poniedziałek, 30 listopada 2015

Nieczysta - II - Nie trać wiary... chyba...

Wszystko co napotkam, niszczę niczym podmuch wiatru domek z kart...


Po dłuższym biegu zatrzymałam się. Nerwowym wzrokiem objęłam najbliższą okolicę - na szczęście nie ma go. Już spokojniejsza usiadłam pod drzewem, o które uprzednio się podpierałam.
Miejsce jednocześnie piękne jak i niebezpieczne dla nas. Niegdyś soczysta zieleń rozpościerała się dokąd mógł wzrok sięgnąć. Dźwięk śpiewu ptaków mógł cię budzić co dnia, a słońce zachodzące nad lasem wydawało się najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła kiedykolwiek istnieć.
Za to teraz prawie nikt nie ma okazji podziwiać dzikiej przyrody. Ruiny, pustkowia - to jedyne na co można napotkać po wyjściu z domu. Szara rzeczywistość już nie jest fikcją. Klory jakby wyblakłe, chmury dymu zasłaniające ognistą kulę energii - i właśnie to teraz zostało obdażone mianem świata.
Powoli podniosłam się spod owego drzewa. Wspominałam, że świat stracił kolory, tak więc logiczny jest brak liści. Powoli ból zaczynał dawać się we znaki. Powłóczyłam nogami i zaczęłam podążać ulicami.
Do domu nie wrócę... jedynym wyjściem jest chyba tylko dostanie się do obozu rebeliantów, a potem zobaczymy. Gdyby tak dostać się do strefy... czeka mnie wiele ciężkiej pracy...
W tym momencie zauważyłam niewielki znajomy mi domek. Tam została dla mnie skrzynia na czarną godzinę, a owa chyba właśnie nadeszła. Zwolniłam kroku i ukradkiem weszłam do środka.
- Daruj sobie te gierki - usłyszałam stanowczy damski głos. Samo jego brzmienie wywołało u mnie chwilowy wstrząs, lecz kiedy zrozumiałam do kogo należał...
- Ciocia Skyler? - odwróciłam się.
Przede mną stała kobieta o zielonych oczach oraz długich, falowanych rudych włosach lekko opadających na jej ramiona. Przez chwilę można było ujrzeć lekki uśmiech, lecz powoli zmienił się w grymas.
- Caroline, jak ty wyglądasz? - spojrzała mi prosto w oczy, jakby chciała z nich wyczytać największe sekrety.
- To tylko małe zadrapania... - mój wzrok powędrował ku ziemi.
- Znowu te roboty? - wyszła na chwilę z pokoju, ale wróciła z apteczką.
- Chciałabym - westchnęłam.
- Czyli Matthew?
Pokiwałam twierdząco głową. Ciocia była jedyną osobą, która mnie rozumiała. Nie miała dzieci, ani męża, za to całe życie oddała budowie i modyfikowaniu maszyn.
W pewnym momencie zaczęła wyciągać szkło z mojego ciała, które przeszył niemiłosierny ból. Po chwili ujrzałyśmy krew, spływającą z rany na nodze. Jak na zawołanie oczy ciotki przez dosłownie ułamek sekundy przeszedł czarny blask, a ja sięgnęłam do kieszeni po ostatnią tabletkę na ból głowy. Niestety często je miewam, co nie jest najprzyjemniejszą rzeczą na świecie. Połknęłam ją bez wody.
- Ciociu, pamiętasz może tą skrzynkę, co prosiłam cię, abyś ją schowała? - przystąpiła do opatrywania ran.
- Tak, chcesz ją spowrotem?
- Jeżeli mogę - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Jasne, powinna być na strychu - odsunęła się ode mnie. - Gotowe, leć.
- Dzięki.
Ruszyłam schodami na górę. Każdy by się spodziewał pokrytego pajęczynami pokoju, jednak ciotka umiała zachować porządek. Rozejrzałam się, ale po chwili spostrzegłam to, czego szukałam. Uklnękęłam przed nią i otworzyłam. W środku znajdowała się siekiera, lina, trzy i zarazem ostatnie opakowania tabletek na ból głowy wraz z zapisaną przez siebie historią rodziny. Wszystko schowałam to niewielkiego plecka, który również się znajdował w skrzyni. Zawierał on wodę i trochę żywności, abym mogła żywa dotrzeć do celu. Już chciałam zejść na dół i pożegnać się z ciocią, ale usłyszałam jak drzwi zostały otwarte. Wolnym krokiem zeszłam ze schodów i spojrzałam do jednego z pokojów... ojciec...
- Jak możesz się tak zachowywać w stosunku do swojej córki! - złapała go za ramię.
- Nie jest taka jak my!
- Tym lepiej dla niej. Ale ty nie jesteś bratem, którego znam.
- Nic mnie to nie obchodzi! Gdzie ona jest?! - chwycił ją za gardło.
- Nic ci nie powiem, wariacie - w tym momencie rzucił nią o ziemię i wyciągnął nóż.
- Tak się kończy niewierność w stosunku do mnie! - jego czarne oczy znów objawiły swoje istnienie chcące pogrążyć wszystko w kolorach szkarłatnej cieczy.
Jedyne co zdążyłam ujrzeć, to nóż, który wbił w brzuch cioci Skyler, a potem pociągnięte cięcie aż do jej szyi. Ruszyłam niczym rażona prądem w stronę wyjścia, a potem w kierunku pustkowia. Chyba nie ma już dla mnie ratunku...

niedziela, 29 listopada 2015

Nieczysta - I - Początek

Wcale to nie jest dziwne, że tu jestem... wcale...


- Caroline, to tylko ja. Wyjdź z ukrycia - słyszałam jego spokojny, lecz nietypowy spokój w głosie, po czym tłumiony szaleńczy śmiech. - To tylko ja, twój kochany tatuś.
Na to jeszcze bardziej spróbowałam się wycofać, lecz ponownie napotkałam ścianę.
Teraz wszyscy zadają sobie to samo pytanie: "O co chodzi?". O głupi eksperyment naukowy sprzed wielu lat, który zmienia ludzi w potwory bez serca. Nienawidzę za to swojej rodziny. Teraz, mój własny ojciec chce mi zrobić krzywdę. Rzadko zdążają mu się takie "ataki", ale jednak. Boję się chodzić po domu bez broni, bo w każdej chwili mogę ujrzeć jego czarne bezduszne oczy przeszywające moją duszę, jakby chciały z niej wydrzeć resztki człowieczeństwa.
Oprócz dziwnej rodziny i wielu blizn, raczej się nie różnię się od reszty nastolatek spoza strefy. Długie brązowe włosy oraz jaskrawozielone oczy patrzące z nadzieją na świat dążący ku zagładzie. Jeżeli chodzi o tak zwane strefy, to są to najpiękniejsze, jak i najspokojniejsze miejsca na naszej planecie. Największa z nich znajduję się na terenach dawnej Wielkiej Brytanii. Dlaczego dawniej? Teraz już nie ma państw, jest jedno wielkie "państwo", które żądzi losami naszego świata. Poza strefą jest rozpętane istne piekło. Ciągłe walki między rebeliantami, a robotami władzy. Jedynym celem jest walka albo dotarcie do "raju", który toczy z nami wojny. Coraz więcej z nas chce przetrwać tą długą i jakże straszną podróż, która w większości przypadków kończy się śmiercią.
Jak wcześniej wspominałam, chodzę z bronią, ale nie tylko z powodu mojego ojca. Spotkanie robota bez żadnej rzeczy do obrony, to jak podpisanie wyroku. Z tego powodu zawsze noszę cztery sztylety przy sobie, ponieważ nie posiadam broni palnej, ani żadnej innej. Zniszczenie ich nie jest znowu najprostszą rzeczą na świecie, ale jednak przy trudzie włożonym w to, można wszystko.
- Kochanie, nie ukrywaj się - wstrzymałam oddech.
W pewnym momencie drzwi wyleciały z zawiasów. Zerknęłam na okno. Przy odrobinie szczęścia uda mi się uciec.
- Tutaj jesteś - uśmiechnął się w nietypowy sposób i wyciągnął swój nóż.
- Zostaw mnie - ledwo wydusiłam z siebie, a ręce schowałam za plecami, aby móc sięgnąć sztylety w razie wypadku.
- Jestem tylko twoim tatą - ruszył w moim kierunku.
- Psycholem - powiedziałam do siebie.
- Kim? - wyczułam jak jego złość wzrosła.
- Nic nie mówiłam...
- Słyszałem! - zamachnął się nożem w kierunku mojej klatki piersiowej.
W ostatnim momencie zatrzymałam jego cios moimi sztyletami. Przez chwilę,  która trwała prawie wiecznie straciłam równowagę i upadłam na ziemię. On tylko się zaśmiał i pochylił nade mną.
- I co teraz, księżniczko?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Sztylety dalej były w moich dłoniach, a okno osiągalnym wyjściem z opresji.
- To twój koniec - ponownie zamachnął się nożem, lecz tym razem już w kierunku mojego gardła.
Udało mi się szybko uniknąć uderzenia i pozbierać z ziemi. Przeskoczyłam przez okno jednocześnie tłukąc szybę na drobny mak. Po upadku znowu musiałam błyskawicznie wstać i uciekać. Przestałam zwracać uwagę na ból, teraz liczyło się dla mnie tylko jedno - przetrwanie.


Rozdz. 13 Zakład?! + Nowy stróż...

DWA DNI WCZEŚNIEJ....
Per.Fritz

Lekko spóźniony biegłem na miejsce spotkania. Oczywiście nie zmienne. Las. Czekała tam, jak zwykle przewracając nóż między palcami, fioletowy warkocz spływał jej po boku. Mam nadzieję że nie będzie się na mnie wściekać za spóźnienie.
- A ty co tak późno? - nie patrzyła ani na mnie, ani na nóż.
-Emmm.... korki?- Skłamałem z nie małą nadzieją że w to uwierzy XD
- Ta jasne, może jeszcze po drodze zgubiłeś okulary? - odparła oschle.
-eee... może?
- Tak, tak, jeszcze coś?
- Wątpię, ale jeśli mam jeszcze dziś biegać to chyba zostawiłem włączone żelazko w domu XD
- Koniec tych bajeczek. A teraz... zgadnij - wystartowała szybko między drzewa.
-No chyba nie...- I chcąc nie chcąc powłóczyłem nogami w miejscu po czym puściłem się pędem za nią. No dobra kondycję może mam dobrą ale do niej jeszcze mi daleko. Zostałem daleko w tyle podczas gdy ona mijała kolejne drzewo.
W pewnym momencie zniknęła mi z oczu. Nie wierzę!Gdzie ona... zatrzymałem się i zacząłem przeczesywać teren wzrokiem. Gdzie ona jest! Nie mogła tak wyparować... chyba? Postanowiłem zdać się na instynkt i pobiegłem w prost przed siebie.
Co poskutkowało tym że nadal nie miałem jej na widnokręgu.W pewnym momencie się wywaliłem. Jak?!
- Za dużo czasu mi dajesz na rozstawienie żyłki - zaczęła się śmiać. Nie mogąc uwierzyć w swoją ciotowatość uderzyłem pięścią w drogę. Kurz lekko uniósł się nad ziemię. Tak łatwo dać się podejść! A co ja Jeremy XD
-Dobra wygrałaś.- Warknąłem podnosząc się z ziemi.
- Tak jak zawsze - zachichotała.
-Może pomożesz wstać takiej łamadze jak ja?- próbowałem ją wziąć na litość.
- Trochę samodzielności - skrzyżowała ręce i zaczęła mi się bacznie przyglądać.Westchnąłem i sam podniosłem się z ziemi. Zdarłem se kolano ale co ją to, zresztą... co mnie nie zabije to mnie wzmocni.
-Miła jak zwykle.- Mruknąłem.
- A czego się spodziewałeś? Do tego chyba Ci to pasuje, jeżeli nie zrezygnowałeś po pierwszym wyjściu.
-Heh taki twój urok.- Oznajmiłem. Stróżka krwi zaczęła mi cieknąć z rany na kolanie, szczypało jak diabli. Zauważyła to.
- Oho, ktoś się zranił - jej oczy na moment zrobiły się czarne, a na jej twarzy zawitał uśmiech.
-Jak widać na załączonym obrazku.-Mruknąłem.- Masz chusteczki?- Zapytałem nie zwracając uwagi na czarny błysk w jej oczach. Widuję go tak często że zdążyłem się przyzwyczaić.
- Nie, myślałam, że aż tak to spieprzysz.
-Dzięki.- Prychnąłem
- Proszę - ukłoniła się i zaśmiała.
-Humorek dopisuje...-Podniosłem kąciki ust w uśmiechu. Nie zważając na jej towarzystwo zerwałem fragment sportowej koszuli którą miałem na sobie i obwiązałem kolano.- Się było w gorszych sytuacjach...
- Niby jakich?
-Nie ważne...
- Zacząłeś temat, to go dokończ.
-Ehh.. na nocnych zmianach w pizzerii. To dopiero jest horror. Zapytaj brata jak nie wierzysz.- Uznałem ten temat za zakończony, ale na chyba była innego zdania...
- W tej pizzerii? I już wszystko jasne dlaczego moje całe rodzeństwo uwielbia tam spędzać nocki.
-Ha ha zabawne. Zapewniam cię że nie przeżyłabyś tam nawet tygodnia.- Odparłem pewny siebie.
Zbyła mnie tym swoim chamskim uśmiechem.
- Jesteś tego pewny?
-Absolutnie pewny.
- Hmmm... chcesz się założyć?-Po chwili zrozumiałem co zamierza.
-Zgoda.- Wyciągnąłem dłoń na uścisk. Ścisnęła mi ręka tak, aż mi strzyknęło.
- Masz marne szanse.
-Zobaczymy..
-O to też chcesz się założyć?- Zapytała.
-Nie koniecznie.
- Uznajemy nasz wypad za zakończony?
-Oczywiście.- Po chwili dodałem.- Odprowadzić cię do domu czy sam trafisz?
- Bardziej bym się bała o to że się znowu wywalisz.- Wzruszyłem ramionami i razem wyszliśmy z lasu.

Czas obecny
Per. Van

Heh to łatwizna. Rudy nie wie w co się wpakował. Wygram ten zakład na 100% (pewność siebie lvl. hard XD). Pewnie wkroczyłam do tej pizzerii. Towarzyszył mi późny jesienny chłód. Ludzie mijali mnie obojętnie, no może małą sensację wywołały moje włosy. Natomiast te paskudne, małe, wrzeszczące bachory latały tam i z powrotem. Mam ochotę wyjąć mój nóż i wyświadczyć im przysługę. W oddali zobaczyłam Rudego który mi machał z daleka. Pewny siebie jest jakoś, tylko się uśmiechnęłam pod nosem i podeszłam do biura właściciela pizzerii - oczywiście bez zbędnych cerygieli takich jak pukanie weszłam do biura.
-Dobry - mruknęłam. Facet tylko zerknął na mnie przelotnie i skierował na mnie swoje zaskoczone, małe, świńskie oczka. Nienawidzę takich ludzi. Twierdzą że mogą wszystko, bo mają ogromne korporacje, że są panami świata, a gdyby ich wystawić na pole walki to by uciekali w popłochu. W naszej rodzince taki by się nie uchował.
- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Praca na nocnej zmianie - rzuciłam chłodno.
- Obecnie nie mam żadnych wolnych miejsc -oznajmił i uznając temat za zakończony wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
- Jakoś twierdzę inaczej... - oznajmiłam siadając na krześle, ale ten jedynie mnie zignorował patrząc w swojego laptopa. Hah, zabawny jest. Chciałam miło, no ale może jak mu wirus prawie zeżre folder z pornolami to zapewne zmieni zdanie. Ukradkiem wyjęłam telefon i włączyłam konsolkę, którą ustawiłam na przesłanie wirusa na jego kompa. Zawsze trzeba mieć jakiś plan B, nie? Szybko schowałam telefon i czekałam na rozwój wydarzeń.
- Pani może już wy... - usłyszałam jego przerwany głos, a jego oczy ze zdziwieniem patrzyły w komputer. Jednak się opłacało poświęcić w domu trochę czasu na przegonienie Scotta pod względem takich rzeczy. Facet natomiast uporczywie stukał w klawiaturę.
- Coś się stało? - rzuciłam mu wymowne spojrzenie.
- Ehh... wirus...
- Mogę zobaczyć? - facet niechętnie dał mi laptopa. Położyłam nogi na jego biurku i zaczęłam usuwać moje cudeńko.
Po 5 minutach wszystko było gotowe, a on patrzył na mnie z podziwem.
- To może wrócimy do naszej rozmowy? - przerwałam ciszę.
- Ehh... przykro mi, ale to nie zmienia faktu, że nie ma miejsc...
- Jest pan pewny? - przez chwilę moje oczy zrobiły się czarne. On jedynie przełknął ślinę. Chyba już wie, kim jestem XD.
- Jednak jest ostatnie miejsce... - zaśmiał się nerwowo.
- Dziękuję, dalej już sobie sama poradzę - uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z biura, a następnie podeszłam do Fritz.
- No widzisz, jednak mi się udało, ale...
- Co ale? - patrzył na mnie zdziwiony.
- No ale ktoś musiał zrobić dla mnie miejsce, nie? - zaśmiałam się.
- Zwolnił mnie?!
- Żartuję, umiem sobie sama poradzić - dałam mu pstryczka w jego okulary.



Informuję! Że per. Vanessy pisała..... Venus! Nowa użytkowniczka bloga!!! Więc tak:
per Van.- Van (Venus)
per.Fritz-ja XD

Cienie przyszłości PROLOG

Białe ściany szpitala jarzyły w oczy swą bielą. Blondyn o fiołkowych oczach niespokojnie wędrował od ściany do ściany. Strasznie się przy tym spinając. Nie daleko o próg drzwi opierał fioletowo włosy chłopak o fiołkowych oczach. Włosy miał związane w kitkę swobodnie opadająca na koszulę. Obok niego dziewczyna o takiej samej twarzy i oczach. Długie włosy miała spięte w warkocz. Widać że bliźniaki. Podrzucała nóż w dłoni. Obok nich jeszcze jedna fioletowa, widać że młodsza, ręce miała ułożone w geście zniecierpliwiona. Pół długie fioletowe włosy spadały na plecy lekkimi falami. Fioletowo włosy podszedł do blondyna.
-Kevin wszystko będzie dobrze zobaczysz...- Nagle drzwi do oddziału stanęły otworem. Wyszedł stamtąd zadowolony lekarz.
Ekipa otoczyła go pół okręgiem.
-Państwo są rodziną pacjentki?- Zapytał speszony.
Swobodnie pokiwali głowami. Lekarz chciał coś powiedzieć ale blondyn go uprzedził.
-Co z Violet?- Lekarz podniósł na niego swój wzrok.
-A pan to kto? Nie wygląda pan na członka tej rodziny.- Lekarz ten miał pewną wadę. Uwielbiał plotki i zawsze mieszał się w nie swoje sprawy.
-Jestem jej partnerem.- Odparł głucho.
-A jakiś problem?- Zapytał fioletowo włosy. Vincent był już znudzony całą tą maskaradą.
-Skądże znowu!-Zaczął się plątać lekarz. Po czym znów zwrócił do blondyna.- Gratuluje! Został pan ojcem!- Lekarz uśmiechnął się promiennie, to jego specialistyka i jest zadowolony z wykonanej pracy.
-Można już odwiedzać ją?- Zapytała Kate, bardzo chciała zobaczyć bliźniaczkę.
-Oczywiście.- Lekarz uznał że to wszystko i odszedł.Sala w której leżała Violet była tak samo biała i nudna tyle że było tam wiele sprzętów medycznych. Jedna z pielęgniarek właśnie wywoziła igły, i Kate z Vincem chowali się za Van. Vi leżała na łóżku szpitalnym i trzymała w rękach dwa zawiniątka. W Kevina wstąpiła jakby nowa siła i szybko znalazł się obok niej. Po chwili dołączyli inni. Fioletowo włosa trzymała w rękach chłopca i dziewczynkę podobnych do siebie jak dwie krople wody.
-Bliźniaki...-Szepnęła.- No kto by pomyślał nie?- Zapytała głośniej.
-Podobni do ciebie.- Oznajmiła Kate.
-Jak ich nazwiesz?- Zapytała Van.
-Nie mam bladego pojęcia. Proponujesz coś?- Zwróciła się do Kevina.
-Może... coś na V? Jak u was?- Zapytał.
-Nie...Trzy osoby na V już wystarczą.- Mruknął Vincent.
-Będą dla niego łatwo rozpoznawalni... A chcesz chyba żeby one miały dzieciństwo, nie tak jak my...- Urwała Kate.
-Zawsze mi się podobało imię Verenica. No trudno...- Odparła Violet patrząc w małe, ledwo otwierające się fiołkowe oczka dzieci.
-Możesz jej tak dać na drugie....- Oznajmiła Van. Zerkała na zegarek wcaaaale się nie spiesząc XD.
- Może Cassidy ? Albo Hope?- Zapytała.
-Pamiętaj że masz jeszcze drugie dziecko...- Mruknął Vinc.
-No nie gadaj...- Warknęła dziewczyna.
-A co myślisz o Atenie? To dowodziło by o jej inteligencji.- Odparł Kevin.
- No pewnie! Jeszcze tu mitologię wplątujmy...- Krzyknęła Van.
-Skoro mamy Carmel to czemu nie Cappucino?- Wszyscy strzelili facepalma.
-Może być Atena.- Oznajmiła spokojnie.- A co do chłopca?
-Raczej nie imię po dziadku...- Warknęła Van a jej oczy stały się na moment czarne. Vinc szturchnął ją w ramie.
-Van nie tutaj opanuj się.- Powiedział jej na ucho.
-Rick? Jace? Jazon?- Zapytał Kevin.
-No z tym ostatnim to zaszalałeś...- Odparła Kate przeglądając się wpatrzonym w nią maluchom z bliska.- Takie małe, a takie uprzykrzające życie.
-Kate!
-No co? Drą się po nocach jak wściekłe!- Tłumaczyła się.
-A może.... Aiden?- Zapytała Violet.
-Jak Ten z gry Beond?- Zapytała Kate, po chwili znów wszyscy strzelili facepalma.- No co? Co znowu powiedziałam...
-Może być.- Kevin nie widział w tym problemu.
-A zatem... Atena Cassidy Hope i Aiden Rihard Jackob.- Zostało ustalone.
-Nigdy ich nie znajdzie... nigdy się nie dowie...- Odparła Violet jak w transie.
-Pomożemy ci ich bronić... przed naszym ojcem.- Zakończył Vincent....

Informacja...

Uwaga! Jako że niektórzy nie wiedzą ile mam tych opowiadań to uściślę XD
1) Hp czyli druga wiodąca pozycja na tym blogu.
2) Wybrana FNAF czyli pierwsza jak wyżej.
3) Dyskotek czyli opko (do 10 postów.) na tym się zakończy...
4) zupełnie nowe! Tak jakby o FNAFIE bardziej... o przyszłości. (prawdopodobnie!!!)

nio i to tyle....


niech (noc) będzie z wami....

rozmowa! Dość.... nietypowa XD

Vinc-Tu Vincent
K-I Kevin.
Vinc-Taaa... i ty.
K- Jako że Violet nie ma w domu możemy z wami porozmawiać...
Vinc- O zachowaniu Violet.
K-Możesz mi nie przerywać?
Vinc- Nie.
K- Urządziła sobie wczoraj i dzisiaj maraton filmowy...
Vinc-I ubzdurała sobie że do opka z Hp doda fnafa XD.
K- Albo zrobi opko o Avengers.
Vinc- I jeszcze rozgryzała film ant-man. Gdzie główny bohater miał na imię Scott.
K- Błagam niech ktoś ją trzepnie. *ktoś wchodzi do domu*
Vi- Wróciłam!
Vinc i K- Co tak wcześnie.... *Vi wchodzi do pokoju*
Vi- Czy to mój komputer i mój blog??!
Vinc- Nie......
K- Dlaczego tak sądzisz?
Vinc- To ty masz bloga?
Vi-Pisałeś już na nim -,-
Vinc- A no faktycznie!!!
*Oczy VI stały się czarne*
E- Co wy tu knujecie co?
Vinc- Eeeee... nic.
K- Jesteśmy grzeczni. *jej oczy stały się znów fioletowe*
Vi- Mam dość. Przez całą noc pewien głos *hmh Eris hmh* marudził mi i się wyspać nie dał.
K- Ehh... te wasze problemy...
Vinc- Życie XD.
Vi- Dobra... a teraz spierniczać mi z kompa!!! Raz, raz! *poszli XD* Co oni tu... ehh... a zresztą XD co mnie to...

HP Rozdz.4 Nie przydzielona.....

Kiedy wstałam zewsząd było słychać różne słowa.
-To córka Pottera....
-Pewnie jest bardzo mocna....
-Czy też ma taką bliznę po ojcu?- Niestarannie zakryłam dziedziczną już niestety bliznę. Podeszłam do wielkiego czerepu mrucząc miejmy to już za sobą... Pani McGonagall nałożyła mi ją na głowę. Ludzie z czterech stołów jak i z nauczycielskiego piedestału patrzyli na mnie jak na ciekawy okaz w zoo. Czapka nareszcie postanowiła zabrać głos.
-A! Kolejny Potter! Znów to samo, gdzie by tu cię... Widzę że skrzyżowanie dwóch rodów!- PRZECIĄGAŁ ROZMOWĘ!!!.-I bardzo oryginalne imię, to połączenie imienia mugolki i najrzadszego kwiatu świata! Ciekawa kombinacja.- Znudzona jego wywodem jak i inni mruknęłam nie zadowolona.
-Do rzeczy....- Dyrektorka spojrzała na rękę tak jakby miała tam jedno z mugolskich urządzeń, zegarek.
-Rzecz w tym że ty jesteś...- Tiara jakby się zacięła w połowie i zaczęła powtarzać jak zaczarowana.- Huffelpuff.-Wiwaty lecz na tym nie koniec.- Ravencraft, Slitheryn i Gryf..Gryffindor....- I tak jakby ktoś włączył guzik Off przestałą się odzywać i zamarła. Szybkim ruchem zdjęłam ją z głowy i zrzuciłam na krzesło odskakując. Moja dłoń wędrowała w stronę miejsca gdzie powinien leżeć kołczan strzał ale zapomniałam że go nie mam. Nauczyciel zaczęli wariować szemrając między sobą uczniowie jak zaczarowani spoglądali to na mnie to na tiarę. Nagle eter przecięło ostre...
-Cisza!- ludzie się uspokoili jak zaczarowani była to czarnowłosa, kobieta wysoka o smukłej talii i idealnej figurze. We włosach lśniły jej fioletowe pasemka. Dyrektor zabrała głos.
- Dziękuję panno Dark. Skoro już pani zabrała głos o może pani nam powie co się dzieje? Pani specjalizacją są tego rodzaju magiczne sprawki. - Dodała tak jakby ufała tej kobiecie. Mina drugiej kobiety natomiast mówiła nie przy uczniach...
-A... co ze mną?-Zapytałam przerywając ich wzrokowe wiadomości.
-Zostaniesz tymczasowo przydzielona do... Gryfindoru.- Oznajmiła swobodnie. Serce mi zabiło... do gdzie?! Ja chcę do Huffelpuff!
-A czemu do gryfindoru!- Zawołała Sakura z Ravencrafft.
-Właśnie! Skąd mamy wiedzieć że my też nie zostaliśmy źle przydzieleni?- Zawołała Lexy.
-Dobrze. Wy trzy zostajecie oddelegowane do Grydffindoru.- Oznajmiła McGonagall. A my równocześnie krzykłyśmt.
-Co???!- Nie wierzę...
-Ale... dlaczego?- Zapytała Sakura.
-NO WŁAŚNIE?! A MÓJ BRAT BLIŹNIAK?!-Wiem dziwnie to brzmi ale oni nigdy się nie rozstają...
-Ponieważ wasi rodzice tam uczęszczali a teraz proszę o opuszczenie sali i zostanie w swoich dormitoriach!!!- Chcąc czy nie poszłyśmy za grupą....

sobota, 28 listopada 2015

Nieczysta - Prolog

Oto prolog do opowiadania.... dam dam dam.... Vanessy! Czyt Venus XD Zostało one podane mi przez GG. Wszystkie pochwały dla Van bo sama napisała XD!!!

Ja, Caroline Smith, córka Matthewa Smitha i kobiety, która zmarła przy moim porodzie, stoję na krawędzi zagłady. Nie, to świat na niej stoi wraz ze mną. Eksperyment naukowy, który wydarzył się prawie 100 lat temu, na początku roku 1987, przyprawił mnie dziś prawie o zgubę. Gen, wszczepiony Evanowi Purple, stworzył potwora o czarnych oczach, zamiast ekspresowo leczyć wadę wzroku bez żadnych powikłań. Miał on czwórkę dzieci - Vanesse, Vincenta, Kate oraz Violet. Przetrwanie tego jakże złego psychopatycznego genu było dla niego najważniejsze. Dwie rebeliantki wyrzucił ze swojego domostwa kiedy były jeszcze młode. Mimo wszystko, działanie tego czegoś osłabiało się z każdym pokoleniem. U mnie na szczęście jest w uśpieniu, dzięki czemu póki co nie mam się o co martwić. Wracając, tamta czwórka rodzeństwa już posiadała jakieś uczucia, lecz miała także swoje częste chwile "słabości" zmieniając się w maszyny do zabijania. Rodzicami mojego ojca byli Vanessa Purple oraz Fritz Smith. Nigdy im tego nie wybaczę. Moja matka by nie umarła, a ja bym teraz nie cierpiała na tym nędznym świecie patrząc, jak powoli dąży do zagłady. Aktualnie jest rok 2064. Właśnie teraz rozpoczynam walkę, walkę o przetrwanie....

dyskoteka 4 czyli.... bój się Vincent bo nadchodzimy.... XD

Wśród tłumu jego ekipy i innych ziomków wypatrzyłam dziewczynę o krótkich białych włosach.
Jedno jej oko było złote a drugie (Zapewne przez soczewkę) czarne.Ubrała się w lekko poszarpany biały strój pirata, a
na głowie miała białe lisie uszka. Raven, tutaj znaja jako Mange(the.pirat.toy.fox XD)
Piła wodę warcząc na każdego pijanego gościa który się do niej napatoczył.
Podeszłam do niej udawając że tylko nalewam sobie soku.
-Wiesz co to za Vincent?-Zapytałam. Bo jeśli ktoś ma wiedzieć to tylko ona. Czasem mam wrażenie że jest pomiotem samego Hermesa, albo siostrą bliźniaczką (z innej matki i rodziny) bliźniaków Wesley z Harrego Pottera. Tylko ona potrafi przemycić wszystko do tego więzienia zwanego życiem.
-Nwm. Fioletowych jest dużo na świecie zresztą.... Informacje kosztują...
-A powiedzieć twoim starym kto zarąbał im kluczyki do auta? I dlaczego już nie chce odpalić?-Już siedziała cicho.
-Jakoś się dogadamy...
-Nie wątpię Rev, ludzie czemu w się mnie tak boicie?!- Dziewczyna dygotała na mój widok.
-Nazywa się Vincent Purple ci fioletowi to jego rodzeństwo ale mają bardzo złożone relacje rodzinne, jego ojciec jest.... jak twój...- Nic mi nie musiała mówić. Na moje (nie)szczęście ta jego sis Kate podsłuchała coś z naszej rozmowy i wysnuła debilne ploteczki. Pragnę zauważyć że była lekko po promilach XD. Jeny wszyscy fioletowi są trzeźwi tylko nie ona 0.0 Fioletowo włosa miała dwa warkocze po bokach opadające swobodnie na bluzkę na ramiączkach odkrywającą brzuch i dużą część dekoltu. Na biodrach dwukolorowa spódniczka mini. Oczy również miała tego koloru co włosy.
-Łoło a czym jest twój stary co? Heheh żena XD.- Wpieniłam się. Ludzi odskakiwali ode mnie jak porażeni prądem. Mayach była na tyle trzeźwa że próbowała mnie uspokoić ale było za późno. Vanessa miała tyle rozumu że odciągnęła ode mnie Kate. Ale za późno... ona już tu jest.
-NIE MASZ PRAWA PORÓWNYWAĆ MNIE DO NIEGO A CO WAŻNIEJSZE O NIM WSPOMINAĆ.- Seryjnie byłam jak marionetka. Gdyby ktoś się wpatrzył to by dostrzegł pewne zmiany. Niestety...za późno ona nadchodzi. Na twarzy mojego wroga malowało się ... zrozumienie?! Ledwo myśląc uciekłam do łazienki gdzie zamknęłam drzwi na klucz. Przyszedł Thomas który jako jedyny zna powód moich ,,wybuchów,, i próbował mnie wyciągnąć ale go spławiłam. Osunęłam się na szklaną posadzkę. Ładne ściany. Kafelki koloru morskiego z narysowanymi skaczącymi delfinami. Łał.
Pomogę ci go pokonać.... Usłyszałam w głowie głos. Chwyciłam się za nią przysuwając do kolan.
-Nie...- Walczyłam.
Ze mną nie wygrasz...
-Zostaw mnie Lilith!- Krzyknęłam poruszona nagłym bólem, uderzyłam głową w ścianę jakby to miało pomóc. Po chwili czułam tylko jedno... słodki smak żądzy zemsty... Razem z Lilith moim demonem odparłyśmy jednym głosem...
Bój się Vincent, bo mrok nadchodzi.... Po czym zaniosłyśmy się psychicznym śmiechem...

czwartek, 26 listopada 2015

Dyskoteka 3 XD



Hhmm w związku z poważnymi prośbami o następny rozdział *hmhm* iulumiNatti XD piszę XD
Banda Vinca patrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
Zapowiadał się długi i nudny wieczór. Kiedy nagle komórka w mojej lewej kieszeni wibrować. Westchnąwszy zerknęłam na sms'a.
Hej Kulka! Wbijam na tę imprę do Mayah. Twój T kotku.
Tylko jedna osoba mówi do mnie Kulka i kotku z tym podobnymi. Thomas. Co ten złotowłosy ma w głowie.... Boję się że jednak zrobię zadymę.
-Ey! Jamaha XD!- Ludzi na mnie spojrzeli na mnie jak na wariata.
-Eeee.... do kogo ty?- Zapytał czarnowłosy w zielonych oprawkach, kiedy rozległ się speszony okrzyk Mayah.
-Nie mów na mnie Jamaha!- Prychnęłam.- Co?- Podeszła.
-Tohomas... impra...wbija...- Odparłam bez wahania.
-Spoczi.- Oznajmiła i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, czytaj... upijania się przy stole z alkoholem. Nie opisałam jej salonu co? Po pierwsze na ścianie wisi pierwszorzędna plazma. Na stole przy kanapie leżały przekąski, ciasto, oranżada (okupowana przez Natti XD), tosty i alkohol. Obróciłam się i nagle schyliłam się przed lecącym ciastem!
-Wybacz ześlizgnęło mi się XD.- Vincent wcale nie miał skruchy wymalowanej na twarzy. Wręcz przeciwnie!
-Przegiąłeś!-Wysyczałam.
-Zło nigdy nie śpi....- Oznajmił wzruszając ramionami.
-Dobro też.- Jego styl obycia był nazbyt znajomy. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Game Over Vic.- Oznajmiłam przepychając się przez tłum do drzwi. Otwarłam je. Stał tam chłopak o złotych włosach z czarną muszką i kapelusikiem do kompletu. W złotych ubraniach lekko poszarpanych. Golden Freddy. To sobie wybrał... mogłam się domyślić.
-Kulka to ty?-Zapytał zaszokowany.
-Niom XD.- Bardzo inteligentnie odparowałam.
-Ty... założyłaś sukienkę?!- Wszyscy spojrzeli na mnie jak na kretynkę.- To chyba jakieś święto narodowe.
-Wchodzisz czy chcesz wpierdziel?- Przerażony wszedł.
-Od cb na pewno nie XD. Jeszcze zostanę kaleką na stałe XD.
-Schlebiasz mi.- Wepchnęłam go do środka.- Witaj w wariatkowie... A teraz dopiero zaczynamy zabawę.... Vincent....

Dyskoteka 2



Z za drzwi wypadła torpeda. Moja rozentuzjazmowana BBF
Majah zwana Jamahą XD Miała na sobie bluzkę opadającą delikatnie jak
skrzydełka. Nie trudno się domyślić za co się przebrała. Na nogach pomarańczowe
pantofle i banan na twarzy.
-Chodźcie! Już wszyscy Dawid puszczaj muzę!-I wciągnęła
mnie w wir nie znajomych. I ... Znajomych. Sala była
cudnie przystrojona. Na ziemi *ehem* sali ( bo to był naprawdę
duży salon) leżały płatki sztucznych róż.
Na oknach naklejone były różne naklejki, wiać że ktoś robił własnoręcznie.
Migały kolorowe światełka. Majah gwizdnęła przerywają piosenkę The Spook.
-Ej ludzie! Mamy marionetkę!-Krzyknęła. Światła zostały skierowane na mnie.
-To może niech zdejmie maskę i się dowiemy kto jest matką tych żelaznych kup złomu?- Krzyknął
fioletowowłosy chłopak w fioletowym mudurze.
Obok niego stała banda ludzi rozprawiających między sobą.
Między innymi dziewczyna z długim fioletowym warkoczem.
-A może cię poprostu zabiję strażniczku od siódmej boleści?- Ludzie zarechotali.
W chłopak mi się bacznie przyglądał, czułam
w jego spojżeniu coś znajomego.
-Jak chcesz, ale jeśli z nim zadrzesz kukiełko
to ze mną też.- ODparła ta w warkoczu.
-Może ale to moja impra i nie chcę żadnej zadymy.... -Po czym spojżała na mnie i powiedziała.-
zrozumiano?-Kiwnęłam na tak.- Vinc, Van... Lulu
Tu spojżała na dziewczynę z raperem który
nie wyglądał na sztuczny xD.
-Oke.-Spojżałam na tego Vinca zza maski. To będzie dłuuuga noc.

kilkopostowe opko... dyskoteka....



Znów znajomi wyciągnęli mnie na dyskotekę...
Będzie fajnie!-mówili.
Potańczysz!-mówili.
Staniesz się kukiełką!-nie mòwili.
Tematyka była jedna Fnaf. Czyli postacie z pizzeri.
Chcąc nie chcąc ubrałam czarnobiałe rajstopy, czaną sukienkę z białymi zdobieniami.
I maskę na twarz. Kruczoczarne włosy spływały mi
falami na plecy. Miałam tylko po drodze jeden przystanek.
A mogłam się wtedy wycofać... Szkoda że nie posłuchałam
Podeszłam po małą radosną blondynę o fiołkowych oczach
która przebrała się za Chicę... Półdługie włosy spięła w kucyk
założyła złotą sukienkę z białym fartuszkiem z napisem
Let,s eat! A na nogach pomarańczowe buciki.
-Julka,Julka,Julka! Idziemy?- Piszczała podekscytowana.
Zza rogu wyglądał jej młodszy brat, uśmiechając się
psotnie.
-Jasne!- Odparłam popychając ją w kierunku drzwi. Mrugnęłam do chłopca.- Dwie
godziny bez starszej siory wykożystaj to...
Doszłyśmy do dużego jasnofioletowego domu w którym odbywała
się impreza. Podobno mają tu być też ludzie których
pamiętam z dzieciństwa. Gdy tylko dotknęłam dzwonka rozpętało się piekło..............

środa, 25 listopada 2015

Rozdz. 12 Tajne Dane....

Per.Cary

Z bijącym sercem obudziłam się w salonie, na kanapie. Co ja tu.... aaa no tak XD. Szalona nocka. Ktoś okrył mnie biało złotym kocykiem, wdzięcznym ruchem zrzuciłam go na podłogę. Nie mój problem. W mojej głowie kołatały się teraz inne myśli. Kim były... czy może raczej czym te roboty były. Może to był sen? Na jawie? Nie to zbyt mało prawdopodobne, jakieś dziwne były. Odzwierciedlały prawdziwe ludzkie uczucia. Smutek, strach, Radość.... Nie to zbyt wiele na zmarę Morfeusza. Niezdarnie sturlałam się z kanapy. Auć jeszcze mnie głowa boli, przebudziłam sie porządnie rąbnięciem w głowę o podłogę. Przyczłapałam do lustra, wyglądam gorzej niż.... niż.... Justin Biber! Jak jakieś monstrum. Czyli jak zawsze.... Weszłam do łazienki i puściłam wodę z prysznica, ku swojemu szczęściu, jak zwykle pechowemu zimną wodę, Jak podskoczyłam! Kiedy stonowałam temperaturę wody, pozwoliłam wodnej mgiełce otulić me ciało. Może to pobudzi mój umysł do działania. To mi daje takie magiczne ukojenie.... Czy wierzę w magię? No hellou widzę duchy! A żeby tylko to.... Zanurzyłam głowę pod wodę i wypuściłam powietrze. Po czym wynurzyłam się niczym pływak. Rozchlapując wodę w koło. Zaczęłam się śmiać jak wariatka. Po skończonej kąpieli ubrałam się w luźny top z napisem the best agent XD. Takie tam firmowe koszulki XXD. Cieniutkie rurki z dziurami na kolanach. W uszy włożyłam kolczyki w kształcie małych sówek. W miejscu oczek miały rubinowe kamyczki XD i zamontowane słuchawki taki... komunikator na odległość. Niepokoiło mnie wrażenie że o czymś zapomniałam, nie nawidze jak o czymś zapomnę. Z reguły pamiętam wszystkie fakty i szczegóły. Moja zasada brzmi: Nie powierzaj się uczuciom a wszystkie fakty będą jasne... Cóż mam dziwne wrażenie że ją nagięłam, albo co nie miara złamałam.Tę zasadę, a wpajano mi ją odkąd skończyłam 6 lat, to właśnie wtedy zginęli moi rodzice. Przysiadłam do laptopa i wpisałam frazę Freddy Feazbears Pizza. Ale jeżeli nie interesują mnie godziny otwarcia to nic nie znalazłam. Postanowiłam że sięgnę po coś grubszego kalibru... Baza danych F.B.I . Raczej nikt w wywiadzie się nie obrazi jeżeli jedna z głównych agentek, czy może raczej ich super trenowanych od dziecka tajnych broni (tak nas ochrzczono XD) poszuka sobie czegoś.... Znalazłam. Bogaty w dane artykuł. Zaczęłam go czytać na głos dla utrwalenia informacji zawartych w tekście w pamięci.

Odkryto że w pizzerii F.F.F.D (nie będę pisać całej nazwy.) Zaginęła piątka dzieci, wiadomo także, że zgłoszono wcześniej zaginięcie niejakiej Natalie Bloom. Specjaliści powiązują te sprawy ze sobą....

A potem dodatek.

Po wielu godzinach poszukiwań ciał nie odnaleziono, znaleziono za to nóż z krwią. 18-letniej Natalie Bloom, i innych dzieci. Dokładnego wieku nie zidentyfikowano. Wśród tych dzieci znaleźli się: Brian Harmony, Amy Rodney, Thomas i Patrick Robbins , oraz Alex Sullivan. Podejrzani są pracownicy oraz szef pizzerii....

Przystanęłam. Obok każdego imienia i nazwiska było zdjęcie dziecka. Szkarłatnooki, fioletowo włosy chłopczyk zdziebko znajomy. Blondynka o fiołkowych patrzałach podobna do.... Kevina?! Rudzielec o złotych gapiach. I niebieskookie bliźniaki brunet i blondyn. A także s=czarnowłosa dziewczyna, o czarnych oczach. Miałam już czytać ciąg dalszy gdy nagle.....

hp rozdz.3 A podobno historia lubi się powtarzać....

O zgrozo... Zaczęło się. Wywołałł jakąś Sakurę ( tag bardzo Tochi XD)
Dziewczyna trafiła do Ravencraft. Po jakiś kilku osobach usłyszałam znajome nazwisko
-Alex Weasley..- Rudzielec wstał i blady jak kreda podszedł
do estrady. Ino mu założono czerep na głowę usłyszeliśmy donośne Huffellpuff!
Lexy tylko walnęła głową w stół bo została wywołana. O zgrozo a co jeśli nas rozdzielą?
Ja nikogo tu nie znam! Modliłam się o to byśmy trafili wszyscy razem do jednego dormitorium śmiejąc się z tego głośno.
Lexy podążyła za bratem a mnie zaintrygowało kolejne nazwisko.
Marcus Malfoy ... Przełknęłam ślinę, wstał ten blondyn... Podszedł i usłyszeliśmy huczny głos czapki.
- no no kolejny Malfoy... Szkoda że nie pójdziesz w ślady rodziny... Gryfindor!- Wtedy przeżyłam szok... Malfoy... w Gryfindorze, ale przecież oni od wieków trafiali do Slytherinu.... Ale ło, ło,ło... ten blondasek to Malfoy? Wiem, wiem jestem strasznie spostrzegawcza. Stół z nowicjuszami pustoszał aż zostałam przy nim sama. Nie.... w końcu nadszedł ten moment kiedy Profesor MacGonagall przeczytała moje imię....
-Liviria Artemis Potter.......

wtorek, 24 listopada 2015

Pytanko do poka z HP

Zdecydujcie! Gdzie ją przydzielić. Byle...
Nie do Slytherinu proooszę. Bo cały
plan histori ułoż ony orginalnie
E- w głowie.
A- łiiii głosowwanki juhuuu
L- * facepalmuje sobie czoło po wypowiedzi Aneyshi*

Dla Lulu

Ciemna noc owinęła się wkoło mej wątłej
postury. Na mojej twarzy wikwitł złoweszczy
uśmiech. Na mej pelerynie niczym wyszyte
błyszczały gwazdy. Księżyc kłaniał mi się niczym
królowej. Odrzuciłam pelerynę i stanęłam
na ośnieżonych kamieniach. Obok mnie stanął
wilk. Utuliłam łuk do piersi. Moje włosy
opadały swobodnie na ramiona. Zimno smagało
moje nagie ramiona i nogi. Cudna noc, pełnia.
-Pani Artemido?- Za mną klęczała dziewczyna z fioletową
przepaską na ramieniu.
-Tak Thalia?
-Z szacunkiem, ale pani brat Apollin przyjechał...

hp rozdz.2 Obserwowana....



Orzepałam swą czarną szatę i usiadłam przy stole
z innymi prewszakami. Tóż obok Lexy i Alexa.
Lepszego miejsca nie mogłam wybrać...
Nie zwarzając na tę kłótliwą parkę zerknęłam
w sufit. W połabiach błękitu lśniły świece
o złotych płomieniach. Czułam się tak jakby ktoś
mnie obserwował. Wróciwszy wzrokiem do stołu
wyszukiwałam źródła swego nie pokoju.
Chłopak. Nie daleko mnie. Miał delikatne rysy twarzy,
szare oczy i jasno blond włosy. Jego usta
unosiły się w lekkim uśmiechu. Speszona odwróciłam
wzrok. Co we mnie takiego interesującego?
Jestem zwyczajnej postury dziewczyną.
Do 10 Roku życia nosiłam okulary, mam oczy
które co dziń witają mnie tęczą kolorów.
Moje włosy... Eh... Szkoda gadać. Wiele czarodziejek
ze skrzyżowania rodów ma fantazyjne kombinaje
kolorów włosów. U góry miałam wypłowiały blond
a na dole czerń. Teraz mam fiolet poprzecinany
codzień innym kolorem pasemek. Dziś to jest
błękit.
-Uwaga drodzy uczniowie, ogłaszam iż rozpoczynamy
ceremonę przydziału.....

śpiewam

Dziewczyny wrobiły mnie w śpiewanie piosenki Rubika
Biały śnieg i ty. I stoję tak z mikrofonem
i śpieeewam.Jest tu taki 3-letni blondynek :3
Syn nauczyciela muzyki Pan podniósł instrument.
-Hej mały a co to jest?- chłopczyk uderzył
rączkami w siebie i powiedzał Tambulyn XD
Nie lubię małych dzieci ale to było genialne XD

poniedziałek, 23 listopada 2015

nudziam XD Hp Rozdz1 Hogwart....


Szkoła przekraczała moje najśmielsze oczekiwania.
Była, taka jak ją opisywał ojciec, ale jego słowa
nie oddawały piękna zamku. Właśnie płynęliśmy barką po
jeziorze błyszczącym niczym Styks. Stałam i przyglądałam
się wszystkiemu w koło, na ziemię sprowadziła
mnie cicha prośba o siadnięcie i czekanie na
dopłynięcie do szkoły.Nie chętnie przycupnęłam
niczym ptak który zaraz ma odlecieć i lustrowałam
wszystko wzrokiem. Na sąsiedniej łodzi bliźniaki piły się
o miejsce z przodu. Ehh... Ta dwójka nigdy się nie zmieni.
Wieka fortyfikajcja rosła przede mną ukazują swój
majestat. Wyjęłam rękę z za burty łodzi i zanurzyłam w wodzie.
Wyjęłam kremową lilię wodną która zaplątała mi
się w dłoń. Wpięłam sobie ją we włosy. Jakaś driada pomachała
mi z pod lustra wody i popłynęła dalej. Odmachałam jej
w momencie gdy przycumowaliśmy do brzegu.
Kazali nam wysiąść i poprowadzili nas pod
wejście do zamku. Wyszedł przed nas bury kot który
po chwili stał się człowiekiem. Kobieta ta miała na głowie
siwy koczek, postura lekko pulchna, ale widać
że jest doświadczona.
-Witajcie w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart.
Nazywam się profesor MacGonagal i jestem
tymczasowym dyrektorem tej szkoły. Wielu z was zapewne
kojarzy mnie z opowieści rodziców. Z nich wiecie też zapewne
co się za chwilę stanie, proszę za mną.- kiedy
zaczynała opowieści przydziału. Westchnęłam ciężko.
Od zawsze bałam się tej ceremoni.... Będzie kaszana....

Rozdz.11 Zaniosę cię właśnie tam.....





Bez Per:

-Clary... Clary... obudź się....- Dziewczyna niepewnie uchyliła powieki ze swych dwukolorowych oczu. Błysk jarzeniówek oślepił ją i przymknęła jedno z nich zasłaniając się ręką.

-Czy to pora na co miesięczny bilans?- Wymamrotała.- Agentka Naiomi nic nie wspominała...-Wymamrotała. Jej wzrok zarejestrował tylko dwie rozmazane twarze.

-Scott ona bredzi.- Oznajmił osobnik o fioletowych włosach. Musimy ją stąd zabrać. Czarnowłosy zerknął nie pewnie na zegar.

-Ile była nie przytomna?- Zapytał Vincenta. Który pokręcił głową.

-Nie mam pojęcia.- Oznajmił głucho. Martwił się o lokatą dziewczynę. Coś mu mówiło że to jej chwilowe oszołomienie jest spowodowane dziwnymi sytuacjami zachodzącymi w tej pizzerii. Może stanęła z robotem twarzą w maskę i przeżyła szok? I pomyśleć że kilka lat temu on to zapoczątkował.....

-Gdzie jest agentka Iparis? Znów siedzi przy generatorze DNA?- Po chwili Scott nie wytrzymał i ją spoliczkował.

-Co robisz.- Vinc gwałtownie chwycił go za rękę.

-Może wtedy oprzytomnieje i przestanie bredzić takie absurdalne rzeczy.- Był oburzony zachowaniem dziewczyny, ale w głębi duszy przeczuwał że to nie jej wina. Dziewczyna faktycznie niemrawo wróciła do rzeczywistości.

-Scott? Vinc? Gdzie ja... Co ja tu...- Wszystko widziała jak przez mgłę. Piekł ją policzek.- Wyjaśni mi to ktoś?

-Zemdlałaś.-Ukrócił Scott nim Vinc doszedł do głosu. Jest wcześnie, a on spędził w tym potwornym miejscu 6 godzin. Nie marzy o niczym innym jak o tym by wybyć stąd jak najszybciej. Nie czas na gadanie.-Kiedy przyszedłem Vinc próbował cię ocucić.

-No to mu wyszło...-Mruknęła nie wyraźnie pod nosem.

-Nie masz nic przeciwko?- Zapytał Vinc biorąc ją na ręce w geście panny młodej, jego policzki oblał rumieniec. Zarumieniona dziewczyna parsknęła.

-Nie jeśli mam tu coś do powiedzenia....

-Ledwo się trzymasz na nogach. Nie dyskutuj.- Skwitował Scott który nie widział w tym problemu, uciekał jego cenny czas.- Zresztą bredziłaś choć jak na twój poziom inteligencji to było wielkie.- Choć dziewczyna była słaba kopnęła go w bok takim mocnym ciosem że aż się zgiął.

-Kretyn.-Syknęła. A Fioletowo włosy się śmiał. Został obdarzony wzrokiem nienawiści spod zielonych oprawek. Ale ten patrzał tylko na nią jak zaczarowany, dziewczyna oparła głowę o jego ramię, a jej loki opadły swobodnie na jego ramieniu. Przymknęła oczy i oddychał delikatnie, kąciki jej ust uniosły się w małym uśmiechu. Wyglądała jak postać z bajki, która zapadła w sen. Po chwili wymruczała.

-Wiecie co? Szczerze to ma to gdzieś czy wrócę do wyra czy nie...- Po chwili uświadomiła sobie jak to zabrzmiało.- No bo.... i tak nie chcę spać.

Wsiedliśmy do czarnego auta które podprowadził Scott, położył ją na siedzeniu i pojechał w kierunku jej domu.

-Pilnuj jej.-Warknął Scott.

-A co ja niepełno sprytna? - Warknęła zirytowana.

Pod jej domem Scott wyłuskał jej kluczyki do mieszkania z kieszeni plecaka. Otwarł mieszkanie i polecił Vincowi i położył ją na kanapie w salonie. Wyszli a Clary z naburmuszoną miną położyła się patrząc w sufit. Pamiętała tylko kilka rzeczy. Oczy.... ludzkie, nie winne oczy, i chłopaka o szkarłatnych ślepiach.... Fioletowe włosy.... I jeszcze inne ten który ją tu przyniósł. Jak dobrze się czuła będąc w jego ramionach..... i z ta myślą pogrążyła się w słodkim śnie.....

takie tam.. porolog do jakiegoś opka XD

Wiatr plątał mi włosy, które opadały mi bezwładnie na jasno fioletowy sweter. U kolan miałam jedną jedyną walizkę, koloru czerni. Trzymałam u stóp mój dobytek, który przyznam się nie był całością mojego majątku. Nie zręcznie zerkałam na zegarek, nadjechał pociąg. Już czas. Stanęłam pomiędzy dwoma peronami, i szybkim biegiem ruszyłam w ścianę. Nagle poczułam dziwne wibracje i moje ciało, wraz z walizką stopiło się z ścianą.
-Czarodzieje jadący do Hogwartu, proszeni są na peron 9 i 3/4.- Oznajmił głos, z megafonu. W rzeczywistości to zaklęcie które sprawia że wszyscy słyszymy tę czarodziejkę. Mugole pewnie twierdzą inaczej, osobiście nic do nich nie mam, ale to oni obrażają osoby mojego pokroju.Czyli czarodziei. Zobaczyłam tłumy młodzieży pędzące do pociągu. Podążyłam za nimi, w oddali zobaczyłam dwójkę osób biegnących do mnie z walizkami na kółkach.
-Livi zaczekaj!- Krzyknęła dziewczyna o brązowo-rudych włosach, biegnąc jak wariatka. Jej brat bliźniak zepchnął ja w kupkę śniegu.
-Będę pierwszy!- Dziewczyna wyjęła różdżkę i zamachnęła się nią wykrzykując zaklęcie.
-drentwota!A wcale nie!-Krzyknęła tryumfalnie.
-Pierwszorocznych uczniów prosimy o nie używanie zaklęć, na peronie. Dziękuję.- Odparła chamsko, spikerka.
-Hah! Siora już zostałaś zganiona, i to jeszcze zanim dojechaliśmy do Hogwartu!
-A skąd wiesz że chodziło o mnie? Jest tu dużo pierwszaków.- Oznajmiła pewna siebie.
-Hogwart Exspress odjeżdża za 5 min. Proszę o szybkie zajęcie miejsc.- Oznajmił po raz trzeci głos w eterze. Przyznam że już mnie irytował.
-Alex, Lexy chodźcie.- Pociągnęłam ich w stronę pociągu.
-Livi gdzie ci tak śpieszno?- Zapytał rudy bliźniak.
-Jak to gdzie? Do szkoły magii!

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdz.10 Zostawcie mnie w spokoju!





Per. Clary

Czas porównuję do rzeki, która płynie nie stoi w miejscu. Teraz.... patrząc na zegar stwierdzam że jest jak jezioro, stoi w miejscu. Wskazówka na zegarze stał w miejscu, sekundnik szedł do przodu i się cofał. Ale nie to mną wstrząsnęło, kiedy czas stanął w miejscu nawet drzwi zamknęły się w połowie, kamery się zatrzymały na jednym punkcie. Vinc leżał na podłodze, wyglądał tak jakby usnął, latarka potoczyła się z głuchym trzaskiem po podłodze i zatrzymała się jakby utknęła między światami. Zaczęłam patrzeć na Vinca, aż mi się głupio zrobiło. Byłam w wielu sytuacjach, widziałam ludzi martwych, ciężko rannych a nawet tych którzy błąkali się pomiędzy życiem a śmiercią. Ale nigdy nie czułam w środku tej pustki takiej jakby ktoś wyrwał mi coś z serca. Bez zastanowienia podbiegłam do niego. Chwyciłam za rękę i zaczęłam sprawdzać puls. Jest. Chyba.... Mój oddech stał się nie równy, trudno mi było łapać powietrze. Wciągałam go wielkimi haustami, a potem się krztusiłam. Łzy mi leciały z oczu, skraplały jego koszulę. Nie! Z przerażeniem przysunęłam ucho ku jego piersi. Blisko serca. Bije... ale słabo, zbyt słabo.... Nie on może nie przeżyć, moje nogi się trzęsły. Ukryłam twarz w dłoniach i płakałam rzewnymi łzami. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Ten dotyk był taki uspokajający, taki.... szczery.

-On żyje.-Oznajmił mi ktoś tak jakbym tego nie wiedziała. Odwróciłam się gwałtownie. Moje złote loki zawirowały. Wpatrywały się we mnie smutne, szkarłatne oczy.- On jest niebezpieczny, nie powinnaś z nim zostawać sama. -Skarcił mnie jak małe dziecko. Za nim stała cała ekipa.

-Czego ode mnie chcecie?-Zapytałam przez łzy.-Nie dość wycierpiałam?- łkałam, po chwili bonnie usiadł naprzeciw mnie i objął. To był taki braterski gest, przytuliłam się do niego i wypłakałam na ramieniu. Nie miałam zamiaru się wyrwać, przy nim czułam się bezpiecznie, jak.... przy rodzinie, którą utraciłam w dzieciństwie.

-My chcemy tylko byś nam pomogła.-Oznajmił smutno Freddy. Chica i Foxy przytaknęli smutno.

-Jak niby mam wam pomóc? Jestem zwyczajną dziewczyną z nieszczęściem rodzinnym na koncie.-Oznajmiła smutno.-Jestem nic nie warta.

-Nie prawda!-Krzyknęła Chca.- To ty nam pomożesz, wierzą w to całym sercem.

-Nie... potrafię.- Żal mi się ich zrobiło, te uczucia.... to nie może być program komputerowy nagrany na dysk twardy. Są tacy ludzcy, prawdziwi i naiwni jak dzieci. - Prosze zostawcie mnie w spokoju, mnie i moich przyjaciół.-Dopiero teraz zauważyłam że trzymam Vinca za rękę. Nagle Bonnie szepnął mi do ucha.

-Oboje wiemy że to nie prawda. Nie martw się, wszystko będzie dobrze....-Jego głos mnie uspokajał.- Wiele przeżyłaś jako dziecko, śmierć rodziców, sieroctwo.... wychowanie w ośrodku szkoleniowym. Ale powiem ci jedno, twoi rodzice pilnowali cię Clarisso Annie Cawthon Harmony...- Nazwisko mojej matki. Nigdy nie powiedziałam nikomu jak miała na nazwisko. Zostawiłam to sobie jak pamiątkę po niej, coś co wiem tylko ja.

-Znałeś ją?-Zpytałam przez łzy.

-Tak jak ty.- Oznajmił.

-Boonie już czas.- Oznajmił chłodno Foxy.

-Jeszcze się spotkamy.- Bonnie wstał.- A teraz śpij....- Świat zaczął pogrążać się w ciemności, moje powieki stały się ciężkie a ja pogrążyłam się w śnie.....


Pytanie na śniadanie XD

Nio to kilka informationen XD
1.Mam GG nr. to 56582683,
2.Czym mam założyć aska ?
3.MHM. W opowiadaniu pojawi się Van XD.
4.Te opowiadanie to cz 1, w cz.2 pojawi się nowa postać XD
nio to tyle XD szukajcie mnie na gg XD

sobota, 21 listopada 2015

Rozdz.9 Nabijamy się ze Scotta.....



Per.Clary

Scott zwiesił głowę na dół i głośno westchnął.

-Mogłem się domyślić że choćbyś miała wysadzić to miejsce w powietrze to zostaniesz strażniczką XD.-Po chwili dodał.-A miałem cichą nadzieję że zabraknie ci miejsca....

-Tak, tak też cię lubię....-Warknęłam nie zaszczycając kuzyna spojrzenie.

-Nadzieja matką głupich....-Zaśmiał się chamsko Vinc.-To chyba źle wróży o twoim poziomie inteligencji Phone Guy.- Wybuchłam nie pochamowanym śmiechem, serio prawie tarzałam się po podłodze. Usiadłam koło Vinca i patrzyłam z zafascynowaniem jak zręcznym ruchem nadgarstka przewraca nóż między palcami. Po zwinności tego ruchu stwierdzam że gdyby rzucił nim w tarczę trafił by w sam środek. Posługuje się sprawnie zarówno prawą jak i lewą ręką. Często zerka tymi fioletowymi gapami we wszystkie strony. Lustruje szczegóły tak uważnie jak ja.

-Podobni macie mi coś wytłumaczyć, nie?-Zagadnęłam przerywając ciszę. - Za pięć północ.-Dodałam zerkając jednym okiem na zegar naścienny.

-Posłuchaj se nagrania.-Parsknął Vinc, po czym naśladował Scotta.- Hello, hello Welcome to Freddy Feazbears pizza......- Wybuchłam śmiechem, że aż krzesełko się trzęsło XD. Otarłam jednym ruchem ręki łzę śmiechu z pod oka.

-Vinc brzuchomówca XD.- Oboje wybuchliśmy śmiechem. Mój kuzyn wyglądał tak jakby wzrokiem miał zabić. Ej to moje hobby XD. Pfff......-Nie patrz tak bo ci gały wylecą z oczodołów.-Prychnęłam na niego jak rozdrażniony kot.

-Zaraz wam nie będzie do śmiechu za trzy, godzina mordęgi XD.-Momentalnie przestaliśmy się śmiać.

-No to tłumacz, geniuszu....-Przerwał mi pusząc się jak paw.-Tylko się nie ciesz słucham cię tylko dlatego że nie nie wiem co tu mam robić.-Oznajmiłam a Vinc szepnął mi do ucha.

-Czuj się zaszczycona zazwyczaj nagrywa się na nagrywarkę i nie rusza 4 liter sprzed telefonu XD.-Jego ciepły oddech łaskotał minie w szyję. Zachichotałam.

-Ha,ha bardzo śmieszne.-Mruknął Scott.-To tłumaczyć czy nie?

-Gadaj.-Mruknęłam, na po cichu na stronie dodałam.-Jak zwykle.....

-Gdy przyjdzie Foxy świeć mu latarką w oczy.-Co każde zdanie potakiwałam i mruczałam hmh.-Na inne roboty działa maska, szkoda że macie tylko jedną XD. Patrz uważnie na kamery, żeby nic nie przeoczyć.-Spojrzałam na Vinca pytającym wzrokiem. Czy ten uzależniony od konwersacji na odległość bufon uważa że jestem jakimś nie ogarem czy jak?-Przy drzwiach masz dwa guziki. Jeden na światło, a drugi na zamknięcie i otwarcie drzwi.-Po chwili dodał.-A i dobra rada nie daj się zabić.

-Zaiste błyskotliwe rady made in Scott Cawthon XD- Odparł Vinc po czym znów zaczęłam się ryć ze śmiechu. Boże czy śmiechem można się udławić? Hehe Ale fajnie że nie tylko ja mam bekę ze Scotta.

-Aha. Czyli to łatwa fucha. Trudniejsza jet obsługa Analizatora związków kowalencyjnych i naturalnych.-Oznajmiłam. Po czym zrozumiałam że właśnie wygadałam nazwę jednego z urządzeń F.B.I XD.

-Że niby czego?-Zapytał Scott.-To jakieś nowe urządzenie telekomunikacji ?-Ja i Vinc walnęliśmy face palma.

-To jedno z urządzeń używanych w dziedzinie chemicznej. Albo w kryminologi.-Oznajmiła Vinc. Wow jaka wiedza na temat pojęć, chemicznych.

-Skąd ty....- Zapytałam.

-Tak jakoś....- Oznajmił wzruszając ramionami.

-Doba gołąbeczki to ja idę na obchód.-Spojrzeliśmy na niego wzrokiem mordercy, i równocześnie oznajmiliśmy.

-Scott później masz wpierdziel XD.

-Pilnuj jej.-Zwrócił się do Vinca ignorując mnie totalnie.

-Ey! A co ja dziecko jestem?-Warknęłam na Scotta. Na co ten nie zwrócił najmniejszej uwagi. Kiedy wyszedł Vincent zapytał mnie kulturalnie.

-To.... proponuję żebyś sprawdzała kamery i nakręcała pozytywkę a ja. Zajmę się drzwiami..... oczywiście jak wolisz XD.

-Mnie to pasi.-Oznajmiłam spokojnie.- Miło że zapytałeś.- Zajęłam się szarym tabletem.

--------------------------------Time Skip---------------------------------------------------------

Przez trzy godziny był taki spokój że aż słyszałam brzęczenie muchy. PRZED PIZZERIĄ!!! Nie no serio słyszałam, przeleciała przed kamerą która zarejestrowała jej dźwięk XD. Foxieł siedział za kurtyną, no może czasem wyjrzał. Chica i Boonie chodzili sobie po lokalu jak gdyby nigdy nic. Scotta ani widu, ani słychu. CO JEST MEGA DZIWNE. Zaczynam się o niego martwić. A co jeśli telefon mu wpadł pod lodówkę i on się tam wczołgał by go wyjąć i ugrzęzł. No co? Nie wiadomo XD. Pozytywka była cały czas zamknięta, a jej melodia stawała się już uporczywa.

-Martwię się o Scotta, nie słyszę jak gada.- Po czym dodałam.- Co jeśli telefon mu zaginął, czy zatrzasnął się gdzieś bez zasięgu XD.- Mówiłam do Vinca który zamknął drzwi przed nosem Chicy. -Może iść po niego?-Podeszłam do szyby, za nią stałą Chica, ale nie była robotem tylko znów ładną blondynką o fiołkowych oczach. Patrzała tak błagalnie.....- Vinc widzisz ją?-Odpowiedział mi cisza, serce mi prawie stanęło.-Vinc?-Odwróciłam się z przerażeniem, bo Vinc.....










środa, 18 listopada 2015

Rozdz.8 Kolejny duch+Buhaha Scott i co ha ja jestem nową strażniczką.



Per. Clary

Duch. Tyle mogę powiedzieć kolejny głupi duch. No ludzie, serio ?! Do zawału chcecie mnie doprowadzić? Nawet we własnym mieszkaniu spokoju mieć nie można?! No błaaaagam. Czy ja nie proszę o zbyt wiele? Może otworzę poradnię dla duchów i zmor?Była to dziewczyna (brawo dla tych co zgadli XD) o białej karnacji, nie kremowej BIAŁEJ. Długie czarne włosy zlewały się z czarną sukienką. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic na kanapie. Jej czarna sukienka miała białe guziki. Na nogach i rękach miała biało-czarne pasy a ręce zakończone trzema długimi szponami. Wyglądała jak ludzka kukiełka. Gdy podeszłam bliżej lepiej widziałam jej twarz. Po policzkach spływały jej fioletowe łzy, i różowe policzki. To wyglądało jak maska, która mogłaby zdjąć. Choć nie wiem co chce ukryć, a może nie może jej zdjąć? Eh... skomplikowane. I tak rozgryzę tą zagadkę. Spojrzała na mnie jej oczy były czarne jak noc. I przemówiła anielskim głosem, tak delikatnym że aż znajomym. To chyba tylko wrażenie, bo nie przypominam sobie go zbytnio. On ma chyba tylko takie działanie.

-You CAN save them.....- Położyła lekki akcetn na can.- I zniknęła. Tak jakby rozpłynęła się w delikatną mgiełkę. Zamrugałam trzy razy z przekonaniem że mam zwidy i nic się nie wydarzyło. Wzruszywszy ramionami zamknęłam drzwi do mieszkania i wsiadłam na swój motor. Ruszyłam, a kiedy zobaczyłam która godzina to pojechałam tak że złamałam chyba z.... wszystkie przepisy drogowe XD.

--------------------------Time Skip-----------------------------------

Pizzeria owita w mrok nocy wyglądała złowieszczo. Cienie lizały mury budynku, tak jakby czaiły się w nim mroczne moce. Nie pewnie weszłam do budynku mierząc się przez chwilę z zamkiem. No bo żaden geniusz nie pomyślał by mi dać zapasowy klucz, prawda? Cisza. A jedyny odgłos jaki słychać do dźwięk moich glanów odbijających się od kafelków z głuchym łoskotem. Ciekawe kto ma ze mną zmianę. Proszę,proszę byle nie Scott, boże jeśli mnie kochasz spraw by to nie był Scott, albo nie..... odszczekuję. Chcę mu utrzeć nosa, proszę niech to będzie Scott.

Per.Vinc

-Ej Scott, jak myślisz kim jest ta Nowa?- Zapytałem przeglądając kamery, ktoś mignął przed kamerą z korytarza w szybkim tempie zmierzając do biura. Nie widziałem twarzy, ale to pewnie nowy strażnik bądź strażniczka.

-Nie mam bladego, zielonego ani innego koloru pojęcia.- Oznajmił. Kończąc rozmowę co do niego nie podobne. Hmm.... czy przypadkiem nie ma gorączki?!

-Najpierw Kate, później Violet a zaraz Vanessa zostanie strażniczką.-Oznajmiłem ze śmiechem.

-Rudy by się ucieszył.- Uciął Scott.

-Fakt. Wiesz.... zastanawiam się czy dziewczyny w ogóle wiedzą że Vi wróciła....- Przerwał mi.

-Nie pokazała się siostrom? - Zapytał.

-Chyba.-Uciąłem.- Ciekawe kto ma Jutro zmianę?- Miał coś powiedzieć gdy rozmowę przerwał nam damski głos.

-Fritz i Mike dzienną, a ja i Jeremy nocną.- Oznajmiła dziewczyna patrząc na Scotta z wyższością. Jej włosy lśniły w bladym świetle. W mundurze było jej nawet do twarzy, wyglądał tak jakby był uszyty specjalnie na nią. Nie przejmowała się perspektywą spędzenia tu całej nocy w towarzystwie tych morderczych maszyn. Albo ktoś o tych maszynach jej nie poinformował. W jej oczach tkwiły wesołe iskierki. Dziwne że ta dziewczyna chce pracować w takiej dziurze. Usta miała ściśnięte w wąski uśmiech. Włosy miała spięte w wysoki kucyk a tak czy siak spadały jej falami na ramiona. Po jej nastawieniu mogę się spodziewać długiej i ciekawej nocy......


odnawiam....

Odnawiam bloga zagubiona w wspomnieniach XD polecam XD

wtorek, 17 listopada 2015

ff do Rebelianta prolog



Mrok spowił ciemne ulice, niebo zasnute czarną mgłą odsłaniało
piękno gwiazd i konstelacji. Nyks rozkładała swe nocne opatulają
mnie jedno ze swych dzieci. Iskry tliły się w mych oczach.
Siedziałam skulona w pozycji embrionalnej przypominając sobie
tamten dzień. Plac. Gwar ludz, zarówno biednych jak i tych zasłużonych
republice. Republika to nasz kraj, rządzi nim
nasz wspaniały wódz Elektor Primo II. Dałam
sygnał Tobiasowi by zacząć atak. Atak grópy od której miałam
się trzymać z daleka. Atak Patriotów. Zsunęłam się
z dachu wysokiego wieżowca, po rynnie. Moje jasne
włosy zebrane w misterny kok, powychodziły
poza obręb gumki. Cisza. Zbyt późno zareagowałam.
Zobaczyłam rzołnierzy republiki tłoczących się na dachach.
Rzołnierzy do których kiedyś przystawała moja matka June.
Stał tam najbardziej znienawidzony przez nią człowiek.
Zabójca jej brata Metiasa, komandor Thomas Storm.
Wydał jedno polecenie."Ognia" i wieku 8 lat
patrzyłam jak tysiące kul rozstrzeliwuje mojego brata
i innych rebeliantów. Pluton egzekucyjny. Powinnam się
domyślić. Zaczęłam płakać po na nowo odświerzonym wspomnieniu.
Dziś już nie ma Lou Niks Iparis Wing. Dziś jest Shadow, albo w skrócie...Nyks.
Ethan podał mi dłoń zza komina dachu na którym spałam.
-Chodz. Czas zniszczyć Republikę....

Rozdz.7 Masakra. Widzę duchy 0.0



Sala przyjęć powoli pustoszała, Cała dzieciarnia się zwinęła, nie nie wiadomo gdzie. I dobrze, działały mi na system. Ciekawość mnie zmogła i podeszłam pod scenę zobaczyć co takiego fascynującego jest w tych maszynach. Pewnie technologia, ale dzieci widzą tyko to że TO MÓWI. Małolaty są takie ograniczone...... To co zobaczyłam odniosło odwrotny efekt moich pierwotnych zamiarów. Zamiast Chicki stała tam blondynka o fiołkowych ludzkich oczach. Miała na sobie strój tegóż animatrona i fartuszek z napisem Let's Eat. Głaskała swoją babeczkę która podrygiwała jej energicznie w ręce. Obok niej stał fioletowo włosy chłopak z uszami królika o szkarłatnych oczach. Stroił czerwoną gitarę, i był tym zafascynowany. Na jego szyi widniała czarna muszka. Obok nich dla dokończenia tego siedział chłopak o brązowych włosach, z czarną muszką i kapelusikiem. Bawił się mikrofonem. Spojrzał na mnie niebieskimi oczyma, jakby z nadzieją. Mrugnęłam ale ta fatamorgana nie zniknęła. Czy może być jeszcze bardziej paranormalnie? Poprzysięgłam sobie że nigdy już nie odpowiem na wołania z za światów. To... taka moja przypadłość. Moja babcia widziała duchy i mówiła że to przeskakuje z pokolenia na pokolenie. Supi nie ? Babcia oczywiście ze strony mamy, bo ze strony taty wszyscy są normalni. No Scott ma się fajnie nie? Jest normalny, no.... może poza swoim uzależnieniem od telefonów i tego typu urządzeń komunikacji. A co ja zaklinaczka duchów? Nagle na scenie pojawiła się blond wersja Freddiego. Patrzał wprost na mnie. Widzę że jest lekko podniszczony przez lata, ale blask w jego oczach nie zniknął.

-Ty nas widzisz, takimi jakimi jesteśmy naprawdę....- Wskazał na mnie palcem.

-N..n..nie.- Wydukałam z wielką gulą w gardle. Zawsze pod presją nie myślę i gadam co mi ślina na język naniesie.

-Czujesz magię tego miejsca...- Nie chcę go słuchać, napięcie się odwróciłam i ruszyłam do drzwi.

-Nie wstydź się tego jak cię obdarował los.-To nie złoty wypowiedział. Powiedział to Bonnie. Skąd to wiem? Nie mam bladego pojęcia. Jego głos sprawił że serce mi mocniej zabiło, a ton był jakby.... czuły, tęskny.... Zakryłam spłakane oczy i biegiem ruszyłam do wyjścia. Serce mi ścisnęło się na myśl o tym że to mógł być ktoś kogo znam. Wiem.... że to był Bonnie, nie wiem skąd ale to on.

-------------------------------Time Skip-------------------------------------------------------------------------------

Biegłam bez tchu, aż nie zamknęły się za mną drzwi mojego mieszkania. Jeżeli jeszcze raz jakaś zbłąkana dusza poprosi mnie o pomoc to sfiksuję. Jak to babcia świętej pamięci określiła? ,,Masz pomóc przechodzić zbłąkanym duszą na tamtą stronę'' Już lecę! Fajne jest to że potrafię je wzywać. Ale no bez jakiś seansy czy coś, tak.... po prostu.Przez cały dzień nudziłam się jak mops, urządziłam sobie dzień lenia. To rysowałam, to czytałam, to pisałam w notatniku..... aż w końcu runęłam na kanapę. Zasnęłam, słuchając muzyki. Obudziłam się o 21:30 No co jak co ale ja geniusz militarny zapomniałam nastawić budzika. Zjadłam kolację, o ile płatki z mlekiem i oranżadę XD można nazwać kolacją. Ubrałam się w mundur i sprintem rzuciłam się do salonu. Siedziała tam......


poniedziałek, 16 listopada 2015

Ohayo, tutaj Charms (wreeszcie)

Yo, wstawiam ten krótki post, bo... Tak po prostu. ^~^ Aby oznajmić, że nie rozłożyłam się na części, nie zardzewiałam ani nic (jak ktoś jeszcze w ogóle pamięta, że jestem robotem... I że w ogóle istnieję...). A tak na serio to nie piszę tak z byle powodu. Oznajmię to bardzo poetycko: "moje stalowe (metalowe? żelazne? never mind, ważne, że mechaniczne) serce wreszcie znalazło osobę godną egzystencji robota", co w skrócie znaczy... Charms ma chłopaka... Ajj, tak, musiałam to oficjalnie ogłosić, po prostu musiałam. :3
Aby nie było kurde, mam gdzieś, jeśli jest zajęty (ale podejrzewam, że nie jest, bo nie jest z fnafa i jego charakter jest raczej ciężki... nie, to nie morderca... mordercę łatwiej da się znieść...).
Ta postać jest z Fairy Tail (anime, dla niedoinformowanych) i jest znakiem zodiaku (a raczej go symbolizuje). Dla dodatkowych informacji pod tytułem: jego imię, charakter, teksty itd. Proszę prosić w komach, bo nie za bardzo chcę się rozpisywać... Ja taka nieśmiała. xD Kto by pomyślał, że stal jest nieśmiała... Swoją drogą, jeśli ktoś ogląda to anime, pewnie pomyśli: ale do Charms bardziej pasuje Gajeel, bo włada stalą. Taa... Ale moje serce mówi inaczej. xD To takie poetyckie, a zatem... To już wszystko. Zdjęcie załączam pod spodem. Arigatou za uwagę, gomenesai za problem (jeśli ktoś jakiś ZNÓW ma) i sayonara! ^~^ (tłumacz japońskiego: dziękuję, przepraszam, narka)
~Charms~

niedziela, 15 listopada 2015

Rodz.6 Violet to naprawdę ty!





Biuro nie był zbyt imponujące było.... zwyczajne. Na krześle siedział na krześle i gapił się w tablet. Obok niego na biurku koło wiatraka siedziała dziewczyna która żuła gumę i robiła ogromnego balona. Czemu nie bawiła się latarką w ręce. Miała fioletowy mundur, z odznaką na piersi. Na nogach glany, i ciemno jeansowe rurki. Włosy miała długie fioletowe ze złotymi pasemkami. Oczy fiołkowe. Spięte w zgrabny kucyk który u nasady się rozczepiał na wszystkie strony świata. Głowę jej zdobiła spinka w kształcie księżyca. Była łudząco podobna do Vinca. I kogoś mi przypominała. Nie ważne! Hardo weszłam do biura Night Guardów. 
-Heja, ja po mundur.-Odparłam bez wstępnych wyjaśnień. Oboje zwrócili się w moją stronę. Dziewczyna wciąż żuła gumę, ale mniej machinalnie.
-Siema Clary, czyli dostałaś tę robotę.-Oznajmił Kevin.
-Niom jak chyba widać na załączonym obrazku, Kev.- Odparła fioletowo włosa nonszanlancko. Ten sposób obycia.... to może być tylko jedna osoba. Violet Purple. Studiowałyśmy razem. No właściwie to ona przeskoczyła kilka klas, a ja szłam normalnym tokiem nauczania. Byłyśmy wzorowymi uczennicami, najlepsze w taktyce i w praktyce. Oczywiście nie obyło się bez docinek Plastików. Nazwali mnie królową kujonów, a ja wice królową. Razem je skopałyśmy i już nie miały pretensji. Dawno jej nie widziałam, zawsze miała ciężkie życie i narzekała na rodzinę. Ciekawe czy F.B.I też ją chciało.
-No, no, no Panna Purple  we własnej osobie.- Oznajmiłam opierając się o blat biurka.- Myślałam że po takich studiach znajdziesz lepszą fuchę.
-Tfu. Pracuję tu tylko po to by zdenerwować brata.- Oznajmiła.- Ja na szczyt już dotarłam jeżeli wiesz o co mi chodzi.- Puściła mi oczko. Acha! Czyli jednak.
-Brata?!- Zapytałam robiąc wielkie oczy. Po chwili namysłu dodałam.- A co z resztą naszej bandy?
-Tak brata chyba go nawet poznałaś, zresztą..... ze swoją inteligencją wywnioskujesz kto to.- Nawet nie muszę się wysilać. Fioletowe włosy, oczy cóż... to na pewno wcale nie Vincent XD.- Lulu znalazła chłopaka.
-Serio?
-Mika XD. Ja chodzę  z Kevinem.- Spojrzałam na tę parkę, on objął ją ramieniem. Słodkie XD.- Natti dobrała się do oranżady XD i pracuje w ee.... lodziarni XD(Sorry musiałam XD), Chloe pracuje na stadninie koni. Sandry wszędzie pełno. Laurel znalazła rodzinę itp. jak je spotkamy to zdadzą ci raport XD.
-Achaś to....... gdzie ten mundur?-Zmieniłam temat.
-Na krześle.- Podniosłam złoto-zielony mundur z brązowymi wykończeniami. A do tego czarna spudnica.
-No chyba se jaja robicie...- Nienawidzę sukienek !!!
-Też to powiedziałam. Po prostu głupota. Zostaw ją i daj se siana.- Oznajmiła jakby nie było problemu.
-Ale ja chcem fioletowy mundur.-Oznajmiłam jak rozkapryszone dziecko.
-Sorry memory, ale fioletowy mam tylko ja i Vinc więc mówi się trudno i idzie się dalej.- Cholera z nią kłótni nigdy nie wygram. Chcąc nie chcąc zabrałam strój, pożegnałam się  i poszłam do domu.