"Czy można kochać i nienawidzić tę
samą osobę?
-Można. Ale szybko gubisz się pomiędzy "wypierdalaj",
a "błagam wróć"."
~Vinc~
Przechadzając się pomiędzy stołami i roześmianymi bachorami w pizzerii rozmawiałem ze swym przyjacielem Scottem Cawthonem. Scott jest osobnikiem o urodzie typowo Angielskiej. Czarne włosy rozpichrzone na wszystkie strony świata tak jakbym chciały odwiedzić Londyn i Japonię równocześnie. Oczy ma w odcieniu butelkowanej zieleni napigmentowanej ciemnymi plamkami. Obecnie jest odziany w mundur strażnika dziennego bo zmieniliśmy się na dzienną zmianę. Mundur składał się z czarnego zamszowego krawata i szarobiałego munduru z kieszeniami i emblematami tej cholernej placówki.
-Na imprezę przyjdzie ktoś z twoich bliższych znajomych?- Zerknął na mnie zaciekawiony tym tematem. Chyba drążył do czego zmierzam. Zazwyczaj przypomina dość rozweseloną osobę z tym swoim wariackim uśmiechem i oczami kota (co widać szczególnie jak kicha bo marszczy nos jak kot). Dziś jest jednak zamyślony. -Rodzina?- Zmarkotniał. Trudny temat czy po prostu nie chce mówić?
-Kuzynostwo... może przyjdzie.-Oznajmił zastanawiając się nad każdym słowem jakby bał się powiedzieć za dużo.
-Tylko tyle masz rodziny?-Zapytałem by upewnić się czy Scott skłamie.
-Tak.- Skłamał. Jego górna warga drgała w lekkim prawie nie widocznym tiku nerwowym oznaczającym że Cawthona próbuje mnie oszukać. Jeśli chodzi o trudną sytuację rodzinną doskonale to rozumiem, ale jeśli mój najlepszy przyjaciel nie chce o tym mówić to nie.
-Została mi jedna osoba Vincent. Nie wszyscy są trojaczkami.-Nie rozumiem do czego pił. To że jestem jednym z trojaczków nie znaczy nic nie zwykłego... Ba! Użeranie się z dwiema siostrami o bliźnaczopodobnym charakterze to katorga!
-Gdybym nie miał dwóch sióstr, z jedną z nich byś nie chodził...-Jego policzki spąsowiały.
-Vincent... Daruj sobie.- Moje usta rozszerzyły się w charakterystycznym złośliwym uśmiechu.
-A dlaczego?- Zapytałem co on zignorował. Choć... ma trochę racji. Siostry... Violet i Karina czy... może raczej Victoria i Vatress, ale obie postanowiły zmienić sobie imiona. Kari jeszcze zrozumiem bo co to za imię "Vatress", ale Viol? Nie wiem co ma do imienia Victoria. No cóż.... Kari sobie imię wymyśliła a Viol zamieniła pierwsze i drugie miejscami. Jednak to nie to powinno mnie dołować. Przecież....Te dwie siostry to jedyne bardzo bliskie memu sercu istotki. Tylko je darzę jakimś braterskim uczuciem. To wręcz irytujące jak z oddali widać że potrzebna mi dziewczyna. A mój specyficzny charakter mi w tym nie pomaga.
-To kto?-Wyrzuciłem z siebie naprędce wytrzymując jego harde spojrzenie odpowiadając swym uśmiechem głupa. Skonfundowany bazaltowo włosy patrzył na mnie zaskoczony.
-No mówię że kuzynostwo...
-Dużo mi to kurna mówi!-Wybuchnąłem. Chłopak nie wyglądał na zaskoczonego tą reakcją.
-Przecież ją dziś poznasz...
-Ją?-Złapałem go za słówko, przygryzł wargę.
-Tak. Ją.
-Poznam... ale wątpię bym polubił.-Warknąłem.-A nawet jeśli to nie wiem czy ona będzie za mną przepadać.- Istoty płci przeciwnej nie były fankami mego charakteru, pomimo iż interesował je mój wygląd. Specyficzny charakter wyrobiony przez ciężkie dzieciństwo naprawdę nie pomaga... Westchnął.
-Dobra...- Zamilkłem. Lepiej się nie wykłócać. Wieczór pokaże....
"Mądry człowiek nie opłakuje przegranej,
lecz szuka sposobu, jak wyleczyć odniesione rany"
~Szekspir

Fajne,ciekawe ^^
OdpowiedzUsuń