piątek, 4 grudnia 2015

Nieczysta - III - Dusze pustkowia

Życie to loteria szczęścia i nieszczęścia...
Najciekawiej jest, gdy wygrywasz oba na raz.



Każdy dzień był taki sam od czasu mojej ucieczki. Wokół mnie rozpościera się jedynie pustynia, a piasek drażnił mą bladą skórę. Na ustach zawiązałam czerwoną chustę, aby wargi nie zostały doszczętnie wysuszone. Mimo wielu chmur słońce nadto ogrzewało skorupę ziemską i doprowadzało moje zmęczone oczy do ślepoty.
 Jednak nudny krajobraz przerwała róża jerychońska. Uklęknęłam przy niej i wylałam parę kropel krystalicznej wody. Ona jak na komendę otworzyła się i przybrała soczysty zielony kolor. Mimowolnie wywołało to na mojej zmęczonej twarzy lekki uśmiech. Po chwili postoju ruszyłam dalej, przecież czekała mnie jeszcze strasznie długa droga.

♤♤♤


Myślę, że to już dobry miesiąc od kiedy stałam się samodzielna. Jeszcze nie napotkałam ani jednego robota, lecz nie mogłam cieszyć się tym długo. Właśnie nieopodal mnie rozchodził się głos morderczej latającej maszyny, która ma za zadanie zniszczyć wszystko, co żyje. Rozejrzałam się dookoła. Dźwięk ucichł, a zza pobliskiej góry wydobywał się dym. Czyli jednak ktoś tu jest oprócz mnie.
 Pchnięta jakby nową siłą, dokładniej nadzieją, wystartowałam w kierunku owej góry piasku. Zmęczenie zniknęło, a ja pospiesznie się wspinałam.
Ujrzałam blondyna, o niebieskich jak niebo oczach, a jego twarz była trochę zabrudzona żwirem. Na plecach miał M4A1-S, przy pasie Five-seveN, jednak w ręku dla odmiany bez tłumika prawdopodobnie Digle'a. Akurat rozkręcał robota, kiedy podniósł na mnie wzrok. Bez zastanowienia wstał i wymierzył we mnie pistoletem.
- Łapy do góry, bo strzele!
Przewróciłam oczami i niechętnie podniosłam ręce do góry.
- Daruj sobie - postąpiłam parę kroków do przodu.
- Nawet tym blachom wgrali kurwa głos!
- Jestem człowiekiem, debilu - podeszłam na tyle blisko, aby złapać za Digle'a i mu go zabrać.
- Udowodnij - skierował lufe w stronę podłoża.
Wzięłam jedną z tabletek na ból głowy, przewidując co może się stać, jeżeli teraz jej nie wezmę. Sztyletem zrobiłam małe nacięcie na ramieniu, z którego popłynęła strużka krwi.
- Nie musiałaś, aż tak... - zakłopotany podrapał się z tyłu głowy. - Jestem Chris, Christopher Crawford.
- Caroline Smith, dla znajomych Karo - odwiązałam chustę.
- Zaliczam się do znajomych? - lekki uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Od teraz tak - zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam. - Czemu tu jesteś?
- Chciałem spytać o to samo - ponownie usiadł przy robocie i zaczął w nim grzebać.
- Rodzina - westchnęłam ciężko na wspomnienie ojca.
- To tak jak ja. Tata alkoholik, a matka się boi mu przeciwstawić.
- Moja nie żyje odkąd pamiętam, a o ojcu lepiej nie mówić...
- To co zamierzasz począć ze sobą? - podniósł na mnie wzrok.
- Szczerze? Nie mam pojęcia.
- A myślałaś nad dołączeniem do rebelii?
- Jest to jakiś pomysł na życie, ale jakoś mnie to nie satysfakcjonuje.
- Dlaczego? - zaczął odkręca śrubki w robocie. Co on kombinuje?
- Wiecznie się ukrywać i walczyć o życie? Tyle samo by mi zapewniło pozostanie w domu.
- No niby tak... jest! - wyjął jakąś zieloną kartę pamięci.
- Po co ci to?
- Trzeba sobie jakoś zasłużyć na szacunek - wstał z piasku i się otrzepał.
- Odwalając cza... - zobaczyłam za nim robota.
- Uważaj!
Odruchowo sięgnęłam po sztylet. Błyskawicznie rzuciłam nim w kamerę tej kupy złomu.
Wyglądały one jak kule. Na dole posiadały dwa silniki, które dawały im możliwość latania. Za przednią szybą natomiast znajdowały się zazwyczaj dwie kamery. Jeżeli chodzi o broń to miały okryte karabinki. Mogły wykończyć każdego, kto wszedł im w drogę.
Nie czekając wyminęłam Chrisa i podskoczyłam. Złapałam rękoma obudowę owej maszyny, zaraz po tym podciągając się. Zdezorientowany robot nie ułatwiał mi zadania gwałtownymi ruchami, które miały na celu mnie zrzucić. W końcu nogi mogłam oprzeć o silnik. W jednym momencie wybiłam się w górę, aby móc go zniszczyć. Złapałam siekierę i z impetem wbiłam ją w to żelastwo. Ono natomiast pokiwało się na boki, po czym runęło w dół. Sama spróbowałam zamortyzować własny upadek. Wokół uniósł się piach, drażniąc me gardło. W efekcie zaniosłam się ciężkim kaszlem.
 - Nic ci nie jest? - chłopak powoli zaczął do mnie podchodzić.
- Wsz-szyst-k-k-ko okej - starałam się wydusić między poszczególnymi kaszlnięciami.
- Właśnie widzę - mruknął pod nosem i poklepał mnie po plecach.
- Może jakieś dziękuje? - odezwałam się, gdy tylko nadażyła mi się okazja.
- Jesteśmy kwita - powstrzymał śmiech.
 - Jak to kwita?!
- Ty mnie uratowałaś przed rozstrzelaniem, a ja ciebie przed uduszeniem - zaśmiał się.
- Sama bym dała sobie radę - wyjęłam z robota siekierę wraz ze sztyletem.
Jedna ze skaczących iskierek musnęła moją dłoń. Zabolało, i to jak. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie dać po sobie poznać bólu.
- Mogę? - Chris nie czekając na odpowiedź wyminął mnie, a następnie zaczął rozkręcać blaszaka.
Oddaliłam się, a następnie usiadłam na jakimś kamieniu, bacznie się mu przyglądając. Jestem ciekawa, po co rebeliantom te karty pamięci...
- To gdzie planujesz się teraz udać? - zapytał dalej siedząc do mnie tyłem.
- Chyba baza rebeliantów, a potem się zobaczy.
- Ale wiesz, że to szmat drogi?
- A ty tam nie wracasz?
- Jeszcze się pobawię trochę się w terenie - w końcu wstał i do mnie podszedł.
- W takim razie nasze drogi się rozchodzą, Christopherze - zdobyłam się na powagę.
- Jeszcze się spotkamy, wiem to - uśmiechnął się.
- No to... do zobaczenia - odwdzięczyłam uśmiech, zawiązałam chuste, po czym ruszyłam w swoją stronę.


2 komentarze: