niedziela, 29 listopada 2015

Rozdz. 13 Zakład?! + Nowy stróż...

DWA DNI WCZEŚNIEJ....
Per.Fritz

Lekko spóźniony biegłem na miejsce spotkania. Oczywiście nie zmienne. Las. Czekała tam, jak zwykle przewracając nóż między palcami, fioletowy warkocz spływał jej po boku. Mam nadzieję że nie będzie się na mnie wściekać za spóźnienie.
- A ty co tak późno? - nie patrzyła ani na mnie, ani na nóż.
-Emmm.... korki?- Skłamałem z nie małą nadzieją że w to uwierzy XD
- Ta jasne, może jeszcze po drodze zgubiłeś okulary? - odparła oschle.
-eee... może?
- Tak, tak, jeszcze coś?
- Wątpię, ale jeśli mam jeszcze dziś biegać to chyba zostawiłem włączone żelazko w domu XD
- Koniec tych bajeczek. A teraz... zgadnij - wystartowała szybko między drzewa.
-No chyba nie...- I chcąc nie chcąc powłóczyłem nogami w miejscu po czym puściłem się pędem za nią. No dobra kondycję może mam dobrą ale do niej jeszcze mi daleko. Zostałem daleko w tyle podczas gdy ona mijała kolejne drzewo.
W pewnym momencie zniknęła mi z oczu. Nie wierzę!Gdzie ona... zatrzymałem się i zacząłem przeczesywać teren wzrokiem. Gdzie ona jest! Nie mogła tak wyparować... chyba? Postanowiłem zdać się na instynkt i pobiegłem w prost przed siebie.
Co poskutkowało tym że nadal nie miałem jej na widnokręgu.W pewnym momencie się wywaliłem. Jak?!
- Za dużo czasu mi dajesz na rozstawienie żyłki - zaczęła się śmiać. Nie mogąc uwierzyć w swoją ciotowatość uderzyłem pięścią w drogę. Kurz lekko uniósł się nad ziemię. Tak łatwo dać się podejść! A co ja Jeremy XD
-Dobra wygrałaś.- Warknąłem podnosząc się z ziemi.
- Tak jak zawsze - zachichotała.
-Może pomożesz wstać takiej łamadze jak ja?- próbowałem ją wziąć na litość.
- Trochę samodzielności - skrzyżowała ręce i zaczęła mi się bacznie przyglądać.Westchnąłem i sam podniosłem się z ziemi. Zdarłem se kolano ale co ją to, zresztą... co mnie nie zabije to mnie wzmocni.
-Miła jak zwykle.- Mruknąłem.
- A czego się spodziewałeś? Do tego chyba Ci to pasuje, jeżeli nie zrezygnowałeś po pierwszym wyjściu.
-Heh taki twój urok.- Oznajmiłem. Stróżka krwi zaczęła mi cieknąć z rany na kolanie, szczypało jak diabli. Zauważyła to.
- Oho, ktoś się zranił - jej oczy na moment zrobiły się czarne, a na jej twarzy zawitał uśmiech.
-Jak widać na załączonym obrazku.-Mruknąłem.- Masz chusteczki?- Zapytałem nie zwracając uwagi na czarny błysk w jej oczach. Widuję go tak często że zdążyłem się przyzwyczaić.
- Nie, myślałam, że aż tak to spieprzysz.
-Dzięki.- Prychnąłem
- Proszę - ukłoniła się i zaśmiała.
-Humorek dopisuje...-Podniosłem kąciki ust w uśmiechu. Nie zważając na jej towarzystwo zerwałem fragment sportowej koszuli którą miałem na sobie i obwiązałem kolano.- Się było w gorszych sytuacjach...
- Niby jakich?
-Nie ważne...
- Zacząłeś temat, to go dokończ.
-Ehh.. na nocnych zmianach w pizzerii. To dopiero jest horror. Zapytaj brata jak nie wierzysz.- Uznałem ten temat za zakończony, ale na chyba była innego zdania...
- W tej pizzerii? I już wszystko jasne dlaczego moje całe rodzeństwo uwielbia tam spędzać nocki.
-Ha ha zabawne. Zapewniam cię że nie przeżyłabyś tam nawet tygodnia.- Odparłem pewny siebie.
Zbyła mnie tym swoim chamskim uśmiechem.
- Jesteś tego pewny?
-Absolutnie pewny.
- Hmmm... chcesz się założyć?-Po chwili zrozumiałem co zamierza.
-Zgoda.- Wyciągnąłem dłoń na uścisk. Ścisnęła mi ręka tak, aż mi strzyknęło.
- Masz marne szanse.
-Zobaczymy..
-O to też chcesz się założyć?- Zapytała.
-Nie koniecznie.
- Uznajemy nasz wypad za zakończony?
-Oczywiście.- Po chwili dodałem.- Odprowadzić cię do domu czy sam trafisz?
- Bardziej bym się bała o to że się znowu wywalisz.- Wzruszyłem ramionami i razem wyszliśmy z lasu.

Czas obecny
Per. Van

Heh to łatwizna. Rudy nie wie w co się wpakował. Wygram ten zakład na 100% (pewność siebie lvl. hard XD). Pewnie wkroczyłam do tej pizzerii. Towarzyszył mi późny jesienny chłód. Ludzie mijali mnie obojętnie, no może małą sensację wywołały moje włosy. Natomiast te paskudne, małe, wrzeszczące bachory latały tam i z powrotem. Mam ochotę wyjąć mój nóż i wyświadczyć im przysługę. W oddali zobaczyłam Rudego który mi machał z daleka. Pewny siebie jest jakoś, tylko się uśmiechnęłam pod nosem i podeszłam do biura właściciela pizzerii - oczywiście bez zbędnych cerygieli takich jak pukanie weszłam do biura.
-Dobry - mruknęłam. Facet tylko zerknął na mnie przelotnie i skierował na mnie swoje zaskoczone, małe, świńskie oczka. Nienawidzę takich ludzi. Twierdzą że mogą wszystko, bo mają ogromne korporacje, że są panami świata, a gdyby ich wystawić na pole walki to by uciekali w popłochu. W naszej rodzince taki by się nie uchował.
- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Praca na nocnej zmianie - rzuciłam chłodno.
- Obecnie nie mam żadnych wolnych miejsc -oznajmił i uznając temat za zakończony wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
- Jakoś twierdzę inaczej... - oznajmiłam siadając na krześle, ale ten jedynie mnie zignorował patrząc w swojego laptopa. Hah, zabawny jest. Chciałam miło, no ale może jak mu wirus prawie zeżre folder z pornolami to zapewne zmieni zdanie. Ukradkiem wyjęłam telefon i włączyłam konsolkę, którą ustawiłam na przesłanie wirusa na jego kompa. Zawsze trzeba mieć jakiś plan B, nie? Szybko schowałam telefon i czekałam na rozwój wydarzeń.
- Pani może już wy... - usłyszałam jego przerwany głos, a jego oczy ze zdziwieniem patrzyły w komputer. Jednak się opłacało poświęcić w domu trochę czasu na przegonienie Scotta pod względem takich rzeczy. Facet natomiast uporczywie stukał w klawiaturę.
- Coś się stało? - rzuciłam mu wymowne spojrzenie.
- Ehh... wirus...
- Mogę zobaczyć? - facet niechętnie dał mi laptopa. Położyłam nogi na jego biurku i zaczęłam usuwać moje cudeńko.
Po 5 minutach wszystko było gotowe, a on patrzył na mnie z podziwem.
- To może wrócimy do naszej rozmowy? - przerwałam ciszę.
- Ehh... przykro mi, ale to nie zmienia faktu, że nie ma miejsc...
- Jest pan pewny? - przez chwilę moje oczy zrobiły się czarne. On jedynie przełknął ślinę. Chyba już wie, kim jestem XD.
- Jednak jest ostatnie miejsce... - zaśmiał się nerwowo.
- Dziękuję, dalej już sobie sama poradzę - uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z biura, a następnie podeszłam do Fritz.
- No widzisz, jednak mi się udało, ale...
- Co ale? - patrzył na mnie zdziwiony.
- No ale ktoś musiał zrobić dla mnie miejsce, nie? - zaśmiałam się.
- Zwolnił mnie?!
- Żartuję, umiem sobie sama poradzić - dałam mu pstryczka w jego okulary.



Informuję! Że per. Vanessy pisała..... Venus! Nowa użytkowniczka bloga!!! Więc tak:
per Van.- Van (Venus)
per.Fritz-ja XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz