Per.Carmel
Ciocia prowadziła mnie dosyć niskim i rażąco białym korytarzem który oświetlany był przez tumany światła z okna. Raziło ona moje dwukolorowe patrzałki niemiłosiernie przez co je mrużyłam.Ciocia zasłaniała swój magnetyczny wzrok ręką, co ograniczało dostęp światła do jej oczu i sprawiało że w przyciemnieniu błyszczały niczym gwiazdy. Włosy miała spięte w niechlujny kucyk ułożony na lewym barku, co wyglądało niezmiernie znajomi i nieco zasmucało. Na wąskich, pełnych ustach błyszczał nie wielka ilość pomadki. Makijaż jest u niej nie zbędny, a jednak nie zauważalny. Fioletowe tęczówki oplatane były cieniutkimi siatkami żyłek. Jak u innych istot żyjących. W uszach miała kolczyki w kształcie gwiazdek na co się uśmiechnęłam. Ta jej mania nie zwracania na siebie uwagi. Niby się tak stara, a jednak gdy ktoś o niej wspomni każdy wie o kogo chodzi. Tak jak ojciec jest dla mnie poniekąd autorytetem. Jest tak tajemnicza, że nawet tata nie wiedział o niej wszystkiego co powodowało nieustanne kłótnie pomiędzy rodzeństwem.
-Chce ci się pić?- Zapytała zdławionym głosem tak jakby coś innego zaprzątało jej główkę. Monotonnie spuściła głowę w dół.
-Coś się stało?- Zapytałam ale ciotka zwinnie zignorowała me pytanie. Chwyciła mnie za rękę. Jej dotyk był mocny i stanowczy. Zamknęłam oczy dając prowadzić swe ciało w kierunku do którego podążała Violet. Kiedy zamykam oczy, moje zmysły powinny stać się przytłumione jak u innych. A jednak tak się nie działo. Dźwięki odbijały się echem w mojej głowie, a umysł próbował określić ich pochodzenie. Czy to miała na myśli mama? Zaakceptować swe nie zwykłe zdolności? Przeczesałam palcami długie białe jak śnieg włosy. Ciotka parła dalej na przód, jednak wyczułam bijącą od niej nutkę nerwów. Tak jakby miała się zaraz skulić i nigdy nie wracać do dawnej pozycji. Nigdy dobrze nie wyczuwałam emocji innych, a ciocia Viol raczej nie należy do osób które łatwo wyczytać. Odetchnęła gdy stanęłyśmy pod automatem z przekąskami. Niewinnym spojrzeniem zlustrowałam zawartość machiny. Za szklaną szybką można było wyróżnić kilka rzędów napoi jak i przekąski. Jednak żadne z nich nie było jakieś mega nie zdrowe. Uniosłam jedną brew, co wyglądało jak lekka irytacja danymi produktami. Coraz więcej dziwnych zjawisk łączy się w mym umyśle w całość. Na przykład karmią nas zdrową żywnością. Czy to ma jakiś wzgląd na naszą przemianę? I dlaczego wszyscy tak boją się dyrektorki że nie mówią nam całej prawdy jak Viol? I czemu wszyscy ją tak... szanują? Nie ważne. Kobieta zaczęła przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu drobniaków. Wyjęła kilka brzęczących monet i odliczyła odpowiednią sumę, napierając jedną ręką o metal maszyny. Włosy opadły jej na czoło nie ukrywając tego zawadiackiego uśmieszku który tak ją cechował.
-Wodę?- Zapytała. Energicznym ruchem kiwnęłam głową na tak. Odliczyła dodatkowe tyle i wrzuciła pojedynczo do automatu, klikając odpowiednią opcję. Automat wyrzucił jedna butelkę ale druga jej się zaklinowała. W oczach błysnęła jej iskierka furii. Z całym impetem uderzyła nogą w automat, który aż się zachwiał. Widać że nie raz był kopany z powodu w gnieceń u spodu, ale jej kopniak był charakterystyczny bo najbardziej głęboki. Druga woda upadła a dodatkowo batonik. Kobieta westchnęła i odrzuciła włosy do tyłu. Widziałam ten wyraz furii.... błysnęło mi przed oczyma gdy tata niszczył pierwszego animatronika. Potem ten zapał niknął w jego oczach, ale... on nad tym nie panował nie to co ciocia. Jej uśmiech wrócił na roziskrzoną twarzyczkę. Podała mi jedną z butelek i batona.
-Ale...
-Nie lubię przecież Snickers'ów.- Zerknęłam na markę batona. Przed oczyma mignęła mi oryginalna folia batonika, świadcząca o tym że nie jest podrobiony.Rozerwałam opakowanie biorąc porządnego gryza. Heh... czy w snickersach nie ma Carmelu? Bo to by była ironia...
-Idziemy?- Zapytałam żując dokładnie kęs batona. Czekolada delikatnie głaskała me podniebienie, roztapiając się w rozkoszach.
-Nom.- Mruknęła prowadząc mnie przed siebie. Byłyśmy już całkiem blisko głównego wyjścia na bulwar obok budynku, ale w granicy murów. Jedyne co mnie zaintrygowało to plotki opowiadane przez starsze istotki podążające wgłąb budynku mijając nas i dzieląc się swymi obiekcjami. Była to jakaś długowłosa ruda istotka o talii osy i dość niska krótko włosa blondynka. Czy każdy wampir jest piękny? No w sensie... nie widziałam grubych i nie zdrowo wyglądających wampirów, a wręcz przeciwnie większość z nich była urodziwa. Fryzura blondynki miała nieco gruszkowaty kształt. Ruda miała za to długie, proste i gęste włosie. Wręcz promieniała. Pomyśleć że ponad połowa z nas nie przeżyje tej przemiany co mówiła Violet. Czemu nikt inny nas do tego nie przygotowywał? Czemu jak ktoś źle się poczuje to zabierają go by nie umierał na naszych oczach?
-Słyszałaś?- Ruda była równie zaintrygowana jej paznokciami co tematem rozmowy. Blondynka wyglądała na jedną z tych co ma diabła za uszami. Nadstawiłam swe uszy by lepiej słyszeć.- Na nowo otwierają stajnię.-Stajnię?
-No! Znów będą zajęcia z jazdy konnej... Ale... myślałam że Diana odeszła.- Diana? Może to imię jakiejś belferki skoro to lekcja...
- Ma być nowa nauczycielka.- Tudzież zaciekawiła mój mały dziecięcy rozumek.- Podobno to matka jednej z uczennic.
-O boże! Mam nadzieję że nie moja....
-Moja dla odmiany cieszy się że pozbyła się kłopotliwego bachora. - I zaczęła się gadka która ma gorzej w domu. Kto się założy że biję ja na głowę? U mnie w domu to jest ciekawie! Wreszcie wybyłyśmy na zewnątrz. Promienie słońca tak niemiłosiernie paliły że aż syknęłam. Światło. Haniebne i plugawe, tak bardzo iż (Rezi) razi me piękne dwukolorowe oczęta. Złapała mnie za rękę i poprowadziła do cienia. Wskazała na ławkę z zamkniętymi oczyma. Fajnie. Pięknie. Tyle że..... ławka pusta.
-Ciociu... tu nikogo nie ma.
-CO?- Wydała głuchy dźwięk coś z pomiędzy warknięciem, a wstrzymaną wiązanka przekleństw, na istotę która zniknęła. Potem wydała krzyk upominający tak jak tata gdy coś zamalowałam...ja bądź ciocia. No sorry... gdybym zabrała toster i cichaczem próbowała wyjść oknem balkonowym to nie dziwiła bym się gdyby po dwóch sekundach rozległo się głośne i donośne 'Carmel!!!!!'. Tutaj tekst nieco inny.- KARINA!!!!- Uuu... i jaki stanowczy. Ta Karina ma p r z e r ą b a n e. Mam nadzieję że wyjdzie z tego żywa ....
Per. Kari (XDDDDD)
-I hope die ina fire!!!!- Śpiewałam pod nosem przechadzając się po tym zajebiście zajebistym różanym ogrodzie. Zapach róż mierzwił moje nozdrza i wprawiał w uczucie spokoju. Czy to moja wina że nie potrafię usiedzieć w miejscu? I że Viol nie wraca tak długo? Znudziło mi się śpiewanie w tych ciepłych i nieco wkurwiających (XDDDD) promieniach Heliosa. Z resztą... angielski... i chyba jakikolwiek język źle mi idzie (XDDD). Miałam zacząć nową symfonię dźwięku, gdy w ten... zobaczyłam huśtawkę! Jeeej (Brawo Kari! Masz zabawkę!). Wiecie co? Moja kotełka za mną człapała caaaały czas zostawiając łapkami ślad na ziemi. Co to? Mój anioł stróż?! Usiadłam na huśtawce i zaczęłam się bujać. Złożyłam nogi prosto i zaczęłam się bujać. Kotka wskoczyła na me kolana i bujała się razem ze mną.
-Dmuchawce, latławce....eee... jak to dalej szło? (Może... Viol mnie zabije jak mnie znajdzie XDDDD).- Wzruszyłam ramionami.- A z resztą... Nie ważne (XDDDD) Lalalalali isis paaaaadł....- (XDDDD ja się staram nie ryć podczas pisania tego)- Kotka otarła się o moją bluzkę zostawiając na niej sporą warstwę sierści.- No ey! Ja do ciebie rubinku czy.... jak to tam cię nazwałam. Ja do ciebie z sercem a ty do mnie z sierścią! Wiem!- Wpadłam na arcy genialny pomysł. - Nazwę cię Isis!!!! Z okazji mojego... no tam i Viol i Putina (XDDDD) zwycięstwa nad isis!!!!(Logika is dead)- Zeskoczyłam z huśtawki chwytając kotkę w łapki.- Idziemy na spacer Isisisisisi!!!!- Krzyknęłam. I ruszyłam powolnym krokiem w kierunku szkoły. Gdy znalazłam się na dziedzińcu usiadłam na ławce pod drzewem. Isis była zadowolona bo przysiadły się do nas ptaki! Isis chciała polować... z chęcią popatrzę.
-Hmm... chyba o czymś zapomniałam....-Wzruszyłam ramionami.-Eeee tam.-Gdy nagle
-KARINA!!!!!- Ojć... już nie żyję. Zobaczyłam bowiem Viol z jakąś dziewczynką. Coś czuję że mogę już planować pogrzeb...
XDDDD mam dobry humorek XDDD I czo wy na to? Co Viol jej zrobi? Heheh... i... o co Viol chodzi? Czemu chodzi taka.... przybita? To wszystko w następnej dobranocce XDD a teraz dzieci spać! Sorry... nie wiem Co mi XDD. No to..... tosty z wami1
(Serio? Tosty?)
Gdzie?
(*Facepalm*)
[*Jak wyżej*]
{Ale ja tam głodna jestem....}
([* Facepalm mentalny by nie uszkodzić swych zacnych czułek XDD*)]

Takie serio serio pytanie... Czy ty wiedziałaś że w realu serio Snikersów nie lubię... I supcio... To teraz muszę knuć teorie spiskowe co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńHehehe ja też nie lubię *-* to rodzinne... Ni martw się jutro doprowadzę do powrotu w twoje rozdziały w roboczych... Ale ładnie się spisuje co nie?
OdpowiedzUsuńŁadnie?! Jak dla mnie jest SUPER MEGA EPIC ( Wczale najpierw nie napisałam SUPER MARIO BROS, wczale... )
OdpowiedzUsuń*nuci Mario Bross* wypociny chorego beztalęcia gotowe : / jeszcze tylko jeden czy dwa rozdziały i wszystko wróci na odpowiedni to... Z resztą... Napiszę ci to w poście jutro...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej mam wolne xD ( Nie licząc co chwilowego wchodzenia w robocze ... ) A tak a propos przypomniałam sobie... Zacytuję " Wyjdziesz w poniedziałek na dwór z bronią wodną? " Będzie śmiesznie bo z 3 klas chłopaki przylecą do nas na plac xD Niech się boją ...
UsuńHania ma urodziny w poniedziałek więc może... Zapraszam ją zlać XDD ja jeste chora wię nie wiem... Szczepienie mi przeniaśli... A taka ładna igła. Ehh... Bidna ja. Lubie igły i szczepienia. (chyba jako jedyna w tej rodzinie -,-)
OdpowiedzUsuńClr: Nie. Bo raczej się do niej zaliczam -,-
No... To igieł Carmel boisz się po tacie...
Igły?! Igły są złe ! ;-;
OdpowiedzUsuńNie dla mniem ^^ i twojej ,mamy....Jednak nie wyjdę;-; Nie pozwolili mi Ja mam igły i strzykwki zapakowane w szafie XDDDD Ostatnio goniłam siostrę z igłą w ręku XDDDD Hehehe to było moje ulobione hobby... Gonić twojego ojca i Kari z igłą w ręku po domu XDDDD
OdpowiedzUsuń