piątek, 8 kwietnia 2016

Obczjacie to.

http://fnafoweopowadanko.blogspot.com/2016/04/witajcie.html?m=1

czwartek, 7 kwietnia 2016

~Wydarte ze wspomień~Sumienie....


"Nie czuły na ból, nie czuły na rozpacz.
Nie czuły na życie, więc czemu czuję coś do ciebie?"



Per. Vincent

Bywają dni słoneczne w których nie da się rozwinąć złej myśli, i ponure w których użalać się nad sobą można godzinami. Najlepiej użalać się nad swą egzystencją gdy za oknem szaleje burzowy wir w niemym tańcu rozpaczy. Niebo przybrało purpurę głębszą niż me włosy, chmury leniwie sunęły po ciemnym niebie. Popełniłem w życiu wiele błędów, ale niektórych nie żałuję. Co byś powiedziała Clary gdybyś dowiedziała się prawdy o mnie? Jak mogłabyś na mnie spojrzeć gdybyś wiedziała jaką rzeź spętałem w przeszłości? Nigdy byś nie spojrzała mi w twarz Clary. W akompaniamencie ciszy skuliłem się przy ścianie rozmyślając o tym co było i jest. Oparłem głowę na dłoniach. Przed oczyma pojawił mi się twój szeroki uśmiech, oczy które dodawały otuchy przy każdym spojrzeniu, jedno butelkowo zielone, a drugie złociste jak złota moneta. Włosy lekko kręcone z włosami w odcieniu ciepłego Carmelu. Malinowe ustka spięte w krzywym i lekko ironicznym uśmieszku. Lekko? Nie wręcz diabelnie ironicznym. Jesteś lekko pedantyczna, choć na co dzień tego nie ukazujesz. Wolisz by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Znienawidziłabyś mnie, a tego bym nie zniósł. Nie potrafię żyć bez twej osoby, ale czy umiałbym z tobą żyć, ze świadomością, że każdy mój ruch może cię skrzywdzić? Jednym ruchem za drugim wykonywałem czynność która zawsze działała na mnie uspokajająco. A mianowicie podrzucałem nóż w powietrzu. Czy warto żyć takim życiem? Wiem jedno. Zachowujesz się czasem jak wielkie dziecko. Jesteś arogancka, próżna, wredna.... szczera, cudowna... Za każdym razem gdy chcę wymienić wszystkie twe wady, na usta cisną mi się zalety. Jesteś szalona, a coś na ten temat wiem. Piorun uderzył za oknem w akompaniamencie głośnego dźwięku, lekko metaliczny, deszczowy zapach rozniósł się zza otwartego okna i wypełnił me płuca. Ciekawe co robisz? Jesteś zdolna nawet latać za piorunami dla zabawy. Albo grasz wpaintball'a. Jesteś tak podoba do mej rodziny, a zarazem tak podobna dla swego kuzyna. Nóż trafił w ścianę gdy me ramię się wyprostowało tak by utkwiło w chabrowej boazerii. Nawet nie wiem czemu go rzuciłem. Nóż. Moja ulubiona broń. Poręczna i idealnie wpasowana w dłoń rączka ułatwia wykonanie wielu czynności. Raczej nie jestem typem osoby która długo użala się nad sobą, a wręcz uwielbiam ryzykowne działania. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do dwóch osób które sprawią że moje rozmyślenia pójdą na bok.
-Kari? Viol? Wam też się nudzi? Świetnie. To co robimy?....

Masakra w kinie

No wiecie chodzimy na lekcje i tam oglądamy film co miesiąc w kinie... Dziś była ostatnia taka lekcja w roku.  Film był o takiej dziewczynie co świetnie literowała słowa. W Anglii są takie zawody, wiecie tam jest inna wymowa niż pismo... Film był nudny na początku, więc wszyscy ( jakieś 348 osób puszczało sobie karteczki z pytaniami. Kartka przyszła do mnie. " Jak nazywał się ten fioletowy z FNaF ?". Pod spodem " Vincent... ". I jeszcze niżej "On  jest taki słodki, i    ".
Emm... Ktoś mi powie od kiedy, i czy to prawda ?! Dobrze że nie można było wklejać zdjęć...
Po jakimś czasie pod rozmówką z Vincentem ktoś wkleił wydrukowane zdjęcia Vincenta leżącego na podłodze bez koszulki ;~;       Pomijając że tego obrazu nie da się zapomnieć w 1 godzinę, klasa jak zawsze nie grzeszyła powagą w powrocie do szkoły. Ktoś krzykną kuźwa.
- Ej Borys z literuj proszę  słowo kuźwa.
- Podaj proszę definicję słowa kuźwa.Przykład użycia w zdaniu lub w piosence!
- Jeszcze chwila i zaczniesz stepować...

No i tak do końca dnia wszyscy wszystkich pytali o literowanie słów. Od najbardziej wulgarnych do tych najbardziej zboczonych... Koniec

środa, 6 kwietnia 2016

~Wydarte ze wspomnień~ Bliźniaki....

" Co by było gdyby świat nas rozłączył?
Szybko by tego pożałował! Bo bliźniaków się  nie rozdziela..."

Per.Violet

Gdy wracam ze zmiany w pizzerii moim jedynym marzeniem jest rzucić się  na łóżko i spać. Jednak wiedziałam że nie dane mi będzie spełnić te marzenie.~Ta dwójka nie da mi tej satysfakcji. Myślałam przekręcając głowę w bok i parkując motor przed garażem swego domu. Fiołkowe włosy przeczesałam palcami wyławiając złote pasemka i układając na boku. Mam swe powody by nie iść jeszcze spać. A mianowicie są dwa. Nazywają się Atena i Aiden. Ta dwójka jest zdolna przerobić napad terrorystyczny na jeszcze bardziej "Bombowy". Otworzyłam metalową bramę garażu i powoli wjechałam tam. Motor... dokładnie Harley z nowego rocznika, koloru fioletowo czarnego, idealny do wypraw terenowych i wtapiania się w tło. Niebo przysłoniły purpurowe chmury z pomarańczowymi zdobieniami symbolizujące albo nadciągającą burzę, albo pogodny dzień. Jak ja kocham nocne zmiany w pracy. Wręcz... ubóstwiam. Dom również zdawał się nie wrzucać w oczy, było on koloru jasnego błękitu z białymi oknami. Na piętrze u moich kochanych bliźniaków światło świeciło się w zenicie. Wiedziałam że nie wróży to nic dobrego. Oni mają zaledwie dziesięć lat, a już są tacy podobni do mnie! Ale... co się spodziewać po członkach rodziny fioletowych? Bez tego nie byłoby tak zabawnie! Nawet Kevin to rozumie....Wyjęłam klucze i włożyłam je w zamek, nim jednak prze kluczyłam drzwi stanęły otworem a w nich stał ów wspomniany przed chwilą blondyn. Złote wręcz włosy miał rozkopane we wszystkie strony świata, a zmęczenie wyraźnie malowało się na jego twarzy. Oczy wręcz błagalnie prosiły o pomoc.Wyglądał jak po trzeciej wojnie światowej, tylko wyrazy "Trzecia" i "Wojna" należy zastąpić Aiden i Atena i przed tym postawić "z". Uśmiechnęłam się lekko.
-Ile tak już na mnie czekasz?- Zapytałam jednak nie dostałam odpowiedzi gdyż z piętra rozległo się głośne przekrzykiwanie.
-Mama wróciła!- Na dół niczym torpedy przepychając się nawzajem zleciały dwie torpedy o fioletowo złotych włosach. Chłopak i dziewczyna 'Prawie' Identyczni. Właściwie gdyby chłopak zdjął gumkę ze swych odziedziczonych po wuju pół długich włosów byli by nie do rozróżnienia. Fioletowe oczy wbiły wzrok we mnie gdy owa dwójka na nowo zaczęła swe przekomarzania, tak że nic nie dało się z nich wyczytać.
-Nie uwierzysz co nasze dzieci wymyśliły.- Oznajmił Kevin.- No pochwalcie się matce- Przewróciłam oczyma.
-Co znów wysadziliście w powietrze? - One zerknęły na mnie tym swoim typowym wzrokiem niewiniątek.
-Mamo...nie tym...
-...Razem.- Dokończyła za brata Atena. Uśmiechnęłam się. Zawsze będą uzupełniać się pod niektórymi aspektami.Jeszcze do nie dawna chodzili ubrani tak samu by jak to uznali? Się "Ubliźniaczyć".
-Zdecydowanie nie to.- Kevin zmierzył dzieciaki ostrym wzrokiem.Ukryłam śmiech.
-To co się stało?
-No bo... dostałam główną rolę w przedstawieniu. i poprosiłam Aidena by pomógł mi poćwiczyć scenę kulminacyjną, a on się nie zgodził.- Blondyn oparł się o ścinę przytykając dłoń do czoła. Tak. Zdecydowanie ta istota potrafi tak skonstruować zdanie by obrócić wszystko na swą korzyść.
-A może opowiesz jak to dokładnie było z wyraźnymi i solidnymi podstawami, a także szczegółami.- Dziewczynce mina zrzedła gdy postanowiłam zagrać w jej grę.
-Atena zabrała nóż.-Zacytował Aiden zadowolony z nie mogi siostry.- I powiedział że mam z nią ćwiczyć. Ale ja się nie zgodziłem. Bo raczej nie wyglądam na jakąś przewrażliwioną na punkcie świata dziewczynkę z glinianym dzbankiem pełnych... poziomek czy co tam było.
-Malin.- Sprostowała Atena. Wszystko złożyło się w logiczną całość.
-Chcesz mi powiedzieć że grasz Balladynę w "Balladynie"?- Zapytałam.- I twój brat miał zagrać dla ciebie twoją siostrę którą... masz pchnąć i to dosłownie nożem?
-Tak.- Pokiwała głową. Myślałam że pęknę ze śmiechu. Nie słyszałam takiego pomysłu odkąd... Ja, Vincent i Karina nie próbowaliśmy odtworzyć "Krzyżaków".
-Ja nie widzę przeszkód...
-Viol....- Przerwał mi wzrokiem Kev. Przewróciłam oczyma. - Ale bez prawdziwego noża. Poza tym to okropna...Dobra.- Dodawałam ostatnie wyrazy po cichu.-Robota. I nigdy więcej tak nie róbcie.... Bijcie się śmiało. - Mężczyzna westchnął. Widocznie usłyszał to co orzekłam jednak nim dotarł do głosu odparłam. - A teraz przepraszam, ale idę się przespać. Jakbyście chcieli się pozabijać to proszę za godzinkę lub dwie, dobra!- Wyrzekłam udając się do swego pokoju. Za sobą tylko usłyszałam jedno zdanie.
-A widzisz...
-..tato. Mówiliśmy że...
-..lepiej poczekać aż się wyśpi?- Wyrzekli na zmianę Atena i Aiden. Więcej nic nie pamiętam, bo tylko rzuciłam się na łóżko i zasnęłam....

Takie bardzo, bardzo pytanie xD

Nom po niżej macie taki film i wie ktoś z jakiego anime jest ten obrazek?  Z góry dziękuje. :*

Fioletowy żywot~ Telefon ma ostrze brzegi

Nie mogę tak siedzieć i czekać aż znów przyjdzie i skończę jak ostatnio... Myśl, myśl, myśl, myśl !
Chodziłam w kółko aż do  momentu kiedy zrobiło mi się nie dobrze. Tak to na pewno nic nie zdziałam! I ja mam być z tych fioletowych ?! Osoba która mnie nie zna na pewno ostatnie co powiedziała to że do tej rodziny należę...  Jednak poszukam tej szklanki do utopienia się.

Per. Blue
- Catty twoim zdaniem powinnam z nim pogadać ?
- Emm pytasz się mnie ?
- Znasz inną Catty w tym pokoju ?
- Emm... Nie ?
- No właśnie!
- Posłuchaj mnie uważnie.- Z brzucha dziewczyny wydobywały się dziwne odgłosy.- Jestem głodna! Idę coś zjeść!
- Dzięki za pomoc wiesz...
- Nie ma za co !
Czyli sama to zrobię... Idę do niego!

Per. Jake 
Plush kurczowo ściskała zdjęcie jej i siostry. Przed samochodem przejeżdżał pociąg. 
- Myślisz że wszystko u niej ok? 
- Jasne że tak... Pewnie ma mnóstwo przyjaciół. - Westchnąłem. - Może ma już chłopaka.
- Nie mów że jesteś zazdrosny...
- Ja ? Niby o co? 
- No wiesz... Jeszcze niedawno byliście tak blisko, a potem wyjechała. 
- Wolę twoją wersję kiedy od John'a nie możesz się oderwać! 
- Oh ty! 
Pociąg przejechał, szlabany wzniosły się ku górze. Maszyna ruszyła jadąc przed siebie. Fioletowe włosy dziewczyny związane w warkocz migotały w świetle słońca. Wszyscy chcemy poprawić relację z Carmel. Mam nadzieję że ma się dobrze. Po kilku nastu minutach byliśmy na miejscu. 
- Wow epicko tu! 
- Ja tu widzę tylko zamek otoczony murem... 
- Dobra, dobra szukamy mojej siostry ! 
Chwilę później znaleźliśmy małą osóbkę. Dziewczyna leżała w krzakach róż. Boję się zapytać czemu się tam znalazła... Wytargałem ją , mimo jej niechęci. 
- Kim jest ta fioletowa obok ciebie? 
- To twoja siostra... - Dziewczyna oparła się o moje ramie, tak jakby broniła się przed upadkiem.
- No to teraz naprawdę mogę mieć depresję! 
Mała zaczesała włosy zakrywając bladą twarzyczkę. Złapała mnie za rękę ciągnąc na górę do swojego pokoju. W pokoju siedziała różowo włosa i Sonia? 
- Hej siostrzyczko! 
- Jake ?! Co ty tu do cholery robisz ?! - Carmel znów straciła równowagę, razem  z Sonią.
- Widzę że się przefarbowałaś. To pewnie przez tego twojego dupka, znaczy chłopaka... Jest tu gdzieś?
- Od kilku dni nie żyje, a co ? Nie zmieniaj tematu, co tu robisz ?! 
- No wiesz ja przyjechałem do Carmel... Zaraz jak to nie żyje ?!
- Tia... - Mała wczołgała się pod kołdrę.- Przepraszam że też zmienię temat ale byłaś u niego ? 
- Czekałam na ciebie...
- Oto zatem jestem... 
- O jakiego "niego" ci chodziło?
- No wiesz chodzi o... 
- Telefony mają ostre brzegi wiesz.
- O takiego mojego znajomego.- Dokończyłam.




Per. Carmel 
Schowałam telefon do kieszeni i szybkim krokiem podbiegłam do drzwi. On znów tu jest. Będzie cierpiał przeze mnie! Lepiej to zakończę, i to już ! 
- Blue musimy iść, teraz. 
Zdziwiona kiwnęła twierdząco głową i dołączyła do mnie. Bez słowa wybiegłyśmy przed budynek. Oczkami wypatrywałam chłopaka. Siedział on z 3 innymi osobami na murku w cieniu. Dwaj bruneci, jeden czerwonowłosy no i ON. Blue chwyciła moją rękę i pewnie ruszyła w jego stronę. Starałam się doganiać ją krokiem i udawać pewność siebie. Którą straciłam 3 sekundy temu. Grupa odwróciła się w naszą stronę. Blue zacisnęła mocno moją rękę i ciągnęła w przód. Jakby przewidziała że się wycofam. 

Per. Michael 
- Hej Schadow! To nie ta dziewczyna która miała nie żyć?
- Czepiasz się szczegółów stary.-Ściągnąłem słuchawki. 
-  Załatwimy to za ciebie... Skoro wymiękasz, ale to normalne. 
- O czym ty mówisz? 
- No wiesz córka znanej rodziny Fioletowych, nikt nie chce mieć ich za wrogów... A po za tym jej ciotka na dyrektorkę, a mama jedną z nauczycielek? 
- Jeszcze wam udowodnię... 
Dziewczyny stanęły przy nas. Carmel starała się ukryć za Blue. 
- Cześć, co takie dziewczynki robią przy nas?- Wyśmiał Erick zakładając zieloną czapkę na czerwone kudły. 
Mała dziewczynka puściła przyjaciółkę. I patrząc w dół podeszła do niego. 
- Tak szybko się poddajesz? Co z ciebie za morderca ? 
- Ze mnie żaden... - Chłopak zdziwiony przyklęknął pod nosem dziewczyny.
- Widzisz tych tam z tyłu? To będą ostatnie osoby które zobaczysz. 
Blue ledwo wytrzymywała złość patrząc na tą scenę. Remo i  Harry ledwo wytrzymywali śmiech. Rozszerzyli swe uśmiechy. Dziewczyna coś mruczała pod nosem.
- No dalej co mi powiesz? Chyba że już wymiękłaś... 
Jednak odpowiedziała dalszym mamrotaniem pod nosem. Podróbka Miku kopnęła Ericka. 
- Nie umiesz dobierać sobie przeciwników ? 
- Właśnie Erick nie zadziera się z silniejszymi!- Wykrzyczał Remo kontynuując śmiech. 
Wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę. 
- Silniejszą osobę, tak ?- Spojrzała na swoje ręce.- Dobry żart... Przeszła opok chłopaka. Jej oczy zakryła czerwona warstwa koloru. Stanęła przede mną. Odgarnęła włosy na bok osłaniając kark. 
- To dowód na to że nie jestem silna.- Spojrzała w lewo jakby zastanawiała się czy to co robi jest słuszne. Z powrotem przeniosła wzrok na mnie i chyba z całej siły przywaliła mi z łokcia w brzuch.- A to dowód na to że- Odwróciła się w stronę reszty.- nie jestem zawsze tą samą osobą.
Podbiegła do koleżanki. Chwyciła ją za rękę i zniknęła za murami szkoły. 
- Co tu się stało? 
- Sam nie wiem... 
- Hej bolało? 
- Coś ty!- Skłamałem, bolało i to jak. Taka mała a jednak silna. 
" Nie zawsze tą samą osobą", co to miało znaczyć?









~Wydarte ze wspomnień~ Schronisko....


 "Czy ty zawsze jesteś tak irytująca?
Nie. Specjalnie dla ciebie się tak staram."


 Per. Violet

-Kevinie Rodney coś ty znów wymyślił?- Zapytałam blondyna po raz tysięczny na miejscu pasażera w brązowym pickupie marki Renault.Tapicerka biła w szarym odcieniu a szyba lekko uchylona w celu dotarcia powietrza do wnętrza samochodu. Zapowiadał się bowiem letni, upalny dzień.
-Zobaczysz.- Skrócił zerkając na mnie ciekawskim wzrokiem. W jego oczach błyszczały iskierki co nie wróżyło nic dobrego, a wręcz rzuciło mój umysł w wir wysokiej ostrożności. Analizowałam każdy ułamek drogi, by rozwikłać tę zagadkę. Pasjonowało mnie to gdzie zmierzamy.
-Ty. Lepiej. Patrz. Na. Drogę.- Zacytowałam prze zęby, po czym zaczęłam trzymać kciuki.- Boże powiedz że jedziemy na pole paintbol'owe.- Nasza ukochana rodzinna gra z dodatkiem kilku kul, naboi farb mignęła mi przed oczyma. Karabiny z wyspecjalizowanymi wylotami wręcz idealnie wpasowywały się w kształt mej dłoni jak i mego rodzeństwa.
-Czy ja ci wyglądam na twego bliźniaka?-Zagadnął głucho, lecz mile połechtany z pseudo pochlebstwa.
-Chwała bogu nie.- Parsknęłam.- Ale kochanie.- Rzuciłam wręcz ironicznie. - Możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy? Obiecuję że nie wysadzę niczego w powietrze.- Obietnica ta nie była dość szczera na co chłopak się poruszył. Nie zdziwiło by mnie stwierdzenie 'Ta jasne.'
-To niespodzianka Viol.- Westchnęłam bardziej wbijając się w matową tapicerkę tego pojazdu. Zapach malinowego odświeżacza powietrza mieszał się z żywym tlenem w gwałtownej reakcji, co poskutkowało masowym rozproszeniem  się go w powietrzu. Droga była dłuuuuga i nuuudna. Zaczęłam nucić jakąś irytującą piosenkę pod nosem, co trochę zirytowało siedzącego obok mnie chłopaka. Ale nie dał tego po sobie poznać. Postanowiłam spróbować innej taktyki irytowanie i denerwowanie ludzi to nasza specjalność. Chłopak tylko westchnął i nieco chaotycznie skręcił w prawo.
-Hodowałam melony. Melony! Każdy melon jak byk! Zielony....Aż tu razu pewnego. Pewnego!  Jeden melon mi znikł. Dlaczego? Kto mi ukradł melon? Kto ci ukradł melon? Może kameleon... Może kameleon. A może.... Vincent XD. A może Vincent! No kto!? No kto? No jo a co?! ...- Aż nie skończyłam. A dotarłam do czterdziestu dwóch melonów, wzniosłam oczy ku niebu nucąc kolejną napotkaną przez umysł melodię.
-Skończyłaś?- Zapytał nie kryjąc irytacji. Jej. Cel osiągnięty. To było proste jak zabranie dziecku cukierka, lub Scott'owi telefonu. Wpadłam na genialny pomysł i zaczęłam intonować piosenkę która nie była ani irytująca, ani... zwyczajna.
- Ja nie wesoła , ale z kokardą
Lecę do słońca..
Hej Leonardo!
A ja się kręcę,bo stać nie warto
Naprzód planeto!
Hej Leonardo!

Ref.: Dość jest!
Wszystkiego dojść można wszędzie x4

Diabeł mnie szarpie,trzyma za uszy
Dokąd wariatko chcesz z nim wyruszyć?
A ja gotowa , ja z halabardą
Hej droga wolna !
Hej Leonardo!

Ref.: Dość jest
Wszystkiego dojść można wszędzie x4

Panie w koronie,panie z liczydłem
Nie chcę być mrówką Ja chcę być skrzydłem
A moje głowa, droga i moja muzyka
do brązowego życia umyka.

Ref.: Dość jest!
Wszystkiego dojść można wszędzie x4

Wyszłam z bylekąd,ale co z tego?
Zmierzam daleko! Hej Hej kolego!
Odłóżmy sprawy, kochany synku
na jakieś dziesięć miejsc po przecinku

Ref.: Dość jest!
Wszystkiego dojść można wszędzie x4

Może to bujda?
Może obłuda?
Ale pasuje jej to jak ulał

Ref.: Dość jest!
Wszystkiego dojść można wszędzie x8


Oparłam głowę o siedzenie i Wymruczałam
.- Daleko jeszcze......- Wiem zachowuję się jak dziecko, ale podróż bez kszty akcji nudzi me podniebienie i umysł. Zamknęłam oczęta i próbowała zasnąć gdy nagle otrzymałam odpowiedz.
-Nie. To już tutaj.- Zaparkował. Że też on ma do mnie tyle cierpliwości....
-Jeej! Radość!-Znalazłam się poza pojazdem szybciej niż torpeda  i zlustrowałam wzrokiem budynek. Był on dość duży,  z neonowym  emblematem nad starymi drzwiami wejściowymi. Emblemat ten obnosił się tylko z jednym napisem.  "Schronisko dla zwierząt". Coś mnie ścisnęło w sercu. Zamknęła oczy przypominając sobie jak to ja byłam nie chciana, i zawsze z tego powodu unikałam wszelkich kontaktów z sierocińcami i schroniskami. By nie patrzeć na smutek istot bez domu w którym ktoś by się nimi zajął. -Czy ja o czymś nie wiem?-Zapytałam go próbując opanować drżenie głosu które nie miało szans wyjść na światło dzienne, on tylko się uśmiechnął i i odrzekł.
-Pracuję tu jako sanitariusz... I ty dziś też.-Przewróciłam teatralnie oczyma by zaakcentować rozwój radości w swym organizmie, ale.... skąd ona może wiedzieć cokolwiek o mojej przeszłości? Przecież spotykamy się od nie dawna a jedynymi osobami owianymi tą tajemnicą są członkowie mej rodziny. Blondyn popchnął taflę szklanych drzwi prowadzącą do środka i przywitał się z kobietą za kontuarem. Wyglądał na zadowolonego, a ja? Ja wyglądałam na wrak człowieka. I szczerze rozważałam jak stąd prysnąć.- To jest Viol....- Przedstawił mnie podczas gdy rudowłosa, energiczna kobietka znalazła się obok mnie i potrząsała mą ręką.
-Witaj! Jestem Chloe Sullivan, a ty... Violet tak? Ten tu dużo o tobie mówi wiesz?- Kevin przewrócił oczyma u niebu i spojrzał na nią.
-Jednak nikt cię nie zdoła przegadać Chlo- Zakłócił przebieg tej jednostronnej konwersacji.
-Tak.- Parsknęłam nie zbyt wyraźnie po czym znów zamknęłam się w swej małej sferze ciszy. Chloe zaczęła nawijać o tym co mamy robić, czyli... zajmować się zwierzakami, dać im trochę ciepła... (Wróciłam z występu połączonego z galą wolontariatu ^^) Uśmiechnęło mi się to. Nie mam nic przeciw pomocy dla zwierzaków, ale następnym razem niech ten tu obok. Chyba nie muszę tłumaczyć kto, następnym razem powie mi gdzie jedziemy. Przydzieliła nas do pomocy przy psach, co było.... zajebiste.
-Zajmę się tymi... trzema labladorkami ^^ .- Oznajmiłam biorąc trojaczki z jednego miotu na ręce i zapinając im smycze.
-Powodzenia.- Oznajmił osobnik zwany moim chłopakiem.- Przyda ci się.
-Popatrz! Albo czyścisz klatki albo idziesz z większymi psami tak abym się pośmiała. Wybieraj.- Oznajmiłam z chamskim uśmieszkiem wyprowadzając ciekawe świata szczeniaczki. Uśmieszek zszedł mu  z twarzy. Oczywiście że mam telefon i wrzucę jego komiczne zdjęcia na Facebooka. Nie było by bez tego Fun'u, Nie? Po trzech godzinach całkiem mile spędzonych, udałam się na przerwę porozmawiać z rudą, która nie dość że wydawała mi się znajoma to jeszcze była całkiem spoko.
-Viol...- Zaczęła kończąc jakąś historię w stylu "Wiesz kiedyś Kevin wyszedł na spacer z psem który był od niego dwa razy szybszy i dosłownie wytarł nim podłogę".- Potrzebuję kogoś kto zajmie się kotami.
-Ja i koty? Wiesz mam większe preferencje do innych zwierząt.- Oznajmiłam. Nigdy nie miałam kota, i nie potrafiłabym się ogarnąć.- A on? -Zapytałam.
-Wiesz... nigdy nie brał opieki nad kotami... tylko nie pamiętam czemu..- Przerwałam jej.
-No to teraz będzie miał...- Wpisałam go na listę.  Powiem w skrócie co działo się przez następną godzinę. Chłopak próbował się zająć kotami tylko.... już bardzo dobrze wiem czemu mój chłopak się nimi nie zajął... Nigdy nie lubiłam szpitali ale gdy zbliży się kogoś uczulonego na kocią sierść do stada kotów, to efekt jest... porażający....

XDD I co?
Kev: Nadal mam do ciebie żal o to -,-
Przeprosiłam! No ej... a skąd miałam wiedzieć?
Uwaga! Wspomnienia te są nie po kolei, czyli pomieszane. Jakby co ;)

wtorek, 5 kwietnia 2016

Czy ktoś widział Kari????

Zaginęła. Usunęła bloga i fb.... Wie ktoś coś na ten temat???

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

~Wydarte ze wspomnień~"Kłótnia" nad jeziorem.....


"Czasem mam ochotę podejść i uderzyć cię z liścia w twarz.
Jestem aż taki zły?
Nie. Ale muszę jakoś wyładować swój brak odwagi w związku z uczuciami do ciebie..."
Per. Clary

Drzewa szumnie nuciły swą marna kakofonię dając na świat barwy zieleni i brązu wmieszane w siebie tak że trudno aż je rozdzielić.Las. Późną wiosną wyglądał wręcz magicznie, rodem wyciągnięty z jakiejś średniowiecznej baśni o elfach i innym magicznych stworzeniach. Mój oddech był przyśpieszony gdyż ekscytacja krążyła w mych żyłach, a dokładniej endorfina mieszała swój skład z adrenaliną. Tylko jedna osoba wywołuje od jakiegoś czasu we mnie te emocje. Vincent. Ale... czemu? Zgrabnym ruchem przejechałam po karmelowych włosach tak by zasłonić swą twarz na której wykwitł płomienny róż. Oparłam się o pień pobliskiego drzewa którego kora była szorstka i matowa w dotyku. Osobnik ten chciał się ze mną spotkać w cztery oczy, jednak... dlaczego wybrał takie miejsce spotkania? I dlaczego mój umysł i organizm wbrew mnie tak reaguje na jego osobę?! Wyjęłam swój wodoodporny telefon i spojrzałam w rażące światło wyświetlacza. Czemu się martwię że on może się spóźnić?! Czym ja się w ogóle martwię. Mój słuch wychwycił trzask łamanej gałązki za mną lecz nim zdołałam obrócić swe ciało z gracją godną słonia w składzie porcelany, na mych oczach znalazły się ciepłe dłonie.  Dziwne uczucie ogarnęło mnie gdy poczułam jego charakterystyczny zapach. Rozwarłam delikatnie wargi z których wydobyło się ciche westchnienie, a potem jego imię. Gdy zabrał swe dłonie czułam nie dosyt. Obróciłam się i prawie zatraciłam w fiolecie jego oczu, kolor ten zdobił również jego włosy co wywołało u mnie falę spokoju. To on. Przyszedł.... Radość, to nic w porównaniu z euforią jaka wstrząsnęła mym ciałem.
-Witaj Clary.- Uśmiechnął się tym swym rozbrajającym uśmiechem ukazując szereg białych ząbków. Pół długie fioletowe włosy splątane miał w kitkę upadającą u boku. Ręce miał w kieszeniach dżinsowych spodni, które pasowały do flanelowej koszuli fiołkowego fioletu. Nawet z zamkniętymi oczyma mogę orzec iż to twój ukochany kolor. Co jest... słodkie.
-Witaj....- Po chwili zrozumiałam że już mówiłam jego imię co było równoznaczne z powitaniem i przybrałam kolor dojrzałego pomidora. Przybrałam obojętny wyraz twarzy co było trudne w mym obecnym stanie.- Więc... czego chcesz?
-Ranisz mnie tą obojętnością.- Oznajmił wzruszając ramionami, jednak ten piekielny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Co on kombinuje?
-Pff...- Prychnęłam rzucając mu ironiczne spojrzenie. On tylko chwycił mnie za rękę i nachylił się do mego ucha mówiąc.
-Zamknij oczy... chcę ci coś pokazać.- Jego ciepły oddech łaskotał mą szyję więc pozostało mi tylko chichotać. Chyba wziął to za stwierdzenie bo zaciągnął mnie w głąb lasu, kiedy ja zamykałam swe oczęta skarcona by ich nie otwierać bez jego pozwolenia. Zależna od Vincenta... to dziwne. Objął mnie w pasie i powoli meandrował między drzewami, trawa szeleściła pod mymi nogami jednak parłam na przód zawzięcie. Nagle puścił mnie ponownie się nachylając i mówiąc.- Jesteśmy na miejscu....- Otwarłam swe dwukolorowe oczęta i lustrowałam wszystko w koło. Było to cudowne miejsce. A mianowicie jezioro nad którym pochylały się obsypane biało różowym kwieciem wiśnie. Kamyki tworzyły mistyczny wzór na rzece, a z kamieni leciał mały wodospad. Inne drzewa również kłaniały się ku tafli wody. Nie daleko nas wybudowany był drewniany pomost który wyglądał całkiem bezpiecznie.
-Vincent to jest....
-Tak wiem.- Ukrócił.- Zawsze tu przychodzę gdy mam jakieś.... smutki.- Uniosłam brew w stylu "Ty i smutki?" Jednak on odwrócił wzrok, tak jakby bał się że coś odgadnę z jego oczu. Puścił ma dłoń i usiadł na pomoście zdejmując buty i zanurzając bose stopy w wodzie. Poszłam w jego ślady siadając obok. On tylko posłał mi ciepły uśmiech, ta wszystko idzie w zaskakującym kierunku.Woda była ciepła, zgrzana od promieni słonecznych, pochlapałam tafle przede mną rosząc ją kropelkami i tworząc "Kaczki" na wodzie.
-Tu jest....magicznie.- On tylko odwrócił wzrok i mruknął coś pod nosem, jednak nic nie usłyszałam. Zwrócił jednak głowę ku mnie i zapytał.
-Idziesz popływać?- Parsknęłam.
-Gdybyś mi powiedział żebym wzięła strój to bym może popływała....- On tylko zdjął koszulę i wskoczył do wody. Pokręciłam głową z reprymendą. Faceci....Położyłam się na pomoście majtając nogami we wszystkie strony. Niech ten dzień się nie kończy... Słoneczne promyki pieściły mą skórę gdy nagle coś, czy może raczej ktoś chwycił mą stopę. Nie minęła nawet sekunda a ja cała przemoczona znalazłam się w wodzie. Świetnie! Ciuchy całe mokre!
-Vincent!- Krzyknęłam na śmiejącego się chłopaka. Koszulka była tak mokra że przykleiła mi się do skóry ukazując biały stanik. Zasłoniłam się rękoma na piersi. On to zrobił specjalnie! On się tylko śmiał a ja stałam ja ta trusia od ponad pasa w dół w wodzie.- Ty....
-Wiesz że słodko wyglądasz nawet cała mokra?- No i pięknie... jestem jeszcze cała czerwona. Po chwili zrozumiał co powiedział i zrobił się również czerwony co dość dziwnie kontrastowało z fioletem. - To znaczy... Ehh..- Odwrócił się do mnie plecami i popłynął w inną stronę. Westchnęłam zdejmując spodnie i koszulę. Może wyschną na słońcu? Zostawiłam je na pomoście. I zaczęłam pływać. Jaki ja ma  fart, że zazwyczaj ubieram się na każdą okazję, czyli mam strój na różne przyczyny i przypadki losu. Nagle do mej główki wpadł dość wredny pomysł. No Vincuś czas na zemstę! Popłynęłam w kierunku nieco głębszej wody i zaczęłam swą grę aktorską. Każdy mój mięsień był napięty gdy udawałam że tonę.
-Vin...cent!- Udawałam że nabrałam wody w usta.- Ja.. nie...um..iem... pływ...ać...- Gdy zobaczyłam przerażenie na jego twarzy poczułam bolesna ukłucie sumienia i smutku. Udzieliły mi się niektóre z  uczuć  na jego twarzy. Strach... on się o mnie bał. I ta szybka reakcja, podpłynął wręcz z prędkością o jaką go nie podejrzewałam. Aż mi się żal zrobiło tego co miałam zrobić. W jednaj chwili ochlapałam go wodą i rzuciłam się na jego osobę topiąc go w wodzie. Znaleźliśmy się oboje pod powierzchnią wody patrząc na siebie ze spokojem. On z lekkim wyrzutem, a ja z lekką satysfakcją. Gdy się wynurzyliśmy zabrałam ogromną ilość tlenu do płuc. On już miał dla mnie kazanie.
-Clary! To było nieodpowiedzialne.- Przewróciłam teatralnie oczyma.
-O rany...
-To nie żarty. Ja się o ciebie...- Martwiłem. Nie dokończył. Jego twarz była czerwona, lecz nie wiem czy ze złości czy z zakłopotania. Podpłynęłam do niego i nie rozumiejąc  własnych ruchów położyłam donie na jego barkach.
-Vincent... to był tylko nie winny żarcik.- Każde słowo mówiłam ze spokojem, jakby to go miało uspokoić. Jest taki słodki jak się gniewa... Boże o czym mój umysł próbuje myśleć. On chyba również wpadł w ten trans ruchowy bo nie panując nad nimi odkleił jedno pasmo moich włosów które pod wpływem wilgoci przylepił się do mego policzka.
-Dla mnie nie był taki nie winny.- Oznajmił spokojnie a w jego głosie słychać było stalową nutę. Nie wiem do czego by doszło bo odwróciłię napięcie i odpłynął w bok. Westchnęłam płynąc spokojnie na plecach unikając wzrokiem słońca gdy do moich uszu dobiegł głos fioletowo włosego.
-Clary! Chodź to zobaczyć!- Westchnęłam. Co on znów wykombinował? Clarisso Cawthon Harmony płyń to tego.... słodkiego idioty, wydałam sobie polecenie w myślach. Odwróciłam się płasko  na brzuch i wpław ruszyłam w jego kierunku.
-Tak?- Podparła rękoma boki i podniosłam jedną brew obserwóją jego osobe która była pod małym wodospadem, nie wiem kiedy wynóżył dłoń i mnie pod niego wciągnął. Gdy przeszłam przez barierę wody znalazłam się w pięknej jaskini w której światło odbijało się szafirem.
-Łał...- Tylko zdołałam wydusić ze swej krtani.
-Co nie? Może to będzie nasze tajemnie miejsce?
-Kazałeś mi zmknąć oczy jak tu szliśmy idioto.- Uniusł palec ku gurze jakby dawał mi kolejną reprymentę.
-Zajebisty idioto jak już.- Przewróciłam oczyma w teatralnym geście. I odpłynęłam gdy nagle usłyszałam.- Calry... coś mnie musnęło w stopę.- Westchnęłam.
-Pragnę zaóważyć że ten akwen wodny nazywa się jezioro i pływają tu ryby...
-...Ale...- Wcisnął się a ja kontynuowałam z chamskim usmieszkiem.
-....Co ro ryby? To takie magiczne jednorożce z Narni przemienone w dziwne pomioty które żyją tylko w wodzie.- Jednak odwróciłam się w jego stronę.Stał tam dalej.- I co?- Zagadnęłam.- Ryba.
-Chyba masz ra....- Powiem jedno. Gdybym patrzała na to z boku ta scena byłaby dość komiczna. Wyglądało to tak jakby "coś" wciągnęło go pod taflę wody. Zerwałam się jak opętana i ruszyłam przetrzepując rękami wodę i panicznie krzycząc jego imię. Serce podeszło mi do gardła. Przerażenie wlało sie w me żyły powoli zatruwając logiczne myslenie które przejżało by kawał. Moje oczy prawie wypuściły łzy. Byłam przerażona i błądziłam po wodzie gdy nagle ów istota wciągnęła mnie pod wodę. Zamknęłam oczy tak mocno że aż mnie bolały. Poczułam jak ktoś obejmuje mię w pasie i przyciąga do siebie. A dokładniej do swej mocnej piersi. Otwarłam oczy i uniosłam je ku góże spoktykając sie z wzrokiem Vinca. Jego włosy wręcz pływały w raz z nami. I gdyby nie brak tlenu stalibyśmy tak wiecznie. To była cudowna chwilia, wyglądał tak... cudownie i gdyby nie mały, maluteńki szczegół. Byłam na niego wściekła. Gdy się wynórzyliśmy wręć katowałam go wzrokiem.
-Ty....-Wysyczałam lekko zawistnie.
-Tak. Ja.- Oznajmił uśmiechając się bezczelinie.  Warknęłam i ruszyłam w kierunku pomostu po swoje rzeczy by zaprezentować jak bardzo obrażona na niego jestem.- Clary!- Krzyczał za mną jednak ja ignorowałam jego osobę  na całej linii. Ubrania już wyschły więc nałożyłam na siebie bluzkę i spodnie ruszając przed siebie. Mam gdzieś że nie znam drogi. Mam gdzieś że się zgubię. Jestem poprostu na niego... wściakła. On nadal krzyczał moje imie a ja tylko się obróciłam i krzyczałam.
-Idiota. Wstrętny, fałszywy idiota!- Skuliłam się pod drzewem i zaczęłam płakać. Czułam się żałośnie.... okazałam słabość łamiąc główną zasadę jakiej mię uczono. Łzy poplamiły moje ramię. Na moim ramieniu przywarła jego ciepła dłoń. Nie miałąm nawet siły by ją zrzucić z ramienia.
-Clary... przypraszam.- Szybko wstałam i otarłam twarz ramieniem.
-Przepraszam?! I tylko tyle masz do powiedzenie?! Vincent ja się o ciebie martwiłam! Myślałam... myślałam....- On przeczesał ręką moje włosy przybliżając się do mnie.
-Co myślałaś Clariss?- Pierwszy raz odkąd pamiętam ktoś powiedział do mnie Clariss a nie Calry. To było... miłe. I ten ruch dłoni.
-Myślałam...- Zaschnęło mi w gardle i ostatnie słowa wręcz wyszeptałam.- Myślałam że cię straciłam....- Po czym dodałam głośniej.- Zasługuję na więcej niż zwykłe 'Przepraszam'.
-Masz rację.- Objął mnie w talli ramieniem. Nie protestowałam gdy nasze usta zetchnęły się w jedno. Zarzuciłam swe wątłe ręce na jego ramiona przybliżając się bliżej niego. Ten pocałunek był taki... prawdziwy, a zarazem lekko zachłanny. Przejechał dłonią po mym policzku odsuwając jeszcze lekko mokre włosy z mego policzka które zapewne przeszło już przez całą paletę różu. Gdy pocałunek dobiegł konca połozyłam głowę na jego ramieniu, a on wyszeptał i do ucha.
-To było coś więcej niż pocałunek, wystarczy?
-Jeśli takie mają być przeprosiny, to proszę Vinc byś psocił częściej.- Zaśmiał się. Przytuliłam się do jego piersi na której już była koszula. Pamiętam tylko tyle że ukradł mi jeszcze kilka pocałunków gdy prowadził mnie pod mój dom. Rzołąka była najcięższa. Jednak powiem jedno. Opłacało się. O boże.... rozumiem że się zakochałam ale czy jesteśmy już parą? Rozwiał me wątpliwości pytając o jedno.
-Spotkamy się jutro?- Zapytał i kierując się w stronę mych ust, zmienił tor i musnął mój nos.
-Oczywiście....Kocham cię Vincent...
-Teżcię kocham Clary....- Oznajmił na co serce zabiło mi mocniej. Kocham cię. To brzęczało w mych uszach i sercu. Kocham go.... Chcę z nim być... a on czuje to samo.... Akceptacja uczuć jest

niedziela, 3 kwietnia 2016

~Wydarte ze wspomnień~Wyznanie nad mostem....

"Co to jest miłość? 
To? Uśmiech z twojego lustra.
Co to jest miłość?
To usta i dłonie twe."
Per. Kevin

Twoje włosy targał nie miłosierny wiatr tworząc kaskadę złota i fioletu. Malinowe usta miałaś zebrane ku sobie a wzrok wpatrzony w dal.  Trzymałem twoją wątłą i blado kremową dłoń w mocnym uścisku. Delikatna skóra niczym u dziecka cechowała ciebie. Fiołkowe oczy utkwione były w martwym punkcie. Lekko stąpałaś na przód a ja wraz z twą osobą, wdychając zapach twej skóry.  Las zagęszczał się coraz bardziej pochylając miedzy jeziorem które przepasał długi metaliczny most. Ramieniem objąłem dziewczynę która wtuliła się w mą pierś. Violet. Jej długie włosy spięte były w długi warkocz który pachniał dość absurdalnie. Niczym nocna bryza. Tak, to zapach którego nie można określić. Oboje stawialiśmy kroki na drewnianej posadzce mostu. Na środku zatrzymałem dziewczynę która wbiła we mnie roziskrzony wzrok zaskoczenia. Była piękna. Jej policzki przybrała warstewka różu, nie zdziwiłbym się gdyby me lica również się takie stały. Niesforna grzywka opadła na jej czoło. Zgrabnym ruchem dłoni odgarnąłem włosy z jej czoła. Objąłem ją w talii. Kto by pomyślał że tak krucha z wyglądu istota potrafi być zawzięta, mordercza i nienawistna? Cóż. Każdy kto zna choć jedną osobę z  rodziny Purple. To wojowniczka. Odwzajemniła gest zarzucając swe zgrabne ramiona na mą szyję. Zamszowe rękawy jej bluzy łaskotały mą szyję. Przez dłuższą chwilę parzyliśmy sobie głęboko w oczy, aż dziewczyna nie odwróciła swego wzroku w bok.
-Viol...- Wyszeptałem gładząc lewą ręką jej włosy, zaskoczony. Fakt  że taka osoba w ogóle zwróciła uwagę na mą osobę jest dość zaskakujący, jednak jej osoba jest dość enigmatyczna. Jakby... bała się uczuć.
-Nie... Nie mogę...- Wyszeptała po cichu patrząc w wody jeziora.- Przepraszam....
-Viol... Co się stało?- Zapytałem opiekuńczym głosem przekręcając delikatne twarzyczkę dziewczyny ku sobie.
-Ja... działam przeciw sobie Kev.- Oznajmiła.- Nie mogę... każdy kto ze mną się zadaje jest.... zraniony przez mą osobę.- Strach. To rzadki widok w oczach kogoś z jej rodziny. Jednak dość prosty jak na człowieka.
-Violet... Co ty mówisz...- Zapytałem. Zawsze gdy jestem przy fioletowo włosej moje serce bije szybciej niż powinno, mam przeczucie że u niej jest tak samo, jednak.... widocznie strach ją obezwładnia.
-Kevin.... Miłość jest jak  żmija, kusi..... i zabija.- Oznajmiła tak jakby cytowała coś z pamięci. Przeżyła tyle jako dziecię. Nie chciana przez własnego ojca w wieku lat trzynastu opuściła dom rodzinny. Po pięciu latach wróciła znana jako morderczyni, pod pseudonimem. Powiedziała mi to. I gdybym nie był tak szaleńczo zakochany w jej osobie to nigdy bym jej nie pomógł. Nigdy bym.... Po prostu nie chciałbym mieć z nią niczego wspólnego. Jednak jest podobna do kogoś kogo straciłem jako dziecko. Jest podobna do mojej siostry... Amy. Gdyby nie to że jako dziecko została tak potraktowana, to by nigdy nie wyrosła z takimi zasadami wpojonymi do umysłu. Ktoś wlał kroplę trucizny w jej dziecięce serce a teraz wyrósł z tego czarny kwiat. Jednak przeistoczył się on w czarną różę.
-Kevin... Każdy prędzej czy później mnie opuszcza.
-Violet... nawet tak nie myśl. Ja cię nigdy nie opuszczę. - To był tylko moment. Nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku. Chciałbym byśmy trwali tak wiecznie. Jednak czas działał na naszą nie korzyść.  Po chwili znów patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Z kieszeni kurtki wyciągnąłem złotą kłódkę.
-Coś ty znów wymyślił...- Zapytała gdy pokazałem jej grawer na kłódce. Kevin i Violet. Razem na zawsze. Posłała mi swój promienny uśmiech i razem zamknęliśmy kłódkę na metalowej rurce mostu.Klucz wyrzuciliśmy wspólnymi siłami do wody, patrząc jak odpływa z nurtem. No koniec szepnąłem jej tylko dwa słowa do ucha.
-Kocham cię....

^^ Jeśli ktoś powie coś o tym to się wyprę.
Kev: Ale to prawda....
Ciii.

~Wydarte ze wspomnień~Niechciana...

Per. Violet

Kiedy gwiazdy w noc wybiegły tworząc konstelacji wzór, ja siedziałam głaskana przez promienie księżyca. Niechciana.... w sercu tylko ból. Trzynaście lat wytrzymałam na łasce tego potwora patrząc jak niszczy swą rodzinę. Fioletowe włosy spływały po mych ramionach niczym wodospad. Łzy leciały tak jak one odbijając się niczym pryzmat od szafirowej tafli ostrza w mej dłoni. Jestem jaka jestem. Jestem tak jak me bliźniacze rodzeństwo. I wrócę. Jednak radość ogarnęła me serce. Uwolniłam się z więzów niedoli, wcześniej zniewolone serce teraz oddycha pełną piersią. Krew szybciej dopływa do żył. Wiem o swej osobie wszystko. Jestem miła, tylko na pokaz. Kryję żal w swym sercu tak głęboko by ludzkie oczęta go nie ustrzegły. Księżyc ukazywał mi błyszczącą drożynę którą miałam podążać. Mięśnie powoli drętwiały z zimna. Dłonie wsunęły się delikatnie w materiałowe kieszenie spodni wyciągając paczkę zapałek. Ogień. Jedna... Druga... żar. Piękny. Zgasiłam tlący się jeszcze patyczek i uniosłam ku niebu. Księżyc w pełni jest taki cudny... Wolę noc ciemną niż krwisty poranek. Księżyc mnie poprowadzi niczym drogowskaz na niebie. Piękny... Symbol dwóch bogiń Greckich umiłowanych przez mą osobę. Artemidy i Nyks. Nyks swe oblicze właśnie mi ukazuje, o bogini nocy! Co nad wszechświatem panuje. Zaś Artemida bogini łowca. Na swego brata bliźniaka wręcz warczy bo on twierdzi iż jest lepszy. Heh. Znam to aż za dobrze. Ojcu mój brat bliźniaczy tylko w głowie. Vincent najlepszy! Karina i Violet tylko dodatkiem... Czy aż trzynaście lat zajęło naszej trójce by to dostrzec? Czy dopiero po trzynastu latach wszczeliśmy bunt? Pierwsza z całej tórjki płacę. Lecz tu wrócę...
-Wrócę niebawem.... - Szepnęłam w eter idąc za blaskiem księżycowej Tafli. Wrócę po swe bliźniacze rodzeństwo... Vincenta i Karinę Purple.....

BUM! I ciąg dalszy nastąpi.... XDD Kolejne Cuś z tej serii macie!

piątek, 1 kwietnia 2016

~Wydarte ze wspomnień... ~Nie idź tam....

                     



"Serce boli najmocniej gdy robimy coś wbrew sercu kogoś bliskiego..."

-Amy nie idź proszę...-Patrzałam w fiołkowe oczęta młodszego braciszka niczym w mętne i ciemno fioletowe chmury z bladymi iskierkami, okruchami gwiazd. Blondyn nadymał usta i błagalnym tonem wyrzekł te słowa ciągnąc mnie za materiał pomarańczowej spódniczki. Mój wyraz twarzy był nie ustępliwy. Pogłaskałam go delikatnie po główce i tonem starszej siostry odrzekłam.
-Kevin. To tylko urodziny... nic mi się nie stanie. -Jednak dziewięciolatek zasiał w mym sercu ziarno niepewności. Nivy zwykłe urodziny jednak był zdecydowany mnie powstrzymać tak jakby czuł że zdarzy się coś okropnego. Niepewnie wykrzywił główkę w bok ściskając do siebie ulubionego misia.
-Amy.... proszę zostań.- Ktoś mądry kiedyś powiedział że dziecięce oczy potrafią wnikać w głąb innych i wyczytywać najskrytsze sekrety i przyszłość. Przez chwilę moje serce było po stronie brata. Chciałam zostać i nigdzie nie iść. Zostać i uniknąć spotkania z przyjaciółmi.... Nie. Idę i kropka. Dałam upust swojej buntowniczej stronie natury i ignorując chłopca ruszyłam do drzwi. On tylko stał w korytarzu i patrzał na mnie tymi wielkimi oczyma. Patrzał jak na moich nogach lądują buty zmienne i jak moja wątła dłoń chwyta klamkę. On tam stał. Mały. Niewinny. Z tym swoim fioletowym króliczkiem w łapkach. Jednak już nie było odwrotu. Jeden ruch dłoni i światło zachodzącego dnia zalało pomieszczenie. Powolne i ociężałe kroki aż nie znalazłam się pod pizzerią Freddy Famyly Diner. Nim weszłam zilustrowałam wzrokiem budynek a w głowie roznosiło mi się jedno zdanie.
-Nie idź tam...




Kev:.....
Aż takie złe?
Kev: Nie wręcz.... nie wiem jak to skomentować. To było.... piękne.
Piękne? Ty takie g...* Zakrywa jej usta*  
Kev: Mi się bardziej niż podobało...
Ta mówisz tylko tak by mnie pocieszyć...
Kev:  Uparta jak osioł...
No widzisz? No to żeśmy się dobrali.. 
\XDDDD macie pierwsze g z tej serii.... XDDDD Wiem porażka chała i żenada....  No ale cóż.....
Ps. Przez cb Karina mam pomysł na kolejne!!!!