sobota, 12 grudnia 2015

Wydarte ze wspomnień - 4 - Nowy członek rodziny

Najlepiej trzymać się razem, bo w grupie zawsze siła!

Per Matthewa - jakiś czas po jego 16 urodzinach

Zapadł już wieczór - moja ulubiona pora. Kiedy czas zwalnia, a wszystko staje się piękniejsze. Jej złote oczy wręcz rozślwietlały mrok pomiędzy drzewami, a ja wsłuchiwałem się w jej melodyjny głos.
- Hej, Matthew - pomachała mi ręką przed oczami.
- Znowu się zamyśliłeś?
- No może troszeczkę - zaśmiałem się.
- Czemu mi to robisz?
- Bo cię kocham - odgarnąłem część jej blond włosów z twarzy.
- Nie słodź, wiesz, że tego nie lubię - zachichotała.
- Będę, nie po to cię ratowałem.
- Ale nie do końca... - jej oczy na chwilę spowiła czerń.
- Sophie, jesteśmy tacy sami. Musimy trzymać się blisko... bardzo blisko...

Per Skyler - pierwszy dzień w szkole; popołudnie

- Aaaaa! Puszczaj mnie! Ratunku! - krzyczałam.
- Haha! Zabije cię - chłopak złapał mnie od tyłu.
- Ratunku! - w końcu oboje leżeliśmy na podłodze i się śmialiśmy.
Właśnie mama nas przyprowadziła z pierwszego dnia w szkole - jakcyś dorośli coś tam gadali na "apelu", nudy. Od jutra będziemy musieli się płaźnić przed tymi nauczycielami i idiotami. To, że mamy po 7 lat, nie znaczy, że jesteśmy głupi.
 - To co teraz Matthew? - spojrzałam na niego.
Odgarnął czarne włosy ze swoich niebieskich oczu. Nie wyglądaliśmy identycznie tak jak kuzyni - Aiden i Atena. W przeciwieństwie do brata byłam rudą dziewczyną z zielonymi oczami.
 - Zostaliśmy sami... hmm... wiem! - jego oczy błysnęły na czarno, a zaraz potem wyleciał z pokoju. 
Zapomniałam wspomnieć, że on już umie używać tak zwanych "czarnych oczu". Według mnie nie jest to jakieś strasznie ważne, no ale co zrobię? Oczywiście, gdzie indziej mógł pójść, jak nie do pokoju rodziców? Wszedł pod łóżko. W pewnym momencie usłyszałam uderzenie o deskę i krótkie "ał". Zachichotałam, a kiedy wywlókł się na powierzchnie wraz ze skrzynką mamy rzucił mi mordercze spojrzenie.
- No co?
- Nic nic - otworzył owe pudło.
- Chcę takie.
Zerknęłam do środka. Broń, broń, broń... wymieniać dalej?
- Kiedyś nam da, a teraz - zamknęłam mu skrzynkę przed nosem, a zaraz po tym kopnęłam ją spowrotem pod łóżko.
- Wracajmy do siebie, bo jak matka się dowie, to możemy mieć przechlapane.
- Ale Skyler... - niechętnie ruszył za mną do wyjścia, ale usłyszeliśmy otwierany zamek.
- Zmiana planów - szepnęłam.
- Kryjemy się tutaj.
Weszłam pod łóżko, natomiast Matthew do szafy. Póki co było cicho... za cicho. Z każdą chwilą moje serce przyspieszało swoje bicie w takim stopniu, iż miałam wrażenie, że lada moment wyskoczy mi z piersi. Mój oddech stał się nierówny. Wyjęłam lusterko, które kiedyś podarowała mi mama. Mówiła, że jeżeli poczuję się dziwnie, to mam sprawdzić oczy. Ehhh... spowiła je idealna czerń. Czy to, że rodzice mogą odkryć to, iż grzebałam z Mattem w broni, może aż tak mnie zestresować? Próbowałam się uspokoić, bo mój głośny oddech z pewnością nie mógł mi pomóc w zachowaniu ciszy.
Do pokoju weszła jakaś dziewczyna, prawdopodobnie około rok młodsza. Miała brązowe włosy i jaskrawozielone oczy. Na twarzy rysował się grymas bólu. Za nią stał... tylko nie on! Fioletowe włosy, ta postura...
- Dobra maluchy, wiem, że tu jesteście - rzucił na ziemię jakąś torbę. - Zobaczymy jacy z was bohaterowie.
Do oczu dziewczyny napłynęły łzy, a facet wyjął strzykawkę z jakąś substancją przypominającą płynne złoto i igłą dotknął szyi swojej "ofiary".
- Liczę do trzech... raz... dwa... trz-
W tym momencie Matthew wyskoczył z szafy. On jest idiotą! Naraża siebie bezsensownie. Zaczął się nieudolnie szarpać, ale facet nic sobie z tego nie robił. Wstrzyknął nieznajomej to dziwactwo, a ona zemdlała. Matt natomiast dalej robił na jego ciele kolejne cięcia kastetem, który prawdopodobnie wcześniej podebrał ze schowka mamy, ale to nic nie dawało. Jednym ciosem rozwalił mojemu brata nos. Gdybym mogła coś zrobić... właśnie! Skrzynka z bronią! Błyskawicznie wyjęłam pierwsze co wpadło mi w ręce - nadziak. W tym samym czasie Matthew został powalony na ziemię. Tym razem fioletowa strzykawka. Spojrzałam na dziewczynę - jej włosy zmieniły kolor na blond. Gdy tylko igła dotknęła skóry mojego bliźniaka wyskoczyłam spod łóżka. Zaczęłam desperacko uderzać włamywacza. Niestety... zdążył wstrzyknąć większość zawartości strzykawki, ale Matt był przytomny. Prawe oko przybrało błękitną barwę, a włosy fiolet typowy dla naszej rodziny.
- Chyba dziś wszystko załatwię, tak jak po mojej myśli - roześmiał się i odrzucił mnie.
Uderzyłam z impetem o ścianę. Moja głowa... dotknęłam jej tyłu - krew.
- Małe ukłucie i będzie po wszystkim - w tym momencie drzwi otworzyły się z impetem.
Mama! W jednej chwili odciągnęła go ode mnie. Po chwili pokój wypełnił dym. Zaczęłam uporczywie kaszleć.
- Już dobrze - mama do mnie podeszła i zaniosła mnie do mojego pokoju.
Potem dołączył Matthew i ta dziewczyna, a mama zajęła się założeniem mi bandażu na części głowy.
- Jak masz na imię i dlaczego tu jesteś? - oho, zaczęło się przesłuchanie.
- Sophie. Ten ktoś mnie porwał z sierocińca... - spuściła głowę.
- W takim razie...
- Nie! Ona z nami ma zostać - Matthew stanął pomiędzy ową Sophie, a mamą.
- Matt, nie możemy...
- Proszę... - popatrzył na nią błagalnie.
- Przemyślę to z tatą, ale nic nie obiecuje - poczochrała jego, teraz fioletowe, włosy i wyszła z pokoju.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego.
- A ty jak się czujesz - usiadł na moim łóżku.
- W miarę okej, ale trochę boli, a ciebie?
- Nos się zrośnie... kiedyś - zaśmiał się. - To teraz... jesteśmy w trójkę.
- Na to wygląda - lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Jeszcze raz wam bardzo dziękuję za ratunek - podeszła do nas i całą trójką się przytuliliśmy.


13 komentarzy: