Wszystko co napotkam, niszczę niczym podmuch wiatru domek z kart...
Miejsce jednocześnie piękne jak i niebezpieczne dla nas. Niegdyś soczysta zieleń rozpościerała się dokąd mógł wzrok sięgnąć. Dźwięk śpiewu ptaków mógł cię budzić co dnia, a słońce zachodzące nad lasem wydawało się najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła kiedykolwiek istnieć.
Za to teraz prawie nikt nie ma okazji podziwiać dzikiej przyrody. Ruiny, pustkowia - to jedyne na co można napotkać po wyjściu z domu. Szara rzeczywistość już nie jest fikcją. Klory jakby wyblakłe, chmury dymu zasłaniające ognistą kulę energii - i właśnie to teraz zostało obdażone mianem świata.
Powoli podniosłam się spod owego drzewa. Wspominałam, że świat stracił kolory, tak więc logiczny jest brak liści. Powoli ból zaczynał dawać się we znaki. Powłóczyłam nogami i zaczęłam podążać ulicami.
Do domu nie wrócę... jedynym wyjściem jest chyba tylko dostanie się do obozu rebeliantów, a potem zobaczymy. Gdyby tak dostać się do strefy... czeka mnie wiele ciężkiej pracy...
W tym momencie zauważyłam niewielki znajomy mi domek. Tam została dla mnie skrzynia na czarną godzinę, a owa chyba właśnie nadeszła. Zwolniłam kroku i ukradkiem weszłam do środka.
- Daruj sobie te gierki - usłyszałam stanowczy damski głos. Samo jego brzmienie wywołało u mnie chwilowy wstrząs, lecz kiedy zrozumiałam do kogo należał...
- Ciocia Skyler? - odwróciłam się.
Przede mną stała kobieta o zielonych oczach oraz długich, falowanych rudych włosach lekko opadających na jej ramiona. Przez chwilę można było ujrzeć lekki uśmiech, lecz powoli zmienił się w grymas.
- Caroline, jak ty wyglądasz? - spojrzała mi prosto w oczy, jakby chciała z nich wyczytać największe sekrety.
- To tylko małe zadrapania... - mój wzrok powędrował ku ziemi.
- Znowu te roboty? - wyszła na chwilę z pokoju, ale wróciła z apteczką.
- Chciałabym - westchnęłam.
- Czyli Matthew?
Pokiwałam twierdząco głową. Ciocia była jedyną osobą, która mnie rozumiała. Nie miała dzieci, ani męża, za to całe życie oddała budowie i modyfikowaniu maszyn.
W pewnym momencie zaczęła wyciągać szkło z mojego ciała, które przeszył niemiłosierny ból. Po chwili ujrzałyśmy krew, spływającą z rany na nodze. Jak na zawołanie oczy ciotki przez dosłownie ułamek sekundy przeszedł czarny blask, a ja sięgnęłam do kieszeni po ostatnią tabletkę na ból głowy. Niestety często je miewam, co nie jest najprzyjemniejszą rzeczą na świecie. Połknęłam ją bez wody.
- Ciociu, pamiętasz może tą skrzynkę, co prosiłam cię, abyś ją schowała? - przystąpiła do opatrywania ran.
- Tak, chcesz ją spowrotem?
- Jeżeli mogę - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Jasne, powinna być na strychu - odsunęła się ode mnie. - Gotowe, leć.
- Dzięki.
Ruszyłam schodami na górę. Każdy by się spodziewał pokrytego pajęczynami pokoju, jednak ciotka umiała zachować porządek. Rozejrzałam się, ale po chwili spostrzegłam to, czego szukałam. Uklnękęłam przed nią i otworzyłam. W środku znajdowała się siekiera, lina, trzy i zarazem ostatnie opakowania tabletek na ból głowy wraz z zapisaną przez siebie historią rodziny. Wszystko schowałam to niewielkiego plecka, który również się znajdował w skrzyni. Zawierał on wodę i trochę żywności, abym mogła żywa dotrzeć do celu. Już chciałam zejść na dół i pożegnać się z ciocią, ale usłyszałam jak drzwi zostały otwarte. Wolnym krokiem zeszłam ze schodów i spojrzałam do jednego z pokojów... ojciec...
- Jak możesz się tak zachowywać w stosunku do swojej córki! - złapała go za ramię.
- Nie jest taka jak my!
- Tym lepiej dla niej. Ale ty nie jesteś bratem, którego znam.
- Nic mnie to nie obchodzi! Gdzie ona jest?! - chwycił ją za gardło.
- Nic ci nie powiem, wariacie - w tym momencie rzucił nią o ziemię i wyciągnął nóż.
- Tak się kończy niewierność w stosunku do mnie! - jego czarne oczy znów objawiły swoje istnienie chcące pogrążyć wszystko w kolorach szkarłatnej cieczy.
Jedyne co zdążyłam ujrzeć, to nóż, który wbił w brzuch cioci Skyler, a potem pociągnięte cięcie aż do jej szyi. Ruszyłam niczym rażona prądem w stronę wyjścia, a potem w kierunku pustkowia. Chyba nie ma już dla mnie ratunku...
Hue hue :D ktoś umarł :D zaciesz xD rozdział ogółem superowy. Czekam na nexta x3
OdpowiedzUsuńA myślisz że ja nie?
OdpowiedzUsuńJak będzie wena, to net może będzie nawet jutro, a jak nie to wstawię coś innego
OdpowiedzUsuńTam nie ma słowa "net" jak coś
UsuńE:Nie ma to jak zabić córkę w opowiadaniu xD Matthew nie ładnie cioca sie gniewa xD
OdpowiedzUsuńAle on zabił swoją siostrę bliźniaczkę, nie córkę XD
UsuńAle ty piszesz to opko nie ? ( na początku do cb mówiła)
OdpowiedzUsuńWut? Nie ogarniam XD
UsuńAaaa (ogarnęłam), że do mnie w sensie do Vanessy? (I nagle świat stał się prostszy...)
I za nowy rozdział się zabiorę pewnie dziś, a jak nie dam rady to wstawię coś innego (też opko, ale to będzie o czym innym - znaczy o fioletowych... a zresztą skumacie XD)