poniedziałek, 4 kwietnia 2016

~Wydarte ze wspomnień~"Kłótnia" nad jeziorem.....


"Czasem mam ochotę podejść i uderzyć cię z liścia w twarz.
Jestem aż taki zły?
Nie. Ale muszę jakoś wyładować swój brak odwagi w związku z uczuciami do ciebie..."
Per. Clary

Drzewa szumnie nuciły swą marna kakofonię dając na świat barwy zieleni i brązu wmieszane w siebie tak że trudno aż je rozdzielić.Las. Późną wiosną wyglądał wręcz magicznie, rodem wyciągnięty z jakiejś średniowiecznej baśni o elfach i innym magicznych stworzeniach. Mój oddech był przyśpieszony gdyż ekscytacja krążyła w mych żyłach, a dokładniej endorfina mieszała swój skład z adrenaliną. Tylko jedna osoba wywołuje od jakiegoś czasu we mnie te emocje. Vincent. Ale... czemu? Zgrabnym ruchem przejechałam po karmelowych włosach tak by zasłonić swą twarz na której wykwitł płomienny róż. Oparłam się o pień pobliskiego drzewa którego kora była szorstka i matowa w dotyku. Osobnik ten chciał się ze mną spotkać w cztery oczy, jednak... dlaczego wybrał takie miejsce spotkania? I dlaczego mój umysł i organizm wbrew mnie tak reaguje na jego osobę?! Wyjęłam swój wodoodporny telefon i spojrzałam w rażące światło wyświetlacza. Czemu się martwię że on może się spóźnić?! Czym ja się w ogóle martwię. Mój słuch wychwycił trzask łamanej gałązki za mną lecz nim zdołałam obrócić swe ciało z gracją godną słonia w składzie porcelany, na mych oczach znalazły się ciepłe dłonie.  Dziwne uczucie ogarnęło mnie gdy poczułam jego charakterystyczny zapach. Rozwarłam delikatnie wargi z których wydobyło się ciche westchnienie, a potem jego imię. Gdy zabrał swe dłonie czułam nie dosyt. Obróciłam się i prawie zatraciłam w fiolecie jego oczu, kolor ten zdobił również jego włosy co wywołało u mnie falę spokoju. To on. Przyszedł.... Radość, to nic w porównaniu z euforią jaka wstrząsnęła mym ciałem.
-Witaj Clary.- Uśmiechnął się tym swym rozbrajającym uśmiechem ukazując szereg białych ząbków. Pół długie fioletowe włosy splątane miał w kitkę upadającą u boku. Ręce miał w kieszeniach dżinsowych spodni, które pasowały do flanelowej koszuli fiołkowego fioletu. Nawet z zamkniętymi oczyma mogę orzec iż to twój ukochany kolor. Co jest... słodkie.
-Witaj....- Po chwili zrozumiałam że już mówiłam jego imię co było równoznaczne z powitaniem i przybrałam kolor dojrzałego pomidora. Przybrałam obojętny wyraz twarzy co było trudne w mym obecnym stanie.- Więc... czego chcesz?
-Ranisz mnie tą obojętnością.- Oznajmił wzruszając ramionami, jednak ten piekielny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Co on kombinuje?
-Pff...- Prychnęłam rzucając mu ironiczne spojrzenie. On tylko chwycił mnie za rękę i nachylił się do mego ucha mówiąc.
-Zamknij oczy... chcę ci coś pokazać.- Jego ciepły oddech łaskotał mą szyję więc pozostało mi tylko chichotać. Chyba wziął to za stwierdzenie bo zaciągnął mnie w głąb lasu, kiedy ja zamykałam swe oczęta skarcona by ich nie otwierać bez jego pozwolenia. Zależna od Vincenta... to dziwne. Objął mnie w pasie i powoli meandrował między drzewami, trawa szeleściła pod mymi nogami jednak parłam na przód zawzięcie. Nagle puścił mnie ponownie się nachylając i mówiąc.- Jesteśmy na miejscu....- Otwarłam swe dwukolorowe oczęta i lustrowałam wszystko w koło. Było to cudowne miejsce. A mianowicie jezioro nad którym pochylały się obsypane biało różowym kwieciem wiśnie. Kamyki tworzyły mistyczny wzór na rzece, a z kamieni leciał mały wodospad. Inne drzewa również kłaniały się ku tafli wody. Nie daleko nas wybudowany był drewniany pomost który wyglądał całkiem bezpiecznie.
-Vincent to jest....
-Tak wiem.- Ukrócił.- Zawsze tu przychodzę gdy mam jakieś.... smutki.- Uniosłam brew w stylu "Ty i smutki?" Jednak on odwrócił wzrok, tak jakby bał się że coś odgadnę z jego oczu. Puścił ma dłoń i usiadł na pomoście zdejmując buty i zanurzając bose stopy w wodzie. Poszłam w jego ślady siadając obok. On tylko posłał mi ciepły uśmiech, ta wszystko idzie w zaskakującym kierunku.Woda była ciepła, zgrzana od promieni słonecznych, pochlapałam tafle przede mną rosząc ją kropelkami i tworząc "Kaczki" na wodzie.
-Tu jest....magicznie.- On tylko odwrócił wzrok i mruknął coś pod nosem, jednak nic nie usłyszałam. Zwrócił jednak głowę ku mnie i zapytał.
-Idziesz popływać?- Parsknęłam.
-Gdybyś mi powiedział żebym wzięła strój to bym może popływała....- On tylko zdjął koszulę i wskoczył do wody. Pokręciłam głową z reprymendą. Faceci....Położyłam się na pomoście majtając nogami we wszystkie strony. Niech ten dzień się nie kończy... Słoneczne promyki pieściły mą skórę gdy nagle coś, czy może raczej ktoś chwycił mą stopę. Nie minęła nawet sekunda a ja cała przemoczona znalazłam się w wodzie. Świetnie! Ciuchy całe mokre!
-Vincent!- Krzyknęłam na śmiejącego się chłopaka. Koszulka była tak mokra że przykleiła mi się do skóry ukazując biały stanik. Zasłoniłam się rękoma na piersi. On to zrobił specjalnie! On się tylko śmiał a ja stałam ja ta trusia od ponad pasa w dół w wodzie.- Ty....
-Wiesz że słodko wyglądasz nawet cała mokra?- No i pięknie... jestem jeszcze cała czerwona. Po chwili zrozumiał co powiedział i zrobił się również czerwony co dość dziwnie kontrastowało z fioletem. - To znaczy... Ehh..- Odwrócił się do mnie plecami i popłynął w inną stronę. Westchnęłam zdejmując spodnie i koszulę. Może wyschną na słońcu? Zostawiłam je na pomoście. I zaczęłam pływać. Jaki ja ma  fart, że zazwyczaj ubieram się na każdą okazję, czyli mam strój na różne przyczyny i przypadki losu. Nagle do mej główki wpadł dość wredny pomysł. No Vincuś czas na zemstę! Popłynęłam w kierunku nieco głębszej wody i zaczęłam swą grę aktorską. Każdy mój mięsień był napięty gdy udawałam że tonę.
-Vin...cent!- Udawałam że nabrałam wody w usta.- Ja.. nie...um..iem... pływ...ać...- Gdy zobaczyłam przerażenie na jego twarzy poczułam bolesna ukłucie sumienia i smutku. Udzieliły mi się niektóre z  uczuć  na jego twarzy. Strach... on się o mnie bał. I ta szybka reakcja, podpłynął wręcz z prędkością o jaką go nie podejrzewałam. Aż mi się żal zrobiło tego co miałam zrobić. W jednaj chwili ochlapałam go wodą i rzuciłam się na jego osobę topiąc go w wodzie. Znaleźliśmy się oboje pod powierzchnią wody patrząc na siebie ze spokojem. On z lekkim wyrzutem, a ja z lekką satysfakcją. Gdy się wynurzyliśmy zabrałam ogromną ilość tlenu do płuc. On już miał dla mnie kazanie.
-Clary! To było nieodpowiedzialne.- Przewróciłam teatralnie oczyma.
-O rany...
-To nie żarty. Ja się o ciebie...- Martwiłem. Nie dokończył. Jego twarz była czerwona, lecz nie wiem czy ze złości czy z zakłopotania. Podpłynęłam do niego i nie rozumiejąc  własnych ruchów położyłam donie na jego barkach.
-Vincent... to był tylko nie winny żarcik.- Każde słowo mówiłam ze spokojem, jakby to go miało uspokoić. Jest taki słodki jak się gniewa... Boże o czym mój umysł próbuje myśleć. On chyba również wpadł w ten trans ruchowy bo nie panując nad nimi odkleił jedno pasmo moich włosów które pod wpływem wilgoci przylepił się do mego policzka.
-Dla mnie nie był taki nie winny.- Oznajmił spokojnie a w jego głosie słychać było stalową nutę. Nie wiem do czego by doszło bo odwróciłię napięcie i odpłynął w bok. Westchnęłam płynąc spokojnie na plecach unikając wzrokiem słońca gdy do moich uszu dobiegł głos fioletowo włosego.
-Clary! Chodź to zobaczyć!- Westchnęłam. Co on znów wykombinował? Clarisso Cawthon Harmony płyń to tego.... słodkiego idioty, wydałam sobie polecenie w myślach. Odwróciłam się płasko  na brzuch i wpław ruszyłam w jego kierunku.
-Tak?- Podparła rękoma boki i podniosłam jedną brew obserwóją jego osobe która była pod małym wodospadem, nie wiem kiedy wynóżył dłoń i mnie pod niego wciągnął. Gdy przeszłam przez barierę wody znalazłam się w pięknej jaskini w której światło odbijało się szafirem.
-Łał...- Tylko zdołałam wydusić ze swej krtani.
-Co nie? Może to będzie nasze tajemnie miejsce?
-Kazałeś mi zmknąć oczy jak tu szliśmy idioto.- Uniusł palec ku gurze jakby dawał mi kolejną reprymentę.
-Zajebisty idioto jak już.- Przewróciłam oczyma w teatralnym geście. I odpłynęłam gdy nagle usłyszałam.- Calry... coś mnie musnęło w stopę.- Westchnęłam.
-Pragnę zaóważyć że ten akwen wodny nazywa się jezioro i pływają tu ryby...
-...Ale...- Wcisnął się a ja kontynuowałam z chamskim usmieszkiem.
-....Co ro ryby? To takie magiczne jednorożce z Narni przemienone w dziwne pomioty które żyją tylko w wodzie.- Jednak odwróciłam się w jego stronę.Stał tam dalej.- I co?- Zagadnęłam.- Ryba.
-Chyba masz ra....- Powiem jedno. Gdybym patrzała na to z boku ta scena byłaby dość komiczna. Wyglądało to tak jakby "coś" wciągnęło go pod taflę wody. Zerwałam się jak opętana i ruszyłam przetrzepując rękami wodę i panicznie krzycząc jego imię. Serce podeszło mi do gardła. Przerażenie wlało sie w me żyły powoli zatruwając logiczne myslenie które przejżało by kawał. Moje oczy prawie wypuściły łzy. Byłam przerażona i błądziłam po wodzie gdy nagle ów istota wciągnęła mnie pod wodę. Zamknęłam oczy tak mocno że aż mnie bolały. Poczułam jak ktoś obejmuje mię w pasie i przyciąga do siebie. A dokładniej do swej mocnej piersi. Otwarłam oczy i uniosłam je ku góże spoktykając sie z wzrokiem Vinca. Jego włosy wręcz pływały w raz z nami. I gdyby nie brak tlenu stalibyśmy tak wiecznie. To była cudowna chwilia, wyglądał tak... cudownie i gdyby nie mały, maluteńki szczegół. Byłam na niego wściekła. Gdy się wynórzyliśmy wręć katowałam go wzrokiem.
-Ty....-Wysyczałam lekko zawistnie.
-Tak. Ja.- Oznajmił uśmiechając się bezczelinie.  Warknęłam i ruszyłam w kierunku pomostu po swoje rzeczy by zaprezentować jak bardzo obrażona na niego jestem.- Clary!- Krzyczał za mną jednak ja ignorowałam jego osobę  na całej linii. Ubrania już wyschły więc nałożyłam na siebie bluzkę i spodnie ruszając przed siebie. Mam gdzieś że nie znam drogi. Mam gdzieś że się zgubię. Jestem poprostu na niego... wściakła. On nadal krzyczał moje imie a ja tylko się obróciłam i krzyczałam.
-Idiota. Wstrętny, fałszywy idiota!- Skuliłam się pod drzewem i zaczęłam płakać. Czułam się żałośnie.... okazałam słabość łamiąc główną zasadę jakiej mię uczono. Łzy poplamiły moje ramię. Na moim ramieniu przywarła jego ciepła dłoń. Nie miałąm nawet siły by ją zrzucić z ramienia.
-Clary... przypraszam.- Szybko wstałam i otarłam twarz ramieniem.
-Przepraszam?! I tylko tyle masz do powiedzenie?! Vincent ja się o ciebie martwiłam! Myślałam... myślałam....- On przeczesał ręką moje włosy przybliżając się do mnie.
-Co myślałaś Clariss?- Pierwszy raz odkąd pamiętam ktoś powiedział do mnie Clariss a nie Calry. To było... miłe. I ten ruch dłoni.
-Myślałam...- Zaschnęło mi w gardle i ostatnie słowa wręcz wyszeptałam.- Myślałam że cię straciłam....- Po czym dodałam głośniej.- Zasługuję na więcej niż zwykłe 'Przepraszam'.
-Masz rację.- Objął mnie w talli ramieniem. Nie protestowałam gdy nasze usta zetchnęły się w jedno. Zarzuciłam swe wątłe ręce na jego ramiona przybliżając się bliżej niego. Ten pocałunek był taki... prawdziwy, a zarazem lekko zachłanny. Przejechał dłonią po mym policzku odsuwając jeszcze lekko mokre włosy z mego policzka które zapewne przeszło już przez całą paletę różu. Gdy pocałunek dobiegł konca połozyłam głowę na jego ramieniu, a on wyszeptał i do ucha.
-To było coś więcej niż pocałunek, wystarczy?
-Jeśli takie mają być przeprosiny, to proszę Vinc byś psocił częściej.- Zaśmiał się. Przytuliłam się do jego piersi na której już była koszula. Pamiętam tylko tyle że ukradł mi jeszcze kilka pocałunków gdy prowadził mnie pod mój dom. Rzołąka była najcięższa. Jednak powiem jedno. Opłacało się. O boże.... rozumiem że się zakochałam ale czy jesteśmy już parą? Rozwiał me wątpliwości pytając o jedno.
-Spotkamy się jutro?- Zapytał i kierując się w stronę mych ust, zmienił tor i musnął mój nos.
-Oczywiście....Kocham cię Vincent...
-Teżcię kocham Clary....- Oznajmił na co serce zabiło mi mocniej. Kocham cię. To brzęczało w mych uszach i sercu. Kocham go.... Chcę z nim być... a on czuje to samo.... Akceptacja uczuć jest

3 komentarze: