Violet- Rozdz.3 Napad i kurde.... gdzie patelnia?

Do wagonu wkroczył jakiś rudzielec z chustą przewiązaną na twarzy. Taki wiecie no niby chojrak. - Wyskakiwać z kasy Panie i Panowie. Wielki Ronin was napada.- Ronin? Pierwsze słyszę ale wnioskuję że jakiś narcyz. Zaczął podchodzić do innych i wydzierać z nich wszystko co wartościowe. Na szczęście Vincent nauczył mnie radzić sobie z różnymi rodzajami ludzi. - To pan wielki Ronin.-Odparłam z udawanym zachwytem.- Wiem o panu wszystko! / -Ach cieszę się że ktoś mnie podziwia.- Zaczął się puszyć.-Patrz na to.-Wyciągnął pistolet zez kieszeni.- Zarąbałem mojemu kuzynowi Rudemu i jego bandzie. -Cudowna.-Zaczęłam klaskać w ręce jak wariatka. A ludzie patrzeli na mnie jak na wariatkę.- A wogóle to mam dla pana prezent.- Chciałam wyciągnąć patelnię. Ale... Znikła... -Cóż wspaniałego masz dla takiego geniusza jak ja... -Eee... Za chwilę... -Nie cierpliwię się... Wcelował we mnie .- Wiesz że jesteś spoko więc... Nie bierz tego do siebie.- Chciałam się na niego żucić ale ktoś walnął w niego patelnią. Tym kimś.... Była Luna.