Ubrali mu różową sukienkę i czerwone szpilki oraz zrobili mu makijaż.
Wszystkie zaczęłyśmy chichotać.
-Weź to, twój mundurek... Nosimy go tylko do szkoły i na apele... Tak to noś co chcesz...
-Dzięki.


Cp- Rozdz. 10 Inne pasty?

Per.Eden

-Całe życie zawieszani
Na sznurkach cieniutkich
Czyimś ruchem poruszani
Dla uciech malutkich
Tak tańczymy i śpiewamy
Jak nam grają inni
I choć dzieci dobrze znamy
Nie jesteśmy już dziecinni...

-Kyle błagam cię zamknij się wreszcie.- Warknąłem chowając głowę między kolanami. Od tygodnia siedzimy w tej jaskini, w samym środku lasu. Co ja bym dał za porządny obiad a nie dziczyznę lub to co znajdziemy. Właściwie nie mam nic do garści sośniny i łapki królika, ale.... zjadłbym burgera. Jedno z cudów cywilizacji.
-Eden... przestań. I tak nas nikt nie usłyszy!- To prawda. Dziewczyna zna się na rzeczy. Uplotła taką kotarę z zieleni przy wylocie z jaskini że można to wziąć za wybryk natury. Użyła do tego gałęzi płaczącej wierzby. Ale to nie powód by maltretować moje biedne uszy!-Czekaj!- Pisnęła po czym dodała.- Cicho..- Przez chwilę nie wiedziałem o co jej chodzi jednak po upływie kilku sekund od ścian jaskini zaczęły odbijać się dźwięki rozmowy z zewnątrz.
-Ja tam jestem zadowolona z połowu...- Usłyszałem głos dziewczyny, możliwe że nawet w moim wieku.
-Zawsze mogło być gorzej...- usłyszałem odpowiedź chłopaka.
-Liu! Czemu ty zawsze musisz być pesymistą?- Zapytała.
-No nie wiem Amy... czemu zawsze jestem pesymistą?- Dziewczyna imieniem Amy nie odpowiedziała.- Hm.. no właśnie. A to może dlatego że od cholera wie ile nie rozmawiałem z bratem, a rodziców nie mam?
-Ogar głąbie nie tylko ty masz przesrane w życiu.- Mruknęła Dziewczyna.- Zresztą ty masz się lepiej... Dzięki braciszkowi jesteś bardziej znany. No bo kto by się przejmował Amy Sweetvoice?
-Przesadzasz...
-Zamknij się Woods.
-Mniejsza o to. To ty mamy się spotkać z Marcusem? Co za idiota. Nie mówił że przy zarośniętej jaskini, tylko przy jaskini.
-No bo ta jaskinia nie była zarośnięta!- Chyba dotarł do nich sens tej informacji, bo razem z Kyl usłyszeliśmy jak ktoś usuwa pnącza. Skryliśmy się za większym kamieniem obserwując całą sytuację. Pierwsze promienie zachodzącego słońca przedarły się przez kotarę. Jaskinię okrył purpurowy blask końca dnia, i mam nadzieję że nie naszego końca. Ktoś używał ostrza, czy może raczej noża sądząc po dźwięku wydawanym przy cięciach.  Był to szmaragdooki, ciemny brunet z szramą  ciągnącą się od ust do oka. Szyję miał owiniętą dwukolorowym, szarmy szalem. Słyszałem już kiedyś o nim. Homicidal Liu. Brat Jeffa The Killera. (Ożywiam mniej znane aczkolwiek ciekawe Creepypasty XD) Za nim stała dziewczyna w zielonej masce z czarną substancją spływającą ze szkarłatnych oczu. Włosy miała czarne z zielonymi końcówkami. Całość dopełniał szary sweter i kaptur na głowie.  To pewnie ta Amy Sweet... jakoś. Coś mi się kojarzy.
-Zadowolona? Od razu lepiej.
-Idiota.- Skwitowała.- Jprd gdzie on tak długo się wlecze... Na te słowa z cienia wynurzył się chłopak. Z daleka trudno go opisać. Wiem jednak że nie był to normalny osobnik.
-No co tak długo tępaku!- Dziewczyna przyjacielsko powitała kolegę.
-Amy słodka jak zwykle... Cze Liu.- Odparł chłopak przestrzennym głosem.
-Wypluj to!- Syknęła Amy zakładając ręce w geście obrazy.
-Marcus... 3 minuty spóźnienia.- Mruknął Liu opierając się o wylot jaskini.
-Was też miło widzieć. - Odparł chłopak przestrzennym głosem od którego ciarki przeszły mi po plecach. Kyl najwyraźniej też to czuła bo wtuliła się we mnie. Jest dla mnie jak młodsza siostra, więc zawsze mogę raczyć jej ramieniem.
-To... idziemy?- Zapytał Liu.
-No.- Mruknęła Amy kierując się w stronę lasu.- Może wyścigi?
-E... nie. - Stwierdził chłopak imieniem Marcus. Już mieli odejść, odetchnąłem z ulgą gdy nagle...
-A.... psik!- Kichnęła Kyle. Gdy kicha wygląda jak mały dwukolorowo oki  tygrysek. Marszczy delikatnie nosek i wydyma policzki . No to mamy przesrane...



Fioletowy żywot~ Plush co ty...

Powoli promienie słońca zaglądały do mojego pokoju.
-Cholera która godzina !?
Spojrzałam na zegar obok łóżka. Fiu... Dopiero 5:48. Może zjem śniadanie... Wybiegłam z pokoju prosto do kuchni. Na dole zastałam jeszcze śpiących gości. Wujek spał rozwalony na dywanie. Zaraz co on ma na sobie. Wujek był ubrany w różową sukienkę, na nogach miał czerwone szpilki. A na twarzy grubą warstwę makijażu. Przynajmniej żyje... Do ręki włożyłam mu lusterko. To się zdziwi. To teraz moje śniadanie. Dzisiaj dla odmiany zjem naleśniki. No dobra niech już będą o smaku tostów. Na blacie zobaczyłam przykryty talerzyk z karteczką. DLA CARMEL NIE TYKAĆ ! 
To od mamy... Podniosłam pokrywę. Mmm... Naleśniki ! Czy ona przewidzi wszystko??? 
Zjadłam kilka naleśników. Kiedy zniknęły już wszystkie zobaczyłam że pod spodem była jeszcze jedna karteczka. PRAWIE WSZYSTKO...  Dobra... Pójdę obudzić Plush. I z powrotem na górę po schodach. Drzwi były uchylone. 
- Hej Plush... 
To co zobaczyłam w jej pokoju... Ujmę to inaczej... Plush się całuje z Johnem !  Plush się całuje z Johnem ! Plush się całuje z Johnem !  Plush się całuje z Johnem !   Znaczy całowała.
- Carmel... Ile widziałaś? 
- Tylko pocałunek... ( Ciekawe co bym zobaczyła gdybym przyszła tu wcześniej ). 
Zamknęłam drzwi...  Może lepiej pójdę się ubrać...  
~~~~~~~~~~~ 10 minut szukania czegoś do ubrania później ~~~~~~~~~~
Jest 6:00... Wszyscy powoli się budzą. Chyba powinnam się spakować. Plush podała mi walizkę.
- Tylko nic nikomu nie mów.
- Okej... Może nikomu nie powiem.
- Carmel ! 
- No co mówię co myślę. 
Zatrzasnęłam się w pokoju. Dobra pół szafy wylądowało w walizce... Kilka noży z czego jeden od cioci. Pluszowy Fredbear, zapalniczka, szczotka, słuchawki, piórnik. Kilka rzeczy do higieny...  To chyba wszystko czego potrzebuję... Freddy wskoczył do walizki.
- Wybacz malutki, ale muszę cię zostawić w domu. Znowu...
Telefon schowałam do kieszeni... Okej jestem gotowa... Ostatnie spojrzenie na cały dom.  Kiedy wyszłam wszyscy spojrzeli na mnie. Dziwne uczucie. Ostatni wspólny uścisk. Dziwnę jestem smutniejsza niż wtedy kiedy umarłam. Przed dom podjechała czarna limuzyna. Po chwili wyszedł z niej mężczyzna który wziął moją walizkę. 
- To... Do zobaczenia!- Nienawidzę takich pożegnań.
Mężczyzna podszedł do mnie i dosłownie mnie zaciągnął ( uprowadził ).
Opuściłam szybę. Wychyliłam się, po chwili podeszła do mnie ciocia Violet.
- A za ten nóż się nie gniewam...
- Ale skąd ty...
Limka ruszyła... Mam nadzieję że wrócę tu jak najszybciej...



poniedziałek, 22 lutego 2016

Fioletowy żywot~ Owoce !

Per. Carmel
Usiedliśmy w salonie.
- To jaka była twoja reakcja Carmel na wieści o nowej szkole?- Zapytał zmieniając temat.
- Zaraz jaka szkoła ?!
- Ups. Ty jej nie powiedziałaś?
- Niby kiedy ? Dopiero co ze szpitala wróciła.
-  O co chodzi?
- Eee, o taką zwykłą szkołę...
- Gdyby chodziło o zwykłą szkołę nie ukrywała byś tego...
- Oh... Dobrze... Idziesz do szkoły z internatem...
- I ?
- Cholera... Czasem kiedy patrzę na ciebie, wydaje mi się że patrzę w lustro.
- Kto chce tosta ?- Zapytał wujek.
- Z dżemem?
- Tak z twoim ulubionym.- Momentalnie moje oczy pokryły się rubinową czerwienią.
- Czasem... - Dokańcza mama.
-  To kiedy idę do szkoły ?
- Miałaś iść od razu po wyjściu ze szpitala... Ale jest już ciemno więc jutro z rana.
Dokończyłam tosta. Wspięłam się po schodach na górę. Lulu już nie okupuje schodów...  Poszłam do łazienki. Ściągnęłam z siebie sukienkę. Na moim ciele widniały blizny po operacji... Wzięłam  mydło o zapachu truskawek. Kiedy umyłam całe ciało przyszła pora na włosy... Jestem ciekawa kto mnie tak w szpitalu uczesał. Bo z tego co pamiętam w dniu mojej śmierci kiedy ciągnęłam swoje ciało po ziemi niezłe kołtuny mi się zrobiły i nie jeden liść zakręcił się w moich włosach...  Sięgnęłam po bananowy szampon... Lubie zapach owoców... Dziwne kiedy wróciłam do domu nikt się nie zdziwił moim widokiem... Jakby wiedzieli że sama przyjdę... Może dlatego Plush została przed szpitalem...
Spojrzałam na moje fioletowe pasemka. Jedyne co mi zostało po ojcu. Zaraz...  Czy to oznacza...  Dobra Carmel spokój... Zapytasz się mamy... Przecież to że masz te pasemka nie oznacza że...
Skończyłam mycie włosów. Owinęłam się czerwonym ręcznikiem. I tak samo owinęłam włosy. Podeszłam do lustra. Chwyciłam szczoteczkę i wycisnęłam pastę. Tak też owocowa...  Patrząc się na swoje odbicie zaniepokoił mnie  fakt. Że co jakiś czas moje widoczne oko zmieniało kolor ze złotego na czerwony. A mój nastój się nie zmieniał. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi. I tak właściwie co mi się w lewe oko stało? Kiedy skończyłam myć zęby otworzyłam drzwi. Wtedy z łazienki wyleciała chmura ciepłego powietrza. No jak w saunie. Cholera ale zimno... Podbiegłam do pokoju i jak najszybciej ubrałam piżamę. Podniosłam mojego pluszaczka z podłogi i przytuliłam się do niego.
 Wtuliłam się w kołderkę. Była to fioletowa pościel pokryta białymi gwiazdkami.
Kiedy oczy zaczęły mi się zamykać poczułam że ktoś siedzi mi na nogach. To Freddy ! Dziwne czy on nigdy się nie zestarzeje... Wygląda jak wtedy kiedy go dostałam.
- Pewnie tęskniłeś...
Freddy zwinął się w kłębuszek i zasnął. Jestem ciekawa czy uda mi się zasnąć.
Z dołu dobiegały kłótnie o to jak ukarać wujka. Ale o dziwo jest mi obojętne co się z nim stanie.


Fioletowy żywot~ To... o co poszło ( Podziękowania dla Violet )

Nacisnęłam klamkę. Drzwi się otworzyły. W domu wyglądało jak po 2 wojnie. Kilka rozbitych talerzy leżało na ziemi, wujek Scott i Jake schowali się pod kanapą. Lulu schodzi po schodach z białą parasolką... Dobra gdzie jest Mama, ciocia Violet i wujek Balonik.
- Violet zostaw go!- Krzyknęła mama...
-  Lepiej jej posłuchaj...
-  Ty baloniarzu jak ja cię zaraz!
- Przytulę?- Jego głupota czasami powala.
Po chwili usłyszałam bardzo wysoki męski krzyk...  Wbiegłam na górę po schodach. Krzyk dobiega z mojego pokoju. No nie... Tylko nie mój pokój! Wyważyłam drzwi. Moim oczkom ukazała się Mama trzymająca ciocię i wujka chroniącego się moim pluszowym Fredbear'em.
- Odłóż go!- Warknęłam.
Po chwili pluszak znalazł się w moich rękach.
- Dobra co tu się odpierdziela ?!
-  Też się zastanawiam.- Odpowiada wujek.

Per. Viol. ( UWAGA CAŁĄ PERSPEKTYWĘ VIOLET PISAŁA VIOLET  DZIĘKI ^-^ )

 Po chwili walka rozpoczęła się na nowo.
-Clary puszczaj żebym mogła pokazać temu chuchru gdzie raki zimują!- Wyrywałam się przyjaciółce lecąc z pięściami do młodszego brata który ze mnie sobie drwił.
-Nic mi nie zrobisz Violet! Ja mówiłem tylko prawdę!- Krzyknął kuląc się przed ostrzałem pięści.
-Tylko prawdę?! Ja ci zaraz wtłoczę do tego pustego łba całą prawdę świata. Zacznijmy od lekcji pierwszej.... Nie obrażamy i nie zabieramy rzeczy starszym od siebie bo mogą ci przywalić bądź poważnie uszkodzić... jak ja!-Wyrwałam się z objęć Clary i rzuciłam na chłopaka którego na swoje nie szczęście bronił Phone Guy (Ja ja lubię te ksywki...).
-Violet!- Brązowowłosa nie przestawała i chwyciła mnie za rękę przyciągając do siebie. Carmel i Plush patrzały na nas w ciszy jak w obrazek.
-To... o co poszło?- Zapytała ta pierwsza i zrobiła oczka w stylu 'Jeśli mi nie powiecie to się nie popłaczę, a przestanę być tak miła' No jak boga kocham zupełnie ja ojciec... Zasmuciła mnie ta myśl ale tylko na sekundę bo znów zaczęłam się wyrywać.
-Twój jakże kochany i inteligentny wujek....- Wycedziła rzez zęby słowa przesycone jadem. Na co się skrzywił. - Uno zajebał mi toster jak te cholerna balony kiedyś.... Dos zajebał mi nowy komplet noży jak kiedyś te pieprzone balony...Tres... wygaduje na głos takie rzeczy!
-A jakie?- Zapytała Plush.
-Coś co zawsze chciałem powiedzieć!- Chłopak pochylił się tryumfalnie nade mną i zaczął w kółko powtarzać.- Violet ma chłopaka! Violet ma chłopaka!
-A ty za chwilę będziesz miał kilka złamań otwartych!- Syknęłam po czym znów się wyrwałam i zaczęłam gonić go po całym pokoju rozwalając jeszcze całe przedmioty. W koło innych. - Jak ja cię zaraz złapię to obiecuję ci że chwycę cię za kark wystawię za barierkę balkonu i wypcham pluszem ze wszystkich pluszaków Carmel i Plush!!!!- Carmel przyciągnęła do siebie pluszaka. I podsunęła mi jednego z pluszaków Plush.
-STOP!!!- Krzyknęła i się zatrzymaliśmy. - Jak już ma być walka to na śmierć i życie... dajcie im jakąś broń...
-Carmel zdaje się chciała powiedzieć że wystarczy jak oddasz cioci toster i noże a nad trzecią opcją przeprowadzimy dysputę.
-Ale potem mogę go sprać?- Zapytałam.
-I tak to zrobisz XD.-Mruknęła Clary.
-Rany... jak wy dobrze mnie znacie....
-Hola, hola...- Carmel zrobiła wielkie oczy.- Ciociu ty masz chłopaka?!
-Tsa... jakoś tak wyszło...



( Tia dopisałam tylko to co daje pluszaka Plush)


Cp- Rodz.9 Wspomnienia i gorące powitanie....

Per. Ametyst

Zamurowało mnie. Serio? Chłopak nie na oczu a mnie zauważy a oni mają patrzały (POZA PANEM WYSOKICH LOTÓW XD) Co za cioły... Chwila. Oni. Mnie. Zobaczyli. Już. Nie. Żyję.... Na kolanach wycofałam się wgłąb cienia. Jak to możliwe?! Serce zaczęło mi bić jak szalone. Nagłe uczucie strachu zalało mą postać. Słyszałam jak mnie nawołują do wyjścia ale ukryłam się za rogiem. Jak wyjdę to oni mnie zabiją. Aż tak naiwna nie jestem! Oparłam głowę o ścianę i głośno oddychałam. Nie ważne co zrobią nie dam się. Doczołgałam się do jakiegoś pokoju o czarnych masywnych drzwiach. Pchnęłam je, ale nie ustąpiły. Ręką chwyciłam do ręki naszyjnik z zawieszką w kształcie pół księżyca i rogiem zaczęłam wyłamywać zamek. Cichy trzask i drzwi ustąpiły. Biedny naszyjnik... sorry Nyks jeżeli chcesz hajs za to z powrotem to ci oddam. Strzeliłam sobie w głowę. To bogini! Ona może wszystko! Usłyszałam kroki i po cichu wśliznęłam się do pokoju. Ten kto przechodził tym korytarzem nawet nie zauważył mnie. Uff... przesunęłam się po ścianie i przysiadłam.

Per. Masky

To musiała być ona! Obudziła się wreszcie. Zacząłem się martwić że za dużo się nawdychała tego gazu usypiającego. Spała prawie tydzień...
-Macie ją znaleźć. Natychmiast.- Oznajmiła papcio wracając z  izolatki która odpowiadała nam za gabinet lekarski. Teleportował się do siebie zostawiając nas, Proxych samych sobie z tym problemem..
-Cud-downie j-ja z-zza nian-kę nie robię.- Mruknął Toby.
-Ona nie potrzebuje niańki!- Zaprzeczyłem.Po czym popchnąłem go na ścianę.- Ups... przypadkiem Rogers.
-Ty... -Bylibyśmy się znów pobili gdyby nie pan Mediator Hoodie który nas rozdzielił. Chłopak po chwili  poklepał mnie po ramieniu. Wbrew temu co myślą inni on jest niemy. Porozumiewa się z nami po migowemu ub w myślach jak wszyscy proxy. Ale zazwyczaj siedzi cicho. Pokazał trzy słomki.
-Dobry pomysł.- Odparłem. - Ten kto wyciągnie najkrótszą szuka dziewczyny. Co ty na to Toby?- Spojrzałem na chłopaka w goglach który wzruszył ramionami.
-Mi-i t-to wisi.- Oznajmił wzdrygając się pod wpływem jednego z ataków choroby.  Hoodie wciągnął najdłuższą co dało mu nietykalność  w owym momencie. Ku mojemu nie zadowoleniu najkrótszą słomkę wyjął Toby.
-M-miejmy to już za sobą.- Posłałem mu ostre spojrzenie z pod maski. Wątpię jednak by coś zauważył. Hoddie uznał chyba rozprawę za zakończoną bo sobie odszedł. Toby chciał iść poszukiwać dziewczyny, niepokoił mnie jednak wyraz jego twarzy. W tej chwili podjąłem decyzję. Nie ważne co będę go śledzić....

Per. Ametyst

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Była to ogromna stara biblioteka. Moje oczy aż zamigotały, uwielbiam książki! Zaciekawił mnie jednak ten kreatywny wystrój wnętrz. Okna były zasłonięte belkami drewna, panele nie były raczej pierwszej jakości. Nawet żyrandol był przestarzały. Półki też nie nowe, ale przynajmniej odkurzone i posegregowane, no... może poza jedną półką. Podeszłam do niej i odsłoniłam kurz  z plakietki. Literatura młodzieżowo-dziecięca. Co tu robi taki dział? W... tak obskurnym miejscu? Może jakieś... pięć la temu, czy nawet wcześniej było tu ładnie, ale teraz... Mozę zanim usadowiły się tu Creepypasty mieszkała tu jakaś rodzina z dzieckiem? Tak. To bardzo prawdopodobne. Głowa mnie rozbolała niesamowicie. Nagle zainteresował mnie pewien tytuł. Mitologia. Dalszy podtytuł został zamazany palcami czasu.Wyjęłam tę pozycję i nagle coś uderzyło we mnie z całą swoją mocą. Świat w koło mnie zaczął wirować. Upadłam trzymając książkę blisko siebie. Przed oczami stanęły mi mroczki, świat w koło zaczął wirować. By po chwili oblać się czernią...

Per. Z trzeciej osoby...

Do ciemnej biblioteki weszła mała dziewczynka ze swym pluszakiem. Trzymała go kurczowo przy piersi jakby od niego zależało jej życie. Mogła mieć jakieś cztery pięć lat. Fiołkowe włosy spływały delikatnie po jej ramionach. Zawsze przychodziła tu gdy nie umiała spać. Siadła pod jednym z regałów, niezdarnie zapaliła świeczkę i wyciągała jedną ze swych ukochanych lektur. Oparła główkę o o regał i zaczęła czytać. Zapewne to dziwne że dziecko tego wieku już potrafi czytać. Lecz dla niej to norma, jest inna niż wszyscy ludzie. Nietypowa. Miś leżał obok niej i kiwał się pod wpływem wiatru tak jakby chciał czytać razem z nią. Nagle świeczka zgasła i zapanowała całkowita ciemność. 
-Co się dzieje?- Zapytała dziewczyna rozglądając się na wszystkie strony, jednak ani jej wyczulony wzrok, ani węch, ani słuch nic nie wyczuł. 
-Ametyst. - Usłyszała męski głos.- Czas spać.
-Spałam! Ale się nie udało.- Dziewczynka uznała to za usprawiedliwienie i zapalając świeczkę wróciła do lektury. Jednak los nie pozwolił zakończyć tego wspomnienia.... 



 Per. Ametyst

Zaskoczona usiadłam w siadzie skrzyżnym. Co to do  jasnej cholery było?! Otwarłam rewers książki. Kurz uniósł się nad ziemię. Zdmuchnęłam go z książki, po czym kichnęłam. Przez chwilę nasłuchiwałam czy ktoś nie idzie. Cisza. Może mnie szukają? Ba, na pewno mnie szukają. I szukają również sposobu by się mnie łatwo i bez śladów pozbyć. Nagle zobaczyłam coś ciekawego na drugiej stronie tytułowej (Bo niektóre książki mają wydawnictwo na jednej i tzw 'drugą' stronę tytułową) był napis.
Czy ciemna noc, 
Czy jasny dzień,
Czy słońce świeci,
Czy burzy świt jest, 
Twoje oczka zawsze błyszczą niczym gwiazdy,
Tylko z twego powodu ten świat jest jasny.

I jeszcze jeden Dopisek.

 Dla naszej kochanej gwiazdeczki Ametyst.
Mama i Tata.


Książka wypadła mi z ręki z głuchym trzaskiem. Mama i Tata? Oczy zaszły mi łzami. Usłyszałam ciężkie kroki. Chwyciłam książkę i wcisnęłam się pomiędzy regały. Zawdzięczam to swej smukłej i wysokiej sylwetce. Zmieściłam się idealnie i w samą porę bo do pomieszczenia wszedł chłopak w żółtych goglach. Przez banandkę nie widziałam jego miny ale podejżewam że nie był zachwycony perspektywą szukania mnie.
-Wyjdź, wyjdź wi-iem że tu jeste-eś.- Usłyszałam jak się zająknął. Lekko wychyliłam głowę tak by mnie nie zobaczył, u jego pasa błysnęły dwa topory. Szybko się schowałam za rogiem.... Nie widzę tego kolorowo....





A tu coś tak na rozluźnienie XD Oni mają zimę! Ja też chcem!!!




niedziela, 21 lutego 2016

Prymitywne rysunki

 { Uwaga tutaj pojawi się coś w rodzaju spoilera... } Wybaczcie ale jak mam poprawić linie to zazwyczaj tylko poprawiam efekt rozmazanego ołówka.





Tak nie ogarniam skanera xD I tak nie tylko Carmel rysuję xD