Dziś podręczymy Edena.. to znaczy... wprowadzimy go do historii xD
Baza wojskowa Battala w Denver
Czas oceaniczny
Per. Eden.
Alarm. Cholera! Ci debile musieli się zorientować.
-Uwaga! Wszyscy proszeni do głównego hallu w celu sprawdzenia tożsamości. Powtarzam! Wśród nas znajduje się wrogi osobnik.
Myślałem że wolniej zorientować się nie da. Cóż... fajnie się wysadzało te ich samolociki. Nie złe zabawki tu mają. To znaczy mieli... Oj moja wina nie przedstawiłem się. Nazywają mnie Day bo nikt nie zna mego prawdziwego imienia. Jestem wyrzutkiem społeczeństwa, bez rodziny i przyjaciół. No.. z tym drugim to nie do końca. Ale jeden znajomy czy dwoje nie robi różnicy.
-Tam za rogiem!- Fuck. Przywarłem do ściany przygotowując się do ucieczki, czy strzału z pokaźnego karabinu który miałem w rękach. Brązowe włosy spływały mi z szarego kaptura ukochanej bluzy w której można się zatracić i ukryć przed światem. Szkoda zę wyglądały jak rude, trzeba się przecież kamuflować nie? Typowy dzień sabotażysty, mordercy. Budzisz się. W moim wypadku wykrzykujesz imię które krąży ci przez całą noc w głowie. I szykujesz się do kolejnej zadymy.
Idą czy mam sam do nich wyjść? Cisza. Heh, jak chcą. Ostrożnie wynurzyłem się z cienia. Pusto. Droga wolna. Lepiej jednak dmuchać na zimno. Dokładnie obejrzałem ściany. Gładkie, jednak da się na nie wspiąć. Sufit dość wysoko z możliwością oparcia się na elementach konstrukcji podtrzymujących sufit. Kroki. Mało czasu. Presja. Zaśmiałem się pod nosem. To lubię. Energiczny przeskok na lewą ścianę i odbicie na drugą. Lewa noga na lewej ścianie, a prawa na prawej. Już nie daleko... Próbowałem dosięgnąć rękoma metalowej rurki podtrzymującej sufit. Ryzyk Fizyk. Bez tego nie byłoby zabawy. Podskoczyłem wysoko do góry odbijając się od ścian. Złapałem się rurki i robiąc fikołka oparłem nogi na innej rurce. Wszystkie razem tworzyły pseudo tunel z którego można spaść. W miejscu w którym przed chwilą się znajdowałem znalazło się dwoje żołnierzy.
-Sektor E czysty.- Nie rozumiem tej ich numeracji. Chwalą się że znają alfabet czy jak? Podczołgiwałem się uważając by nie spaść. Rozmyślając nad drogą ucieczki. Wentylacja odpadają. Mają maszyny które non stop penetrują stan czystości i mogli by mnie wziąć za potencjalny ,, Brud". Syp na śmieci? Nie. Kamery, chociaż... Kyl powinna je wyłączyć, lepiej nie ryzykować.... Kyle! O kurwa! Co jeśli ja złapali. Parłem na przód aż do rozwidlenia drogi. Czas wybrać. Nagle mnie olśniło. Kanały. Niby powinny być monitorowane, ale według plany który omawialiśmy z młodą nie są. Cholera przypomnij sobie plan tego kwadrantu! Jeśli skręcę na prawo powrócę do punktu wyjścia, czyli do składu z bronią palną. Innym razem bym sobie trochę ich zabawek pożyczył ale nie dzisiaj.
-Hej ty!- Usłyszałem niski głos z obcym akcentem. Jakieś około 15 kroków ode mnie stał ciemno skóry mężczyzna z wycelowaną bronią we mnie. No to chyba mamy impas. Bronie wycelowane naprzeciw siebie, jednak długo tak nie pociągnę. Wspinaczka z bronią jest trudna, a co dopiero celowanie do kogoś z tak nie korzystnej pozycji. - Ty... jesteś... Day?- Głos zaczął mu się trząść. Lubię jak się boją, mam wtedy większą satysfakcję z ucieczki.
-Tak bo co?- Zapytałem niewinnie. Jeśli przeżyje to stworzą mój fałszywy portret pamięciowy. Kolejny i bezużyteczny do kolekcji. Żołnierz zaczął się trząść.
-W... immieniu armii krajowej rozkazuję ci-i si-ię pod-dd-dać. - Był tak poddenerwowany że zaczął się jąkać. Pot spływał mu z czoła nie miłosiernie. Ey! To ja tu teraz jestem poszkodowany. Mogę zlecieć w każdej chwili.
-Wyjaśnijmy coś sobie.- Odparłem powoli.- Ja nie przyjmuję od nikogo rozkazów.- I zanim zdążył się zorientować z kieszeni zrzuciłem bobę dźwiękową. Zakryłem uszy podręcznymi słuchawkami i patrzałem jak pod wpływem kulminacji dźwięku wrogi osobnik pada powoli na podłogę i wije się w konwulsjach przyciskając ręce do poranionych dźwiękiem uszu. Z lewego popłynęła stróżka czerwonej cieczy.
-To dlatego nigdy nie chciałem wstąpić do armii... Zbyt duże prawdopodobieństwo ... zdobycia nowych ran.- Zaśmiałem się złowieszczo z własnego żartu. Mężczyzna jedną ręką próbował sięgnąć pistoletu. A drugą nowoczesnego Walkie Talkie. Zeskoczyłem z sufitu i jedną stopą zgniotłem radio na miazgę a drugą kopnąłem broń na bezpieczną odległość. - Oj nie ładnie... A ja tu się zastanawiam czy cię oszczędzić czy nie... Nie ułatwiasz pozytywnego rozwiązania. - Szok że jeszcze nikt nie przyszedł. Zastanawiałem się czy nie zaserwować mu kulki w łeb. Ale...
-Nawet nie wiesz jakie masz szczęście że się spieszę...- Wybiegłem krętym korytarzem w prawo i w lewo... Masakra. Czy baza wojskowa nie powinna być bardziej strzeżona? Chociaż... mieli się zebrać w jakiejś sali. Może mają tak durnego komendanta czy kogoś tam że liczyć nie umie i będą tam siedzieć do śmierci... Heh pomarzyć se można... Biegłem na przód, jeśli ktoś stanie mi na drodze to kulka w łeb i po krzyku... Ale nikogo nie polecam jady linią ,,ścieki". Gdy wyszedłem an zewnątrz znów usłyszałem swój jakże ukochany sygnał alarmowy. Serio? Teraz, łał. Refleks. Teraz biegłem ile sił w nogach. Pewnie myśleli że będę startował w maratonie bo strasz mnie mnie dopingowali poganiając, czytaj. Strzelając i kulami pod nogi. Kiedyś im na pewno podziękuję. Oj słono. Podziękuję. Niedaleko słał pokaźnej wielkości kamień, w biegłem za niego i...
-Ku..ra... Day!!!-Jedną nogą przypierałem pewną brunetkę do podłoża celując w jej łeb. Ona odpowiadała mi tym samym.
Puściłem ją.
-Kyl. To tylko ty.
-Nie kurwa szpicel!!!- Warknęła mierząc mnie z pod przymrużonych powiek.- Mam posprzątać po tobie jak zwykle czy nie?- Westchnąłem. Cała Kyle. Ostra nie tylko w gębie.
-Rób swoje.- Snajperka oparła się o kamień i z precyzją profesjonalnej snajperki wystrzeliwała ścigających mnie żołnierzy jak kaczki.
-GIŃCIE SZMATY!!!!- I się zagalopowała...
-Emm... Kyle...- Klepnąłem ja w ramię gdy przecinała nabojami powietrze.- Już nikogo nie ma.- Dziewczyna mruknęła coś pod nosem.
-Psujesz zabawę....- Kyle pochodzi tam skąd ja. Z laboratorium. Jest sierotą. Jej rodzice byli biedni, i mieli liczną rodzinę. Kyl jako najstarsze dziecko była zdolna poradzić sobie na ulicy więc ją wyrzucili. Jakoś nie rozpacza. Wszystko co jej ojciec zarobił przepijał, a matka? Typowa Suka. Jej o rok młodszą siostrę sprzedała za pieniądze. Młodsze dzieci wykorzystuje jako służbę. Ja i Kyl podrzucamy jej młodszym braciom jedzenie i tylko dlatego nie chodzą głodni. Brunetka zarzuciła swe włosy w tył.
-Zamyśliłeś się Day.
-Masz to?- Wyrwało mi się. Pokiwała twierdząco i podała mi dwie teczki. Bordową i zieloną. Bordowa była większa a na niej pisało złotymi zgłoskami.
Eden Altan Nightide.
Na drugiej.
Kyle Rea Johnson.
No tak... przynajmniej tyle się dało. To jest kartoteka badań prowadzonych na nas od dziecka. Odkąd skończyłem 4 lata byłem obiektem badań stworzeń ponadprzeciętnie inteligentnych. Nie rozkrajali nas jak niektórzy jak sobie to wyobrażają. Sprawdzali czemu mamy tak zaawansowany poziom umiejętności bez ćwiczeń. Aż do feralnej 10... trzymali mnie na oddziale zamkniętym. Lecz w dniu moich 10 urodzin wywieźli mnie na salę operacyjną. Postanowili mnie.... udoskonalić. Lecz coś im nie wyszło. Uciekłem dosłownie ze strzykawką w oku. Od tamtego dnia mam pamiątkę. Moje lewe oko jest szkliste i białe. Na szczęście nie uszkodzili mi nerwów i na nie widzę. Kyl miała gorzej. Uwolniłem ją w wieku 12 lat. Również prowadzili na niej badania. Straciła rękę i nogę, zastąpili je sztucznymi. Metalowymi konstrukcjami, ponad to jej słuch jest... poniekąd inny niż wszystkich. Chcieli zrobić z niej nad człowieka i wszczepili jej jedno oko wilka a drugie sokoła. Niestety... ma problemy z bólami głowy. Kiedy ją ratowałem była po operacji. Pozmieniali coś w jej mózgu i ma.. zwierzęce zmysły. To brzmi jak jakieś Paranormal Activity, ale.... cóż... takie życie. Witaj w Denver! Tu możesz spokojnie umrzeć z czego dusza zabraknie! A jeśli przeżyjesz to znaczy że jesteś inny i można tobie przeprowadzić z trylion eksperymentów.
-Wszystkie?- Przeglądałem dokumenty.
-Tylko tyle znalazłam, prawie mnie złapali. Ale się trochę pobawiłam.- Uniosła broń. Teraz już wiem czemu wznieśli alarm.
-Oj młoda ty się nigdy nie nauczysz...- Zmierzwiłem brunetkę po jej lokach.- Wracamy do lokum..- Miałem na myśli miejsce w którym obecnie się lokujemy.
-Nie sądzę.- Pokręciła głową.- Wyburzają ten opuszczony szpital.- Fuck.
-To gdzie nocu....- Jej oczy zalśniły.- Nawet o tym nie myśl....
-CO ci szkodzi? Las to nie takie złe miejsce....
-Niech ci będzie.... - I zwinęliśmy się do lasu. Coś czuję że to przeznaczenie bym się tam znalazł...
I co myślicie o tej drugiej osobie z naszej niefortunnej parki? I co go czeka? Heh... czy może raczej... kogo spotka? Uwierzcie mi. Nie obstawiajcie od razu że wiecie wszystko hehehe....



Ryzyk fizyk xD bo bez ryzyka nie ma fizyka! Nie...chyba coś pokręciłam...a kij z tym xD nie chce mi się myśleć kogo spotka xD o...kapral xD no chyba że tak kompletnie z szafy spotka Levi'ego xD
OdpowiedzUsuńEeee... What? Nie ważne... Nie domyślisz się... Nie przegrzewaj móżdzku xD
UsuńWiem jestem głupia ale co to czas oceaniczny ?!
OdpowiedzUsuńTo czas po drugiej stronie oceanu...-,- Lulu... A ty masz ferie czy już po ?
OdpowiedzUsuńDzisiaj się zaczęły \^o^/
OdpowiedzUsuńWiem xD dlatego.... Dodam rozdziała o Clary i Laurel... I jeszcze cuś jak zdąże...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiesz w ogóle, kto to Levi? XD
OdpowiedzUsuńCiekawe co to te cuś będzie...
OdpowiedzUsuńSie sind das Essen und wir sind die Jäger!
OdpowiedzUsuńXD
Tylko wtajemniczeni wiedzą o ci cho...
*co
UsuńCzyli nie ja xD Natti... Czy gdybym wiedziała to bym napisała "What?"
OdpowiedzUsuńNie wiem XD
OdpowiedzUsuń*Strzela Facepalma*
OdpowiedzUsuńA... Ma ktoś pomysł na zmiane linka do bloga?
OdpowiedzUsuńPomocy?
OdpowiedzUsuńCo się stało z moim zdjęciem !!!
OdpowiedzUsuńEj ja też to widzę XD Dziwne
UsuńNo zwaliło się coś xD
UsuńJuż mam nowe fiuu '^^
OdpowiedzUsuńŚliczne ^-^ A moje się rusza...
UsuńWidzę heh... obok mnie leży igła *Śmieje się*
OdpowiedzUsuńHeh w tej puszcze ( kostiumie ) w którym jestem nie zagrażają mi igły ^-^
Usuń