Życie to loteria szczęścia i nieszczęścia...
Najciekawiej jest, gdy wygrywasz oba na raz.
Jednak nudny krajobraz przerwała róża jerychońska. Uklęknęłam przy niej i wylałam parę kropel krystalicznej wody. Ona jak na komendę otworzyła się i przybrała soczysty zielony kolor. Mimowolnie wywołało to na mojej zmęczonej twarzy lekki uśmiech. Po chwili postoju ruszyłam dalej, przecież czekała mnie jeszcze strasznie długa droga.
♤♤♤
Pchnięta jakby nową siłą, dokładniej nadzieją, wystartowałam w kierunku owej góry piasku. Zmęczenie zniknęło, a ja pospiesznie się wspinałam.
Ujrzałam blondyna, o niebieskich jak niebo oczach, a jego twarz była trochę zabrudzona żwirem. Na plecach miał M4A1-S, przy pasie Five-seveN, jednak w ręku dla odmiany bez tłumika prawdopodobnie Digle'a. Akurat rozkręcał robota, kiedy podniósł na mnie wzrok. Bez zastanowienia wstał i wymierzył we mnie pistoletem.
- Łapy do góry, bo strzele!
Przewróciłam oczami i niechętnie podniosłam ręce do góry.
- Daruj sobie - postąpiłam parę kroków do przodu.
- Nawet tym blachom wgrali kurwa głos!
- Jestem człowiekiem, debilu - podeszłam na tyle blisko, aby złapać za Digle'a i mu go zabrać.
- Udowodnij - skierował lufe w stronę podłoża.
Wzięłam jedną z tabletek na ból głowy, przewidując co może się stać, jeżeli teraz jej nie wezmę. Sztyletem zrobiłam małe nacięcie na ramieniu, z którego popłynęła strużka krwi.
- Nie musiałaś, aż tak... - zakłopotany podrapał się z tyłu głowy. - Jestem Chris, Christopher Crawford.
- Caroline Smith, dla znajomych Karo - odwiązałam chustę.
- Zaliczam się do znajomych? - lekki uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Od teraz tak - zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam. - Czemu tu jesteś?
- Chciałem spytać o to samo - ponownie usiadł przy robocie i zaczął w nim grzebać.
- Rodzina - westchnęłam ciężko na wspomnienie ojca.
- To tak jak ja. Tata alkoholik, a matka się boi mu przeciwstawić.
- Moja nie żyje odkąd pamiętam, a o ojcu lepiej nie mówić...
- To co zamierzasz począć ze sobą? - podniósł na mnie wzrok.
- Szczerze? Nie mam pojęcia.
- A myślałaś nad dołączeniem do rebelii?
- Jest to jakiś pomysł na życie, ale jakoś mnie to nie satysfakcjonuje.
- Dlaczego? - zaczął odkręca śrubki w robocie. Co on kombinuje?
- Wiecznie się ukrywać i walczyć o życie? Tyle samo by mi zapewniło pozostanie w domu.
- No niby tak... jest! - wyjął jakąś zieloną kartę pamięci.
- Po co ci to?
- Trzeba sobie jakoś zasłużyć na szacunek - wstał z piasku i się otrzepał.
- Odwalając cza... - zobaczyłam za nim robota.
- Uważaj!
Odruchowo sięgnęłam po sztylet. Błyskawicznie rzuciłam nim w kamerę tej kupy złomu.
Wyglądały one jak kule. Na dole posiadały dwa silniki, które dawały im możliwość latania. Za przednią szybą natomiast znajdowały się zazwyczaj dwie kamery. Jeżeli chodzi o broń to miały okryte karabinki. Mogły wykończyć każdego, kto wszedł im w drogę.
Nie czekając wyminęłam Chrisa i podskoczyłam. Złapałam rękoma obudowę owej maszyny, zaraz po tym podciągając się. Zdezorientowany robot nie ułatwiał mi zadania gwałtownymi ruchami, które miały na celu mnie zrzucić. W końcu nogi mogłam oprzeć o silnik. W jednym momencie wybiłam się w górę, aby móc go zniszczyć. Złapałam siekierę i z impetem wbiłam ją w to żelastwo. Ono natomiast pokiwało się na boki, po czym runęło w dół. Sama spróbowałam zamortyzować własny upadek. Wokół uniósł się piach, drażniąc me gardło. W efekcie zaniosłam się ciężkim kaszlem.
- Nic ci nie jest? - chłopak powoli zaczął do mnie podchodzić.
- Wsz-szyst-k-k-ko okej - starałam się wydusić między poszczególnymi kaszlnięciami.
- Właśnie widzę - mruknął pod nosem i poklepał mnie po plecach.
- Może jakieś dziękuje? - odezwałam się, gdy tylko nadażyła mi się okazja.
- Jesteśmy kwita - powstrzymał śmiech.
- Jak to kwita?!
- Ty mnie uratowałaś przed rozstrzelaniem, a ja ciebie przed uduszeniem - zaśmiał się.
- Sama bym dała sobie radę - wyjęłam z robota siekierę wraz ze sztyletem.
Jedna ze skaczących iskierek musnęła moją dłoń. Zabolało, i to jak. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie dać po sobie poznać bólu.
- Mogę? - Chris nie czekając na odpowiedź wyminął mnie, a następnie zaczął rozkręcać blaszaka.
Oddaliłam się, a następnie usiadłam na jakimś kamieniu, bacznie się mu przyglądając. Jestem ciekawa, po co rebeliantom te karty pamięci...
- To gdzie planujesz się teraz udać? - zapytał dalej siedząc do mnie tyłem.
- Chyba baza rebeliantów, a potem się zobaczy.
- Ale wiesz, że to szmat drogi?
- A ty tam nie wracasz?
- Jeszcze się pobawię trochę się w terenie - w końcu wstał i do mnie podszedł.
- W takim razie nasze drogi się rozchodzą, Christopherze - zdobyłam się na powagę.
- Jeszcze się spotkamy, wiem to - uśmiechnął się.
- No to... do zobaczenia - odwdzięczyłam uśmiech, zawiązałam chuste, po czym ruszyłam w swoją stronę.

Jeeej jak ja lubiam rebeliantów xD
OdpowiedzUsuń*-* Zajebiste...
OdpowiedzUsuńTeż tak chce >.<